Выбрать главу

- No! - odpowiedział Alcest.

Dyrektor spojrzał na niego, otworzył usta, westchnął i wyszedł.

Byliśmy okropnie zadowoleni, zaczęliśmy mówić wszyscy naraz, ale pani uderzyła linijką w stół i powiedziała:

- Spokój, proszę! Alcest, wróć na miejsce i bądź grzeczny. Kleofas, do tablicy!

Kiedy zadzwoniono na pauzę, zeszliśmy wszyscy, oprócz Kleofasa, który został

ukarany, jak to dzieje się zawsze, kiedy odpowiada. Na podwórzu Alcest jadł kanapkę z serem, myśmy go wypytywali, jak to było w gabinecie dyrektora, i wtedy przyszedł Rosół.

- No, chłopcy - powiedział - zostawcie kolegę w spokoju; to, co się stało rano, już minęło. Idźcie się bawić!

I wziął Maksencjusza za ramię, a Maksencjusz potrącił Alcesta i kanapka z serem upadła na ziemię.

Wtedy Alcest spojrzał na Rosoła, zrobił się cały czerwony, zaczął wymachiwać rękami i krzyknął:

- Psiakrew, cholera! To nie do wiary! Znowu pan zaczyna! Naprawdę, pan jest niepoprawny!

NOS STRYJKA GENIA

Dzisiaj tata odprowadził mnie po obiedzie∗1 do szkoły. Bardzo lubię chodzić z tatą, bo często daje mi pieniążki, żebym sobie coś kupił. I tym razem tak było. Przechodziliśmy właśnie koło sklepu z zabawkami i zobaczyłem za szybą nosy z tektury, które się zakłada, żeby rozśmieszyć innych chłopaków.

- Tato - powiedziałem - kup mi nos!

Tata powiedział, że nie muszę mieć nosa, ale pokazałem mu jeden taki wielki, cały czerwony, i zawołałem:

- Oj, tato! Kup mi ten, wygląda zupełnie jak nos stryjka Genia!

Stryjcio Genio to brat taty; jest gruby, opowiada kawały i ciągle się śmieje. Nie przychodzi często, bo jeździ i sprzedaje jakieś towary bardzo daleko - w Lyonie, w Clermont-Ferrand i w Saint-Etienne. Tata zaczął chichotać.

- To prawda - powiedział - zupełnie nos Genka, tyle że mniejszy. Założę go, gdy tylko się u nas znowu pokaże.

A potem weszliśmy do sklepu, kupiliśmy nos i ja go założyłem - trzyma się na gumce.

Potem tata go założył, a potem sprzedawczyni i wszyscy przeglądaliśmy się w lustrze i chichotaliśmy okropnie. Mówcie, co chcecie, ale mój tata jest bardzo fajny!

Przed bramą szkoły tata powiedział mi:

- Tylko bądź grzeczny i uważaj, żebyś nie miał przykrości z powodu nosa Genka.

Przyrzekłem mu to i wszedłem do szkoły.

Na podwórzu stali chłopcy, więc założyłem nos, żeby im pokazać, i wszyscyśmy się bardzo śmiali.

- Zupełnie jak nos mojej ciotki Klary - powiedział Maksencjusz.

- Nie - sprzeciwiłem się - to jest nos mojego stryjka, tego, co jest sławnym podróżnikiem.

- Pożyczysz mi nosa? - zapytał Euzebiusza.

- Nie - odpowiedziałem. - Jeśli chcesz mieć nos, to poproś swego taty, niech ci kupi!

- Jeżeli mi go nie pożyczysz, to oberwiesz pięścią po tym twoim nosie! - zagroził

Euzebiusz, ten, co to jest taki silny, i buch! - walnął w nos stryjcia Genia.

Wcale mnie to nie zabolało, ale zląkłem się, żeby nie złamał nosa, więc go schowałem do kieszeni i kopnąłem Euzebiusza. Tłukliśmy się, koledzy stali i przyglądali się, aż tu przyleciał Rosół.

1∗ We Francji lekcje odbywają się rano i po południu.

- No i co się tu dzieje? - zapytał Rosół.

- To Euzebiusz zaczął - powiedziałem. - Uderzył mnie pięścią i złamał mi nos!

Rosół zrobił wielkie oczy, schylił się, przytknął swoją twarz do mojej i powiedział:

- Pokaż no...

Wyjąłem więc z kieszeni nos stryjka Genia i pokazałem Rosołowi. Nie wiem dlaczego, ale jak zobaczył ten nos, zrobił się wściekły.

- Spójrz mi w oczy - powiedział Rosół i wyprostował się. - Nie lubię, moje dziecko, jak się drwi ze mnie. W czwartek przyjdziesz tu posiedzieć. Zrozumiano?

