Składanie ofiar bogom przyrody tak dalece było rzeczą codzienną, że do dziś zachował się zwyczaj kładzenia pod drzewem albo na trawie kawałka chleba lub monet podczas zbierania ziół leczniczych. Ma to być znakiem wdzięczności człowieka dla świata roślin. Do wody wrzucamy miedziaki dla bogini Dany. Ukraińcy mieli powiedzenie: kto składa ofiarę Słońcu, ten składa ofiarę swojej duszy.
WARSTWA POGASKIEGO DUCHOWIESTWA
U wszystkich dawnych wspólnot istniał ostro zarysowany podział kastowy. Duchowieństwo ukraińskie posiadało w dawnych czasach takiż status jak w Indiach bramini, żercy, przedstawiciele wyższej kasty. Na Ukrainie wiadomo o kilku nazwach tych ludzi: wołchwowie, kudesnyki, żercy, a także czarownicy, widuny, wieszczuny, potworniki, znachorzy, a nawet i skomorochy; ci wszyscy pozostawali w związku z religijną obrzędowością. Według zwyczaju nazwy te odpowiadały funkcjom pełnionym przy czynnościach religijnych. U Ukraińców-Rusiczów, jak i u wszystkich Słowian, istniała swego rodzaju hierarchia żerców: każde plemię, każda osada miały swego wołchwa. Naczelnym był główny wołchw czy żerzec państwa, który znajdował się przy księciu. Przypuścić można, że o wszystkich ważnych sprawach księstwa decydowano na radach książęcych, w których uczestniczyli najbardziej poważani wołchwowie.
Były też i kobiety wołchwynie: w folklorze spotyka się czasem nazwę wołchwa (rodzaj żeński od wołchw). Kobiety, które umiały leczyć, czarować, przewidywać przyszłość (czyli "dokonywać" cudów), zwano potworami, potwornica-mi. Ujemnego znaczenia nabrało to słowo dopiero po chrystianizacji kraju, by z czasem w ogóle oznaczać istotę brzydką.
O nadzwyczajnych zdolnościach i o pewnej znajomości astronomii tych wołchwyń możemy jedynie snuć domysły. W Kijowie niedaleko samego soboru Sofii znaleziono przęślik z napisem: "Potworń praslień", który datuje się na XII–XIII wiek. Fakt, że ten przęślik znaleziono w skarbie wraz ze złotymi i srebrnymi kosztownościami, świadczy, że był wielce ceniony przez swą właścicielkę. Według danych archeologicznych przęśliki zjawiają się na Ukrainie już w późnym paleolicie. Znajdywane przęśliki naocznie świadczą o swym sakralnym charakterze; nie tylko służyły jako narzędzia pracy, miały również zastosowanie przy obserwacji ciał niebieskich. Niektóre przęśliki noszą na sobie astralne znaki (słońca, księżyca, gwiazdozbiorów) albo kalendarze, a także imienne napisy czy monogramy imienia właścicielki, prawdopodobnie jakiejś znacznej osoby30. Obok takich imiennie oznakowanych przedmiotów znajduje się także zwykłe przęśliki nie zdobione, używane, jak należy sądzić, zgodnie z ich właściwym przeznaczeniem.
Na potwierdzenie tego, że przęślik był swego rodzaju "okiem", którym patrzono na słońce i księżyc, Mykoła Czmychow przywołuje ludowe porzekadła: "Z okna w okno — wrzeciono", albo "Łysy źrebak przez przęślik patrzy"31. Takie sakralne i lecznicze właściwości widziano nie tylko w przęśliku, ale i w innych rzeczach: kamyczkach przedziurawionych w środku uderzeniem pioruna, w przedmiotach z metalu, toporkach itp.
Tak tedy i przęśliki możemy uważać za atrybuty wołchwyń czy żercyń tradycyjnych kultów. Atrybutami wołchwów były też przedmioty z krzemienia (strzały), amulety w postaci znaków solarnych, różne symbole, żezły (kije zakończone nasadką). Znana jest nasadka scytyjskiego wołchwa — z kilkoma dzwoneczkami zwisającymi na łańcuszkach. Przez uderzenie kijem o ziemię lub przy innych ruchach dzwoneczki wydawały melodyjne dźwięki. Prawdopodobnie służyły do wzywania dobrych duchów i odstraszania złych sił lub też do jakichś magicznych celów.
Wyobrażeń wołchwów zachowało się do naszych czasów niewiele. Znany jest opisany wyżej portret Miroboga z chromu Busziwśkiego, są też pewne wyobrażenia w latopisach. Tak na przykład w Kronice radziwiłłowskiej pod rokiem 1071 znajduje się miniatura przedstawiająca wołchwa w białej długiej szacie z szerokimi rękawami, wyszywanej z przodu wzdłuż całej zapinki, z szerokim kołnierzem (prawdopodobnie kapiszonem). Jak zwała się ta szata, powiedzieć dzisiaj trudno, chociaż można przypuszczać, że starosłowiańskie słowo kob' (wróżenie z lotu ptaka) wiąże się z dawną nazwą kapiszona koba, a może też z ukraińską nazwą odzieży kobeniak, co oznaczało w czasach już późniejszych odzież wierzchnią z kołnierzem, ale bez rękawów.
