Выбрать главу

— Słyszałam sam koniec twojego opowiadania — powiedziała Nicole. — Rozumiem, że przelecimy obok Ziemi. Richard pomógł jej wstać.

— Dokąd w takim razie lecimy? Richard wzruszył ramionami.

— Na naszej drodze nie ma żadnych planet ani asteroidów. A nasza szybkość wzrasta. Jeżeli nic się nie zmieni, opuścimy Układ Słoneczny.

— I polecimy do gwiazd — szepnęła Nicole.

— O ile będziemy tak długo żyć… — dodał generał.

— Jeżeli o mnie chodzi — rzekł Richard — to nie mam zamiaru martwić się o to, co się z nami stanie. W każdym razie jeszcze nie teraz. Chcę uczcić naszą ucieczkę. Proponuję, żebyśmy poszli na górę i przedstawili Michaela naszym znajomym. Zaczynamy od ośmiornic czy ptaków?

Nicole potrząsnęła głową i uśmiechnęła się.

— Wakefield, jesteś beznadziejny i w związku z tym…

— Zdrady są w związku dusz wiernych nieznane — niespodziewanie odezwał się TB. Trójka kosmonautów roześmiała się. — …Miłości w błazna swego nie przetworzy czas, choć lic świeżość i róż warg ścina. Miłość z dnia na dzień zmienić się nie może; przetrwa, aż przyjdzie śmiertelna godzina.

Richard objął najpierw O’Toole’a, a potem Nicole. Podniósł robota i wyłączył go.

— Nie potrafię wyobrazić sobie lepszych towarzyszy podróży — powiedział. — Bez względu na to, dokąd lecimy.

POSŁOWIE

Pisanie jest wprawdzie profesją samotników, ale po kilkudziesięciu latach nawet najbardziej zatwardziały egotysta zatęskni za towarzystwem. Współpraca kilku artystów zawsze jest przedsięwzięciem ryzykownym; im więcej ludzi, tym mniejsza szansa na sukces. Czy można wyobrazić sobie Moby Dicka autorstwa Hermana Melville’a i Nata Hawthome’a? Albo Wojnę i pokój napisaną przez duet Tołstoj — Dostojewski? Z dialogami Turgieniewa?

Nigdy nie sądziłem, że przyjdzie mi wspólnie tworzyć dzieło literackie. Czym innym są prace naukowe; brałem udział w czternastu „wieloosobowych” przedsięwzięciach (dwukrotnie z redaktorami pisma „Life”, a trudno wyobrazić sobie większą redakcję). Ale dzieło literackie — nigdy! Byłem przekonany, że nigdy nie pozwolę, aby jakiś outsider mieszał się do mojej twórczości…

W czasach, gdy powstawały pierwsze edytory tekstu, przydarzyło mi się coś zabawnego. Na początku 1986 roku mój agent Scott Meredith zatelefonował do mnie i przemówił tonem z gatunku „nie mów «nie», dopóki nie skończę”. Powiedział, że pewien młody, genialny producent filinowy chce sfilmować coś cokolwiek — napisanego przeze mnie. Wcześniej nie słyszałem nic o Peterze Luberze, ale widziałem jego dwa filmy (Midnight Express i The Deep) które wywarły na mnie pewne wrażenie. Okazało się, że ostatni film Lubera, The Color Purple otrzymał nominację do kilku Oscarów.

Jednak jęknąłem w momencie, gdy Scott opowiedział mi o przyjacielu Petera, który ma znakomity pomysł na scenariusz i prosi, żebym go „rozwinął”. Jęknąłem, bo w gatunku science fiction nie ma wielu wspaniałych pomysłów, a jeżeli są, to już wykorzystałem je w swoich powieściach. Poza tym nienawidzę scenariuszy; są nudne, prawie nieczytelne i — i jeżeli o mnie chodzi. — nie do napisania. Podobnie jak zapis nutowy są ogniwem pośrednim. Ich tworzenie wymaga szczególnych umiejętności, ale jako takie pozbawione są wartości artystycznych. (Nuty mają tę przewagę nad scenariuszami, że przynajmniej ładnie wyglądają).

Potem Scott wytłumaczył mi, kim jest jego przyjaciel, i wtedy postanowiłem rozważyć tę propozycję. Nagle wszystko zaczęło wyglądać o wiele bardziej obiecująco; nie ze względu na Petera Lubera, ale Stanleya Kubricka.

