Выбрать главу

— Co jest, do cholery — krzyknął — tutaj jesteśmy! Wystarczy się obejrzeć i…

Richard zamarł. Człowiek w skafandrze miał martwą twarz, pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu. Richard skądś ją znał. Boże, przecież to Norton! Przeszedł go zimny dreszcz. W ostatniej chwili odskoczył w bok. Cztery postacie niespiesznie maszerowały dalej. Richard przyglądał się ich twarzom. Należały do trzech pozostałych kosmonautów, którzy stąpali po pokładzie Ramy I.

Nicole stanęła przy nim w chwili, gdy minęła go ostatnia postać.

— Co się stało? Dlaczego się nie zatrzymali?

Richard był blady jak kreda, milczał.

— Kochanie, co się stało?

— To bioty — wydusił z trudem Richard. — Ludzie — bioty!

— Co?! — przeraziła się Nicole. Podbiegła do pierwszego z maszerujących i spojrzała mu w twarz. Natychmiast rozpoznała Nortona. Wszystko się zgadzało, kształt twarzy, kolor oczu, wąsy… Tylko oczy były martwe…

Dopiero teraz zauważyła, że ruchy ciała też były nienaturalne. Każdy kolejny krok był dokładnym powtórzeniem poprzedniego. Richard ma rację, pomyślała, to ludzie — bioty. Musieli powstać na podstawie zdjęć, tak samo jak pasta do zębów i szczoteczka.

Ogarnęła ją panika.

Ale przecież nie potrzebujemy ekipy ratunkowej, usiłowała się uspokoić. Przecież nad nami wciąż jest zakotwiczony Newton!

Richard był przerażony. Przez kilka długich minut siedział w roverze. Nie chciał ruszyć z miejsca, nie odpowiadał na pytania Nicole.

— O co w tym wszystkim chodzi? — powtarzał w kółko. Czy wszystkie bioty to sztuczne twory, kopie żywych organizmów, znalezionych we wszechświecie? I po co oni je robią?

Zanim ruszyli, Richard nalegał, żeby sfilmować ludzi — bioty. — Ptaki i ośmiornice są fascynujące, ale to dopiero będzie bomba — mówił Richard robiąc zbliżenie „Nortona”.

Nicole przypomniała mu, że za niecałe dwie godziny zrobi się ciemno i najwyższy czas ruszyć w górę Szybem Bogów. Richard skończył filmować, usiadł za kierownicą i ruszyli w kierunku stacji Alfa.

Winda działała. Dostrzegli przesuwającą się linę. Richard wy~ skoczył z rovera i pobiegł do sterowni.

— Ktoś zjeżdża w dół! — oznajmił.

— Albo coś — posępnie mruknęła Nicole.

Następne pięć minut wydawało się wiecznością. Richard i NicolE nie odzywali się do siebie. W pewnym momencie Richard zaproponował, żeby wsiąść do rovera na wypadek, gdyby musieli uciekać.

Każde z nich wyjęło lornetkę i wpatrywało się w górę.

— To człowiek! — krzyknęła Nicole.

— To generał O’Toole! — wykrzyknął po chwili Richard.

Miał rację. Osobą, która zjeżdżała w dół, był generał Michael Ryan O’Toole, oficer amerykańskich sił zbrojnych. Był kilkaset metrów nad ziemią i jeszcze ich nie dostrzegł. Przez lornetkę podziwiał piękno obcego świata.

Generał O’Toole przygotowywał się do ostatecznego opuszczenia Ramy, ale w oddali dostrzegł w powietrzu coś, co wyglądało jak klucz złożony z trzech ptaków. Zdecydował się powrócić, aby przyjrzeć się im bliżej. Zupełnie nie spodziewał się gorącego powitania, które zgotowano mu, gdy zsiadł z krzesełka.

53. „TRÓJCA”

Gdy Richard Wakefield opuszczał Newtona, by wrócić na pokład Ramy, generał O’Toole pożegnał się z nim jako ostatni. Cierpliwie czekał na swoją kolej…

— Jesteś pewien, że wiesz, co robisz? — pytał Janos Tabori. — W ciągu kilku godzin komisja podejmie decyzję o zakazie wstępu na pokład Ramy.

— Wtedy będę już, w drodze do obozu Beta — odparł Wakefield mrugając do Janosa — i moje postępowanie w zasadzie nie będzie sprzeczne z wytycznymi komisji…

— To bzdury! — nie wytrzymał admirał Heilmann. — Tutaj my dowodzimy — doktor Brown i ja! Wydaliśmy panu rozkaz: ma pan pozostać na pokładzie!

