Выбрать главу

Nicole potrząsnęła głową. Znów czuła się niepewnie. Myślała o swojej pierwszej reakcji na widok Ramy, gdy jechała ze stacji Alfa kolejką linową. Nigdy w życiu, nawet w najdzikszych marzeniach, nie widziałam czegoś podobnego… myślała. Nie przypuszczałam, że napotkam tyle niewyjaśnionych zagadek, i że wciąż będą pojawiać się nowe… Ludzie Nortona nie zdawali sobie z tego sprawy…

— Richard?

Richard rozkazał właśnie robotom, aby zawróciły.

— Tak?

— Jak gruba jest zewnętrzna powłoka Ramy?

— Myślę, że ma około czterystu metrów — odparł nieco zdziwiony. — Ale tylko na jednym z końców. W innych miejscach nie możemy tego dokładnie stwierdzić. Norton uważał, że głębokość Morza Cylindrycznego jest zmienna. Czasem ma czterdzieści metrów, a miejscami dochodzi do stu pięćdziesięciu. Sądzę, że powłoka ma przynajmniej kilkaset metrów grubości.

Richard zerknął na ekran. Książę Halli Falstaff wrócili na stację. Kazał im stanąć i spojrzał na Nicole.

— Czemu pytasz? Ty nigdy nie zadajesz pytań bez powodu…

— Żeby zwiedzić ten podziemny świat, trzeba by na to poświęcić całe życie…

— Nie mamy tyle czasu — uśmiechnął się Richard. — A wracając do twojego pytania o grubość powłoki: południowa część cylindra jest czterysta metrów wyżej niż północna. O ile zatem w strukturze nie występują jakieś szczególne nieregularności a niczego takiego nie zauważyliśmy z zewnątrz — na południu cylinder wydaje się znacznie grubszy.

Richard spodziewał się, że Nicole coś powie, ale ona milczała. Powrócił więc do komputera, by wydać robotom dalsze rozkazy.

Nicole nie bez powodu spytała o grubość powłoki; wciąż miała obsesyjne wizje dotarcia do tunelu, na którego końcu będzie komnata oświetlona promieniami prawdziwego słońca. Gdybym była istotą żyjącą w tym świecie i przypadkowo natrafiłabym na taką komnatę, zmieniłoby to mój pogląd na to, czym jest wszechświat… Nie mogłabym już wrócić do życia w ciemnych korytarzach…

— A cóż to takiego? — wyrwał ją z zamyślenia Richard. Książę Hall i Falstaff weszli do jaskini po drugiej stronie stacji metra i natknęli się na dziwną, gąbczastą pajęczynę. Obraz w podczerwieni zdradzał, że wewnątrz pajęczyny tkwi jakiś gorący, kulisty przedmiot. Nicole namówiła Richarda, żeby roboty rozejrzały się dookoła i sfilmowały wnętrze jaskini.

Jaskinia była ogromna. Rozciągała się tak daleko, że kamery nie były w stanie dostrzec jej ścian. Sufit znajdował się na wysokości około dwudziestu metrów, boczne ściany dzieliło ponad pięćdziesiąt metrów. Było tam wiele innych gąbczastych przedmiotów. Z sufitu, na wysokości pięciu metrów, zwisała siatka. Podobna sieć wisiała kilkaset metrów dalej.

Richard i Nicole zastanawiali się, jakie polecenie wydać robotom. Ani stacja metra, ani komnata nie miały innych wyjść. Panoramiczny obraz wnętrza nie ukazał niczego prócz kul otoczonych gąbczastą masą. Nicole chciała sprowadzić roboty z powrotem i wyjść na powierzchnię, ale Richard nie mógł się powstrzymać, żeby najpierw nie przekonać się, czym są dziwaczne kuliste obiekty.

Z pewnym trudem robotom udało się wspiąć po pajęczynie i dotrzeć do kuli. Czujniki ostrzegły o rosnącej temperaturze. Na ekranie pojawiło się ostrzeżenie: temperatura jest zbyt wysoka, obwody mogą tego nie wytrzymać.

Richard szybko stukał w klawiaturę. Przekonał się, że kula zrobiona jest z twardego materiału, prawdopodobnie z jakiegoś metalicznego stopu. Falstaff kilkakrotnie uderzył w nią pięścią, co spowodowało szybko zanikające dudnienie. Najwidoczniej kula była pusta w środku; możliwe, że wewnątrz znajdował się jakiś płyn. Roboty wyplątywały się właśnie z pajęczyny, gdy ich mikrofony wychwyciły dźwięk przypominający chrzęst wleczonych po metalowej powierzchni gałęzi.