W latopisach znajdujemy fragmenty wyśmiewające wiarę tradycyjną i zwyczaje, które nazywają się "sromnymi" albo "biesowskimi". Dotąd słowo "bies" objaśnia się przez pryzmat chrześcijańskiego myślenia: "czart", "siła nieczysta" itp. Starsze znaczenie (indoeuropejskie) — "błyszczeć", "świecić". Możliwe, że dawnymi czasy biesami nazywano wołchwów, którzy zaświecali (zapalali) rytualne ognisko na ofiarniku. Pokrewne słowa biesić się, biesnować się pierwotnie mogły oznaczać stan żerca pod działaniem narkotycznego napoju rytualnego, czemu towarzyszyło wróżenie czy jakieś magiczne zaklinanie (por. nazwy narkotycznych roślin: bisyna, bisdrzewo i in.). Z czasem biesami poczęto nazywać wszystkich innowierców (muzułmanów, Żydów i in.): busurman, basurman, bisurmanin.
Negatywne znaczenie chrześcijanie nadali też słowu żreć, co pierwotnie znaczyło "składać dary bogom" (staroindyjskie ger przeszło w żer i oznacza "gorzeć"), czyli spalać dar na ognisku. Możliwe też, że i dżerło (żereło) oznaczało ofiarnik — miejsce, gdzie przebywa bóstwo i gdzie składa się ofiary. Etnografowie bardzo często notują zwyczaj składania żertw wprost do wody, zwłaszcza źródlanej.
Funkcje duchowieństwa były nad wyraz różne, jako że w każdej dziedzinie życia narodu korzystano z porad i pomocy wołchwów, znachorów, czarowników i in. Żercy, którzy odprawiali nabożeństwa, kierowali obrzędem i osobiście składali ofiary, baczyli pilnie, by ustalone w ciągu wieków rytuały dokładnie wykonywano. Sprawowali kierownictwo wszystkich takich uroczystości, jak obrzędowe igry, bogosłużby, składanie żertw, tryzny itp. Wołchwowie-astronomowie ustalali według oświecenia zorzą nieba teksty modlitw, pory orki, siejby i żniw. Bywali wśród nich i tacy, co rozporządzali ogromną siłą magiczną, dzięki której mogli wpływać na pogodę. Wołchwowie posiadający taką nadprzyrodzoną moc cieszyli się wielkim poważaniem u ludu. Gdzieniegdzie zwano ich obłokogonicielami, czyli tymi, co umieli za pomocą pewnych magicznych czynności i zaklinań sprowadzać deszcz lub wstrzymywać burzę. Do warstwy duchowieństwa należeli też tak zwani chranylnyki (termin Izmaiła Sriezniewskiego), wyrabiający talizmany-amulety. Wyróżniało ich znawstwo symboli, umieli odczytywać i układać różne kosmologiczne kompozycje znaków solarnych, lunarnych i totemicznych.
Szeroko znane na Rusi Kijowskiej fibule (zapinki ze sprzączkami) były nie tylko ozdobą, ale także amuletami, talizmanami. Archeolodzy znajdują niemało różnych amuletów, medalionów, rozmaitych jubilerskich ozdóbek mających tradycyjną symbolikę, którą uczeni uznają za "pogańską". Dzisiaj niepodobna odczytać, jaki sens wkładał w swoje symbole autor, staroruski mistrz. Wiedza utracona. Niemniej ukraińska sztuka również po przyjęciu chrześcijaństwa długo jeszcze żywi się z niewyczerpanych źródeł ojczystej wiary, której symbolikę rozumieli jeszcze pierwsi chrześcijanie. Następne pokolenia używały jej kierując się tylko upodobaniami estetycznymi, jako że przyciągała swą tajemniczością, głęboką rodzimością.
Właśnie w środowisku wołchwów zapisywano starodawne przekazy, mity, tak zwane koszcziuny. Jak pisze Izmaił Sriezniewski, koszcziuny bliskie są "baśniom": "Jedni grają, inni bają mu i koszcziunią"32. Hudity znaczyło grać na instrumentach muzycznych: fujarkach, gęślach. Otóż koszcziuny wykonywano z towarzyszeniem muzyki, być może śpiewano je albo recytowano, podobnie jak kobziarskie dumy. Koszcziunyk — to był wykonawca tych utworów, jakie duchowieństwo chrześcijańskie uważało za bluźniercze, zabronione. Stąd poszło dzisiejsze, negatywne znaczenie słowa "koszcziunić", mianowicie "oczerniać świątynię". W dawnej literaturze istnieje kilka wskazówek co do tego, że koszcziuny wykonywano zarówno jako płacze na tryznach, jak i opowiadano niczym kosmogoniczne mity, a także służyły jako ruskie teksty religijne. Ciekawa rzecz, że ruscy ludzie pióra XI–XII wieku przekładali greckie słowo m~uJo (mit) na ruskie koszcziuna. Otóż mamy wszelkie podstawy do tego, by uważać dawnych grajków za poprzedników ukraińskich lirników i kobziarzy, zaś ich "koszcziuny" i "baśnie" za wzory do tworzenia ukraińskich kobziarskich dum, pieśni, lamentów.