Klapa znajdowała się dokładnie w miejscu przewidzianym przez Richarda.
— Hurra! — wykrzyknął i rozłożył na ziemi materac. Niech żyje matematyka!
Niech żyje Omeh, pomyślała Nicole. Nie była już śpiąca, ale nie chciała samotnie badać nieznanej okolicy.
Co jest ważniejsze, zastanawiała się leżąc na swoim materacu, intuicja czy matematyka? Czy matematyczne modele pomagają nam dotrzeć do prawdy? A może jest odwrotnie? Może najpierw znamy prawdę, a potem matematyka pomaga nam ją zrozumieć?
Wstali o świcie.
— Dni robią się coraz krótsze — rzekł Richard. — Ale długość dnia i nocy jest zawsze taka sama, czterdzieści sześć godzin, cztery minuty i czternaście sekund.
— Kiedy dolecimy do Ziemi? — spytała Nicole, chowając materac do plecaka.
— Za dwadzieścia dni i trzy godziny — odparł Richard, sprawdziwszy to w komputerze. — Jesteś gotowa na dalsze przygody?
Nicole skinęła głową.
— Myślę, że wiesz już, gdzie znajduje się urządzenie otwierające klapę?
— Jeszcze nie — odparł — ale zaraz będę wiedział. Gdy je znajdziemy, wejście do ptasiej groty nie sprawi nam żadnych trudności, bo będziemy mieli klucz do wszystkich konfiguracji.
Dziesięć minut później Richard nacisnął metalową płytkę i trzeci właz stanął przed nimi otworem. W głąb prowadziły szerokie schody; Richard wziął Nicole za rękę. Ruszyli w dół. Włączyli latarki, bo nie zapaliły się żadne światła.
Grota z wodą znajdowała się w tym samym miejscu, co w innych pieczarach; w tunelach na dwóch głównych poziomach panowała idealna cisza.
— Tutaj chyba nikt nie mieszka — szepnął Richard.
— W każdym razie jeszcze nie… — szepnęła Nicole.
48. WITAJCIE, ZIEMIANIE
Richard był bardzo zdziwiony. W pierwszej grocie górnego tunelu znaleźli jakieś urządzenia. Zrozumienie ich działania zajęło mu nie więcej niż godzinę. Okazało się, że służą do regulacji temperatury i oświetlenia podziemi. Ale skoro inne groty miały podobną konstrukcję, dlaczego ptaki nie korzystały z tych udogodnień? Gdy zabrali się do śniadania, Richard wypytywał Nicole o szczegóły konstrukcji ptasiej groty.
— Obawiam się, że pomijasz sprawy o znaczeniu fundamentalnym — powiedziała Nicole jedząc melon. — Ptaki nie są najważniejsze. Pozostaje pytanie: gdzie są Ramowie? I po co zbudowali te groty pod Nowym Jorkiem?
— Może wszystkie istoty, które do tej pory napotkaliśmy, to właśnie Ramowie — odparł Richard. — Bioty, ptaki, ośmiornice… może wszystkie pochodzą z jednej planety. Najpierw stanowiły szczęśliwą rodzinę, a potem ewoluowały. Stworzyły odrębne pieczary i groty…
— Nie wydaje mi się to prawdopodobne — przerwała Nicole. — Po pierwsze, bioty są maszynami. Może ptaki też, ale co do ośmiornic jestem przekonana, że to żywe istoty. Wprawdzie poziom technologicznego zaawansowania istot, które zbudowały ten statek, z pewnością pozwala im na konstruowanie robotów, o jakich nam się nie śniło, ale intuicja podpowiada mi, że ośmiornice to żywe organizmy.
— Obawiam się, że nigdy nie odróżnimy żywej istoty od robota skonstruowanego przez cywilizację, tak dalece wyprzedzającą nas technologicznie…
— Zgadzam się z tobą. Ale w takim razie nasz spór pozostanie nie rozstrzygnięty. Poza tym jest inna sprawa, o której chciałam porozmawiać.
— Mianowicie?
— Czy ptaki i ośmiornice były także na pokładzie Ramy I? A jeżeli tak, to dlaczego ekipa Nortona w ogóle ich nie dostrzegła? A jeżeli ich tam nie było, to dlaczego są właśnie na tym statku?
Richard zastanawiał się przez chwilę.