Zacząłem płakać, więc Gotfryd powiedział:

- Pszpana, to nie jego wina!

Rosół popatrzył na Gotfryda, uśmiechnął się i położył mu rękę na ramieniu.

- To ładnie, mój drogi, że się przyznajesz, żeby ochronić kolegę.

- E, tam - powiedział Gotfryd. - To nie jego wina, tylko Euzebiusza.

Rosół zrobił się czerwony, otworzył kilka razy usta, żeby coś powiedzieć, a potem wlepił jedną odsiadkę Euzebiuszowi, jedną Gotfrydowi i jeszcze jedną Kleofasowi za to, że się śmiał. I poszedł dzwonić na lekcję.

W klasie nasza pani zaczęła nam opowiadać o czasach, kiedy we Francji było pełno Galów. Alcest, który siedzi ze mną, zapytał, czy nos stryjcia Genia jest naprawdę złamany.

Powiedziałem mu, że nie, że jest tylko trochę spłaszczony na czubku, i wyjąłem go z kieszeni, żeby zobaczyć, czy można go naprawić. I wyszło fajnie, bo kiedy wypchnąłem palcem nos od środka, zrobił się taki, jak przedtem. Ucieszyłem się bardzo.

- Załóż go, chcę zobaczyć - powiedział Alcest.

Schowałem się pod pulpit i założyłem nos. Alcest popatrzył i powiedział.

- Fajno. Ładny.

- Mikołaj! Powtórz, co mówiłam! - krzyknęła pani. Przestraszyłem się.

Wysunąłem zaraz głowę spod ławki i chciało mi się płakać, bo nie wiedziałem, co pani powiedziała, a ona nie lubi, kiedy się nie uważa. Pani patrzyła na mnie, a oczy miała takie okrągłe, jak Rosół.

- Ależ... co ty masz na twarzy? - spytała.

- To jest nos. Tata mi go kupił - wyjaśniłem płacząc.

Panią to zgniewało i zaczęła krzyczeć, i powiedziała, że nie lubi błaznów i że jeśli będę dalej taki, to mnie wyrzucą ze szkoły i zostanę nieukiem, i przyniosę wstyd moim rodzicom. A potem rozkazała:

- Daj mi ten nos!

Więc podszedłem płacząc, położyłem nos na stoliku, a pani powiedziała, że go zabiera, i kazała mi odmieniać zdanie: „Nie powinienem przynosić tekturowych nosów na lekcje historii, żeby błaznować i przeszkadzać kolegom”.

Kiedy wróciłem do domu, mama popatrzyła na mnie i zapytała:

- Co ci jest, Mikołajku? Taki jesteś bledziutki.

Więc zacząłem płakać i tłumaczyć, że Rosół kazał mi przyjść w czwartek, bo wyciągnąłem nos stryjcia Genia z kieszeni, i że to była wina Euzebiusza, który rozpłaszczył

czubek nosa stryjcia Genia, i że w klasie pani kazała mi odmieniać takie długie zdanie, a wszystko przez nos stryjcia Genia, który mi zabrała.

Mama popatrzyła na mnie bardzo zdziwiona, a potem położyła mi rękę na czole i powiedziała, że powinienem się położyć i trochę sobie odpocząć.

A potem, kiedy tata wrócił z biura, mama powiedziała mu:

- Dobrze, żeś już przyszedł, jestem bardzo niespokojna. Mały wrócił ze szkoły strasznie zdenerwowany. Zastanawiam się, czy nie powinniśmy wezwać lekarza.

- No tak! - powiedział tata. - Wiedziałem, że tak będzie! A uprzedzałem go! Założę się, że ta gapa napytała sobie biedy przez nos Eugeniusza!

Wszyscyśmy się okropnie przestraszyli, bo mamie zrobiło się niedobrze i musieliśmy wołać doktora.

ZEGAREK

Wczoraj wieczorem, kiedy wróciłem ze szkoły, przyszedł listonosz i przyniósł dla mnie paczkę. To był prezent od babci. Fantastyczny prezent! Nigdy nie zgadniecie, co to było: zegarek na rękę! Moja babcia jest bardzo fajna i mój zegarek też, i chłopakom oko zbieleje.

Taty nie było w domu, bo tego wieczora jadł kolację z panami z biura, i mama pokazała mi, co trzeba robić, żeby zegarek chodził, i zapięła mi go na ręce. Na szczęście już umiem odczytać godzinę, nie tak jak w zeszłym roku, kiedy byłem mały. Musiałbym co chwila pytać ludzi, która jest godzina na moim zegarku, co nie byłoby wcale takie wygodne.