Richard usiłował przyspieszyć ucieczkę robotów. Hallowi udało się wydostać z pajęczyny, ale obwody Falstaffa przegrzały się z powodu bliskości gorącej kuli; procesora nie dało się przestawić na szybszą pracę. Złowieszczy chrzęst narastał.

Ekran komputera podzielony był na dwie części, każda z nich ukazywała obraz z kamery innego robota. Książę Hall upadł na ziemię i nie czekając na swojego towarzysza ruszył w kierunku stacji metra. Falstaff nie mógł się wyplątać.

— To zbyt ciężka praca jak na pijącego człowieka… — mruknął.

Nagle skrzypiący dźwięk się urwał; kamera Falstaffa przekazała obraz długiego, cienkiego czarno — złotego węża. Po chwili ekran zgasł; pozostał na nim jedynie napis informujący, że robot uległ „nieodwracalnym uszkodzeniom”. Falstaff zdążył przesłać jeszcze jeden obraz: z kilkucentymetrowej odległości widać było na nim szaroniebieski okrąg, przypominający oko. Potem łączność na wszystkich kanałach została zerwana.

Hall dotarł na stację. Zanim wagonik odjechał, mikrofon robota znów wychwycił ten dziwny dźwięk. Po chwili kolejka ruszyła; Richard i Nicole odetchnęli z ulgą.

W niecałą minutę później mikrofon Halla przekazał dźwięk przypominający tłuczenie szkła. Na ekranie pojawiła się czarno-złota macka, która wybiła szybę i usiłowała złapać robota. Stwór siedział na dachu kolejki i z każdą sekundą był coraz bliżej!

Nicole pierwsza zaczęła się wspinać, Richard stracił kilkanaście sekund na zebranie sprzętu. Gdy był w połowie drogi, usłyszał pisk Halla informujący o nieodwracalnych uszkodzeniach. Spojrzał w dół. Kolejka właśnie wyjechała z tunelu.

Krew zastygała mu w żyłach; na jej dachu siedział wielki czarny stwór. Z rozpłaszczonego tułowia na wszystkie strony rozchodziły się czarno — złote macki. Cztery z nich wybiły szyby i trzymały robota w uścisku. Stwór zeskoczył z dachu i jedną z macek uchwycił wystający ze ściany kolec. Richard przestał patrzeć w dół; zaczął się wspinać najszybciej, jak tylko potrafił. Wydostał się ze studni i ruszył biegiem. Nicole wciąż wyprzedzała go o kilkaset metrów, w oddali słychać było jej kroki.

W biegu zauważył, że tunel zakręca w prawo. Nie był to ten sam, którym przyszli, ale i tak powinien prowadzić do wyjścia. Po kilkuset metrach Richard zatrzymał się. Było całkiem cicho. Odetchnął z ulgą. Nagle usłyszał przeraźliwy krzyk Nicole. Boże, pomyślał i co sił w nogach ruszył na ratunek.

47. MACIERZE

— Nigdy w życiu nie widziałam czegoś, co by mnie tak przeraziło! — jęknęła Nicole.

Kosmonauci usiedli opierając się plecami o ścianę jednego z wieżowców przy zachodnim rynku. Wciąż dyszeli po szalonej ucieczce. Nicole napiła się wody.

— Właśnie miałam zamiar odsapnąć — ciągnęła. — Słyszałam tylko ciebie i wiedziałam już, że nic nas nie goni. Pomyślałam, że zaczekam na ciebie w muzeum. Zapomniałam, że to inny tunel! Oczywiście, powinnam była się zorientować, bo wejście było z przeciwnej strony. Ale widocznie nie byłam zdolna do logicznego myślenia… Weszłam do środka, zapaliły się światła. On tam był, jakieś trzy metry przede mną…

Nicole wybiegła z tunelu i z płaczem rzuciła się Richardowi w ramiona.

— Tam jest Takagishi… wypchany jak zwierzę… tam, po prawej stronie… — mówiła urywanymi zdaniami.

Po pewnym czasie uspokoiła się nieco; razem wrócili do tunelu.

Naprzeciwko wejścia stał Shigeru Takagishi. Miał na sobie skafander i wyglądał dokładnie tak samo jak wtedy, gdy widzieli go po raz ostatni w obozie Beta. Ręce trzymał wzdłuż tułowia. Uśmiechał się.

— Cóż to jest, do cholery?! — szepnął przerażony Richard, nie wierząc własnym oczom. Nicole odwróciła wzrok; wypchany Japończyk wyglądał jak żywy.