— Dziękuję, że mi to powiedziałeś — szepnęła.
Gdy tylko zrobiło się jasno, poszli po sieć. Nicole zdziwiła się widząc, że sznury, które przecięła, aby uwolnić jednego z ptaków, zostały naprawione. Sieć wyglądała jak nowa.
— Jakiś biot zdążył ją już naprawić — rzekł Richard spokojnie; podobne rzeczy przestały już na nim robić wrażenie. Odcięli kilka metrów sieci i ruszyli do „szopy”. Po drodze Richard sprawdził wytrzymałość materiału. Przekonał się, że rozciąga się mniej więcej o piętnaście procent i zawsze wraca do pierwotnej długości. Czas kurczenia się sieci zależał od stopnia jej naprężenia.
Po chwili znaleźli się w „szopie”.
Nicole nie chciała tracić czasu. Jeden koniec sznura przymocowała do niewielkiego przedmiotu przed budynkiem i zeszła do studni. Richard miał ją ubezpieczać na wypadek, gdyby wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Po chwili Nicole znalazła się na dnie; na wspomnienie długich godzin, jakie tu spędziła, przeszedł ją zimny dreszcz.
Wbiła metalowy pręt w melon i przymocowała go sobie do plecaka. Szybko wspięła się do góry.
— Świetnie — uśmiechnęła się do Richarda, wręczając mu owoc. — Czy w dalszym ciągu postępujemy zgodnie z planem A?
— Tak. Teraz wiemy przynajmniej, co będziemy jedli. Starczy na dziesięć obiadów.
— Dziewięć — roześmiała się Nicole. — Wiem, jaki masz apetyt…
Ruszyli do zachodniego rynku. Wyszli na otwartą przestrzeń, potem chodzili wąskimi uliczkami; nie znaleźli nic, co nadawałoby się do budowy łodzi. Tylko Richard spotkał biota — stonogę, który maszerował w poprzek rynku. Richard zrobił wszystko, żeby go zatrzymać; położył się przed nim na ziemi, walił go plecakiem po głowie. Daremnie.
Nicole śmiała się głośno.
— Ta stonoga jest zupełnie bezużyteczna — poskarżył się Richard. — Nic nie robi, nie ma żadnych czujników. Po prostu sobie spaceruje.
— Technologia istot przewyższających nas inteligencją jest tak zaawansowana — Nicole zacytowała często powtarzaną przez niego wypowiedź — że będzie dla nas całkowicie niepojęta.
— Ale ta cholerna stonoga z cudami nie ma nic wspólnego! — odparł Richard, którego nieco rozzłościł śmieszek Nicole. — Ona jest głupia!
— A co byś zrobił, gdyby stanęła? — chciała wiedzieć Nicole.
— Jak to co? Zbadałbym ją. A co myślałaś?
— Myślę, że dobrze byłoby skoncentrować się na jednym zadaniu — odparła Nicole. — Wątpię, czy biot — stonoga pomoże nam wydostać się z wyspy…
— No cóż — mruknął Richard — mam wrażenie, że źle się do tego zabieramy. Na powierzchni nic nie znajdziemy. Prawdopodobnie bioty regularnie ją sprzątają. Należałoby szukać otworów, na przykład takich, w których są ptaki. Radarem możemy wykryć miejsca, gdzie pod gruntem są jaskinie…
Szukanie drugiego otworu zajęło im sporo czasu, choć szyb nie znajdował się dalej niż dwieście metrów od pierwszego. Po godzinie byli już przekonani, że na rynku nie ma innych wejść do podziemi. Postanowili rozszerzyć teren poszukiwań na przylegające do rynku uliczki.
Trzeci otwór znaleźli na środku ślepej uliczki otoczonej z trzech stron wieżowcami. Nie był niczym zamaskowany i miał takie same wymiary jak pierwszy: dziesięć metrów na sześć.
45. NIKKI
— Myślisz, że ptasia grota otwiera się w ten sam sposób? spytała Nicole.
Richard uważnie rozglądał na boki. Po pewnym czasie na jednym z budynków dostrzegł płaski prostokąt. Naciśnięcie go spowodowało odsunięcie się klapy.
— To możliwe — odparł. — Trzeba będzie to sprawdzić. — W takim razie te kryjówki nie są bezpieczne — powiedziała Nicole.
Uklękli nad otworem. W dół prowadził stromy, szeroki, niknący w ciemnościach chodnik.