— Tyle razy już mówiłem — odparł Richard — że w Ramie pozostawiłem pewne przedmioty, które są dla mnie bardzo ważne. Poza tym wie pan równie dobrze jak ja, że w ciągu najbliższych kilku dni i tak nie będzie nic do roboty. Dopiero kiedy wszystkie decyzje zostaną podjęte, przedstawi się nam plan powrotu na Ziemię…

— Przypominam — rzekł ostro Heilmann — że pańskie postępowanie jest aktem niesubordynacji. Po powrocie na Ziemię mam zamiar pociągnąć pana do odpowiedzialności, aby poniósł pan konsekwencje swojego…

— Daj spokój, Otto — przerwał mu Richard. W jego głosie nie było złości. Miał na sobie skafander i właśnie wkładał hełm.

Francesca jak zwykle nie rozstawała się z kamerą. Od rozmowy, jaką przed godziną odbyła z Richardem, była dziwnie milcząca i nieobecna.

Generał O’Toole zbliżył się do Richarda i wyciągnął do niego rękę.

— Nigdy nie poznaliśmy się bliżej — powiedział — ale zawsze podziwiałem pana osiągnięcia. Powodzenia. Nie podejmuj zbędnego ryzyka…

Richard był zdziwiony ciepłym uśmiechem generała. Spodziewał się, że Amerykanin będzie go namawiać do pozostania na pokładzie.

— W Ramie jest cudownie, generale — rzekł Richard. — To jak Wielki Kanion, Alpy, egipskie piramidy…

— Straciliśmy już czterech członków załogi — stwierdził O’Toole. — Chcę, abyś wrócił bezpiecznie z powrotem. Niech Bóg ma cię w swej opiece…

Richard potrząsnął dłonią generała, włożył hełm i ruszył do śluzy powietrznej. Gdy zniknął, admirał Heilmann zaczął robić O’Toole’owi wymówki.

— Nie podoba mi się twoje zachowanie, Michael — powiedział. — Żegnałeś go zbyt ciepło; ten młody człowiek gotów był pomyśleć, że popierasz samowolę.

O’Toole spojrzał Niemcowi w oczy.

— Wakefield jest odważny — powiedział powoli. — I wie, co robi. On nie boi się ani Ramów, ani komisji dyscyplinarnej ISA. Podziwiam jego pewność siebie.

— Bzdury! Wakefield to nieposłuszny dzieciak! Wie pan, co tam zostawił? Kilka idiotycznych robotów, recytujących Szekspira. On po prostu nie lubi otrzymywać rozkazów. Woli robić to, co mu się podoba.

— Jak większość z nas… — wtrąciła Francesca.

Zapanowała cisza.

— Richard jest bardzo inteligentny — dodała po chwili Francesca. — Myślę, że miał swoje powody, których nie jesteśmy w stanie zrozumieć.

— W każdym razie mam nadzieję, że wróci, zanim zrobi się ciemno, tak jak obiecał — rzekł Janos. — Nie wiem, czy przeżyłbym utratę kolejnego przyjaciela.

Kosmonauci ruszyli korytarzem.

— A gdzie doktor Brown? — spytał Janos Franceskę.

— Z Yamanaką i Iriną Turgieniew. Sporządzają harmonogramy różnych wariantów odwrotu. Mamy tak mało ludzi, że przed startem trzeba będzie sporo poćwiczyć.

Francesca roześmiała się.

— Wyobraź sobie: on pytał, czy mogę być rezerwowym nawigatorem!

— To nic trudnego — odparł Janos. — Myślę, że dość szybko mogłabyś się tego nauczyć.

Z tyłu szli Heilmann i O’Toole. O’Toole chciał wrócić do swojej kabiny, ale Heilmann go zatrzymał.

— Chwileczkę, muszę z tobą porozmawiać. Przez Wakeiielda o mało co o tym nie zapomniałem. Możesz wpaść do mnie na godzinkę?

— Moim zdaniem — mówił Heilmann, wskazując na odszyfrowaną depeszę na ekranie monitora — zmienia to w sposób zasadniczy procedurę „Trójcy”. Nie jestem zdziwiony. Wiemy już coś niecoś o Ramie, więc i zastosowanie „Trójcy” uległo pewnym zmianom.

— Ale nigdy nie liczyliśmy się z użyciem wszystkich pięciu pocisków — odparł O’Toole. — Dwa dodatkowe były załadowane tylko na wypadek uszkodzenia któregoś z pozostałych trzech. Taki ładunek doprowadziłby do anihilacji Ramy.