Cofnijmy się o dwadzieścia lat wstecz; w naszej „Odysei Kosmicznej” (2001: A Space Odyssey) razem ze Stanleyem odwiedziliśmy księżyce Jowisza nie przypuszczając, że ten nieznany świat zostanie zbadany przez roboty, jeszcze zanim nasz film będzie gotowy. W marcu i lipcu 1979 roku dwie sondy Voyager wykazały, że Io, Europa, Ganimedes i Callisto są jeszcze bardziej niezwykłe, niż myśleliśmy. Zapierające dech w piersiach zdjęcia satelitów Jowisza stały się dla mnie bodźcem do napisania drugiej Odysei (2010: Odyssey Two). Tym razem sekwencja z Jowiszem oparta była na rzeczywistości; gdy Peter Hyams w 1984 roku sfilmował moją powieść, jako tło posłużyły mu zdjęcia zrobione przez sondy Voyager.

Osiągnięcia Voyagerów były znaczne, ale naukowcy mieli nadzieję, że dzięki nowym sondom dowiedzą się jeszcze więcej. W sąsiedztwie Jowisza i jego księżyców Voyager przebywał tylko przez kilka godzin, kierując się w stronę Saturna. Ale w maju 1986 roku NASA postanowiła wysłać nową sondę, Galileusza. Tym razem nie miał to być przelot nad planetą, ale prawdziwe z nią spotkanie; począwszy od grudnia 1988 roku Galileusz miał przez dwa lata krążyć wokół Jowisza i jego księżyców. Do 1990 roku, o ile wszystko poszłoby dobrze, zostalibyśmy zalani ogromną ilością informacji o nieznanym świecie i trzecia Odyseja byłaby nieunikniona. To właśnie chciałem pisać; doczepiłem mój wagonik do Galileusza i nie obchodziły mnie. pomysły jakiegoś amatora science fiction. Ale jak mogłem mu grzecznie odmówić? Zastanawiałem się nad tym. gdy Scott powiedział:

— Peter Guber chce, żebyś przyleciał do niego ze Sri Lanki. Chce przedstawić ci tego faceta. Nazywa się Gentry Lee; pozwól, że powiem ci, kim jest. Lee pracuje w Jet Propulsion Laboratory i jest głównym inżynierem do spraw Galileusza. Słyszałeś coś o Galileuszu?

— Tak — szepnąłem.

— Przedtem Lee był dyrektorem planowania misji Vikingów, które wylądowały na Marsie i zrobiły tam wspaniałe zdjęcia. Lee jest zdania, że społeczeństwo nie zdaje sobie w pełni sprawy, czym są takie badania, więc z twoim przyjacielem Carlem Saganem zrobili telewizyjny serial Cosmos. On był menedżerem tego przedsięwzięcia i…

— Wystarczy! — krzyknąłem. — Chcę się z nim spotkać. Poproś, aby pan Gabor sprowadził go tutaj jak najszybciej.

— On się nazywa Guber, Peter Guber — poprawił mnie Scott. Uzgodniliśmy, że przylecą do mnie, do Sri Lanki, i jeżeli spodoba mi się pomysł pana Gentry’ego (i sam pan Gentry), to zrobimy kilkustronicowy plan, w którym opiszemy główne postacie, miejsca zdarzeń, fabułę i wszystko to, co potrzebne jest scenarzyście.

Pojawili się w Colombo dwunastego lutego 1986 roku, na dwa tygodnie przed katastrofą Challengera. Rok 1986 miał być rokiem osiągnięć NASA, ale wyglądało na to, że stanie się rokiem klęsk. Start Galileusza przełożono i dopiero w 1995 roku zobaczymy nowe zdjęcia księżyców Jowisza. Mogłem przestać myśleć o trzeciej Odysei, tak jak Gentry mógł przestać myśleć o Galileuszu…

Na szczęście spotkanie na szczycie Guber — Lee — Clarke przebiegło pomyślnie i w ciągu następnych kilku tygodni dyskietki zapełniły się pomysłami, bohaterami, tłem, fabułą; jednym słowem tym wszystkim, co chociaż w najmniejszym stopniu okazałoby się potrzebne do scenariusza filmu, któremu nadaliśmy roboczy tytuł Cradle. Ktoś kiedyś powiedział, że pisanie beletrystyki jest „likwidowaniem alternatyw”. To prawda: w pewnym momencie uzmysłowiłem sobie, że ze stworzonych przeze mnie materiałów dałoby się napisać kilkadziesiąt scenariuszy.

Wybrałem to, co uważałem za najlepsze, i wysłałem do Gentry’ego w formie kilkunastostronicowego eseju. Spodobał mu się mój pomysł, więc przyleciał do mnie, żeby porozmawiać o szczegółach. Podczas trzydniowego maratonu w górach, pomimo pięknych widoków odciągających od pracy, udało nam się stworzyć kilkudziesięciostronicową wersję czegoś, co miało stać się podstawą noweli. Potem nasza współpraca polegała na dość częstych konsultacjach telefonicznych i wysyłaniu przez Atlantyk kilkukilogramowych paczek z wydrukami.