— To wygląda jak zjazd do piętrowego garażu — rzekł Richard wchodząc do środka. — A ten materiał przypomina cement…
Nicole patrzyła, jak jej towarzysz powoli schodzi w dół.
— Nie idziesz ze mną? — spytał Richard, gdy jego głowa znalazła się na poziomie gruntu. Zapalił latarkę.
— Myślę, że najpierw powinniśmy o tym porozmawiać. Nie chcę po raz drugi…
— Aha! — wykrzyknął Richard. Gdy tylko jego noga spoczęła na podeście, światło w podziemiach zapaliło się automatycznie. Zjazd się rozdwaja Obydwie drogi wyglądają tak samo — rzekł, robiąc kilka kroków do przodu. Po chwili zniknął.
— Richard! — krzyknęła przerażona Nicole. — Poczekaj! Musimy się zastanowić, co robić!
Po kilku sekundach w otworze znów pojawiła się jego uśmięchnięta twarz.
Nicole powiedziała, że ma zamiar pozostać na powierzchni nawet w wypadku, gdyby Richard zdecydował się na zejście w głąb. W ten sposób nie zostaną zamknięci w podziemiach.
Richard z zainteresowaniem rozglądał się dookoła. Ściany wykonane były z tego samego materiału co ptasia grota. Wzdłuż podjazdu znajdowały się podłużne lampy, oświetlające drogę.
— Możesz się na chwilę odsunąć? — powiedział w pewnej chwili.
Nicole zrobiła krok w tył.
— Jeszcze trochę! — krzyknął.
Oparła się o ścianę jednego z budynków.
— Wystarczy?! — krzyknęła. Nagle otwór zaczął się zamykać. Nicole podbiegła do pokrywy i złapała ją rękami, ale jej wysiłki były daremne.
— Richard! — krzyknęła.
Zaczęła stukać w metaliczną pokrywę. Przypomniała sobie, jak się czuła, gdy sama została zamknięta w ptasiej grocie. Podbiegła do budynku i nacisnęła metaliczną płytkę. Nic się nie stało. Wróciła z powrotem do klapy.
— Richard!
— Tu jestem — odezwał się z pod ziemi. — Przy pierwszym stopniu jest taka sama płytka. Nacisnąłem ją. Myślę, że otwiera pokrywę z opóźnieniem; nie próbuj jej otwierać i daj mi kilka minut.
Nicole usiadła na ziemi. Richard miał rację. Po kilku minutach pokrywa otworzyła się; w otworze pojawiła się jego uśmiechnięta twarz.
— Mówiłem ci, żebyś się nie martwiła… Masz przy sobie coś do jedzenia? — spytał.
Schodzili w dół. W pewnej chwili Nicole usłyszała szum wody. W niewielkim pomieszczeniu, dwadzieścia metrów pod ziemią, znajdował się zbiornik z wodą, taki sam jak w ptasiej grocie. Nicole i Richard napili się świeżej wody i napełnili swoje pojemniki.
Z głównego korytarza nie odchodziły żadne poziome chodniki; nieco dalej zaczynał się jeszcze jeden zjazd.
— Spójrz — powiedział w pewnej chwili Richard, oświetlając latarką ściany groty ze zbiornikiem. — W tym miejscu zmienia się struktura ścian, jak gdyby wykonano je z innego tworzywa…
— Wygląda na to, że podziemia budowano w dwóch etapach — szepnęła Nicole.
— Właśnie — skinął głową Richard. — Może pierwotnie tutaj także były poziome korytarze, które dopiero później zamurowano…
Ruszyli w dół. Długo szli w milczeniu. Co jakiś czas napotykali identyczne zjazdy. Gdy tylko docierali do kolejnego poziomu, światła prowadzące dalej w dół zapalały się automatycznie.
Pięćdziesiąt metrów pod powierzchnią znaleźli dużą, owalną komnatę, o dwudziestopięciometrowej średnicy. Co dziewięćdziesiąt stopni wychodziły z niej cztery korytarze.
— Ene due rike falce… — mruknął Richard.
— Ene — zdecydowała Nicole ruszając do jednego z nich. Gdy zbliżyła się do wejścia, w korytarzu zapaliło się światło.
Tym razem Richard się zawahał. Wyjął komputer i szybko stukał w klawiaturę.
— Prawda, że tunel zakręca nieco w prawo? Zwróć uwagę na światła w oddali…