— Wiem, do czego zmierzasz — powiedział. — Naszym podstawowym założeniem jest, że miliony lat temu jakaś cywilizacja na drugim końcu Galaktyki zbudowała Ramę; zakładamy, że Rama jest całkowicie obojętny wobec tego, co napotyka na swojej drodze. Ale jeżeli obydwa statki zostały zbudowane tak dawno temu, i zakładamy, że zbudowano je mniej więcej w tym samym czasie, to dlaczego w ich wnętrzu napotykamy tak wiele różnic?
— Zaczynam wierzyć, że nasz przyjaciel z Kyoto miał rację — odparła Nicole. — Może w tym wszystkim jest jakiś głębszy sens. Jestem niemal pewna, że Norton pisał rzetelne raporty i że rzeczywiście istnieją różnice pomiędzy Ramą I a Ramą II. Jeżeli założymy, że tak jest, pojawia się nowe pytanie: dlaczego statki się różnią?
Richard skończył jeść i ruszył słabo oświetlonym tunelem. — Podobna dyskusja miała miejsce, zanim zadecydowano o przerwaniu misji Newtona — powiedział. — W trakcie telekonferencji główne pytanie brzmiało: dlaczego Ramowie zmienili kurs w kierunku Ziemi? Ponieważ pierwszy statek tego nie zrobił, zdecydowano, że Rama II różni się od swojego poprzednika. Ludzie, którzy uczestniczyli w tym zebraniu, nic nie wiedzieli o ptakach czy ośmiornicach.
— Ptaki spodobałyby się Borzowowi… — mruknęła po chwili Nicole. — On zawsze twierdził, że latanie jest najwspanialszą rzeczą na świecie… Powiedział mi kiedyś w tajemnicy, że choć nie bardzo wierzy w reinkarnację — ma nadzieję powrócić jako ptak…
— Był dobrym człowiekiem — rzekł Richard zatrzymując się na moment. — Wydaje mi się, że nie doceniliśmy jego zalet. Nicole włożyła resztki melona do plecaka i uśmiechnęła się do Richarda.
— Mogę ci zadać jeszcze jedno pytanie?
Richard skinął głową.
— Czy myślisz, że spotkaliśmy już Ramów? Mam na myśli istoty, które zbudowały ten statek. Albo ich potomków.
Richard potrząsnął głową.
— Z pewnością nie — odparł. — Może napotkaliśmy istoty, które stworzyli, może nawet widzieliśmy zwierzęta z ich planety. Ale z całą pewnością nie spotkaliśmy Ramów.
Zwiedzanie podziemnych chodników było nudne. Richard i Nicole przemierzyli wiele tuneli i oprócz pustych grot nie natknęli się na nic ciekawego. Znaleźli jeszcze cztery urządzenia do regulacji oświetlenia i temperatury.
Po lewej stronie niższego tunelu znaleźli białą komnatę. Były w niej dziwnie znajome przedmioty: grzebień, szczotka do włosów, puste opakowanie po szmince, monety, klucze oraz coś, co wyglądało jak staroświecki radiotelefon. Tuż obok znajdował się pierścionek, zegarek, tubka z pastą do zębów, pilniki do paznokci i niewielka klawiatura z literami łacińskiego alfabetu.
Richard i Nicole byli zdumieni.
— No, mój geniuszu — Nicole zwróciła się do Richarda — a teraz wytłumacz mi, co to wszystko znaczy.
Richard wziął do ręki tubkę, wycisnął nieco pasty na palec i polizał.
— Paskudztwo! — splunął. — Daj spektrometr.
Nicole zabrała się do badania składu chemicznego „pasty”. W tym czasie Richard przyglądał się innym przedmiotom. Szczególnie zafascynował go zegarek. Rzeczywiście wskazywał czas, ale na tarczy wyrysowane były jakieś dziwne znaki.
— Byłaś kiedyś w muzeum kosmonautyki na Florydzie? — spytał.
— Nie.
— Jest tam wystawa przedmiotów codziennego użytku, które zabrali ze sobą ludzie Nortona. Ten zegarek wygląda tak samo jak zegarek w muzeum; jestem tego pewien, bo kupiłem sobie taki sam w sklepie z pamiątkami.
Nicole zbliżyła się do Richarda.
— To nie jest pasta do zębów. Nie wiem, co to jest. Zawiera sporo metali ciężkich.
Przez kilkadziesiąt minut kosmonauci przeglądali znalezione przedmioty.
— Jedno nie ulega wątpliwości — rzekł Richard, bezskutecznie usiłując otworzyć obudowę radiotelefonu. — Te rzeczy mają związek z ludźmi. Jest ich zbyt dużo, żeby to mógł być przypadek.