Выбрать главу

– Czekaj – przerwał mu Ig. – Zaraz. Muszę ci coś pokazać.

Zignorował zaciekawione spojrzenie Lee, wstał i poszedł do domu. Wrócił po trzech minutach z prawą ręką zaciśniętą w pięść. Lee podniósł głowę i uniósł pytająco brwi. Ig znowu usiadł w leżaku.

– Patrz. – Otworzył dłoń.

Lee spojrzał na petardę z twarzą nieruchomą jak plastikowa maska, ale ta obojętność nie zwiodła Iga, który zaczął go już poznawać. Na widok tego, co leżało na jego otwartej dłoni, Lee mimowolnie usiadł.

– Eric Hannity spłacił dług – powiedział Ig. – Dostałem to za zjechanie w wózku po stoku. Widziałeś indyka, nie?

– Przez godzinę z nieba padała mielonka.

– Fajnie byłoby wsadzić to do samochodu, nie? Powiedzmy, że znajdziemy jakiś wrak. Na pewno dałoby się tym zerwać maskę. Terry powiedział, że to petarda sprzed POD.

– Co?

– Sprzed prawa ochrony dzieci. Dzisiejsze petardy są jak pierdnięcia w wannie. W ogóle się nie umywają.

– Jak można je sprzedawać, skoro są nielegalne?

– Nielegalna jest produkcja nowych. Te są z partii starych.

– Już postanowiłeś? Chcesz znaleźć wrak i go wysadzić?

– Nie. Brat kazał mi zaczekać, aż pojedziemy na Cape Cod. W weekend przed Świętem Pracy. Zawiezie mnie, kiedy dostanie prawko.

– To chyba nie moja sprawa, ale nie rozumiem, co on ma z tym wspólnego – powiedział Lee.

– Eric Hannity nie zamierzał mi zapłacić, bo zjechałem ze stoku w tenisówkach. Powiedział, że nie byłem cały goły. Ale Terry to wyśmiał i zmusił Erica. Więc jestem mu coś winien. A Terry chce zaczekać do Cape Cod.

Po raz pierwszy w czasie ich krótkiej przyjaźni Lee wydał się zirytowany. Skrzywił się, poruszył nerwowo na leżaku, jakby nagle coś zaczęło go uwierać w plecy.

– Głupio, że nazwali je Wiśniami Ewy. Jabłka Ewy byłyby lepsze.

– Dlaczego?

– Z powodu Biblii.

– Biblia mówi tylko, że to owoce z drzewa poznania dobra i zła. Nie twierdzi, że to jabłko. Równie dobrze mogłaby być wiśnia.

– Ja tam w to nie wierzę.

– No – przyznał Ig. – Ja też. Dinozaury.

– Wierzysz w Jezusa?

– Dlaczego nie? Pisało o nim tyle samo osób, co o Juliuszu Cezarze. – Zerknął na Lee, który tak przypominał Cezara, że jego profil powinien się znaleźć na srebrnej monecie. Brakowało mu tylko laurowego wieńca.

– Wierzysz, że czynił cuda? – spytał Lee.

– Może. Nie wiem. Czy to ma znaczenie, jeśli reszta jest prawdziwa?

– Ja raz sprawiłem cud.

Ig pomyślał, że to żadne wielkie halo. Jego ojciec mówił, że raz widział UFO na pustyni w Nevadzie, gdzie pił z perkusistą z Cheap Trick.

– Było fajnie?

Lee skinął głową z odległym, nieco rozkojarzonym spojrzeniem bardzo błękitnych oczu.

– Naprawiłem księżyc. W dzieciństwie. I później. Jestem dobry w naprawianiu. To mi idzie najlepiej.

– Jak się naprawia księżyc?

Lee zmrużył jedno oko, uniósł rękę do nieba, ujął wyimaginowany księżyc między kciuk i palec wskazujący i lekko obrócił. Cicho klasnął językiem.

– O wiele lepiej.

Ig nie chciał mówić o religii, tylko o zniszczeniach.

– Kiedy zapalę ten lont, wydarzy się prawdziwy cud. Wyślę coś do Boga. Masz jakieś pomysły, co by to mogło być?

Lee spojrzał na petardę w sposób, który skojarzył się Igowi z mężczyzną siedzącym przy barze, pijącym jakąś wódę i patrzącym na dziewczynę, która na scenie ściąga majtki. Ich przyjaźń nie trwała długo, ale już ustalił się pewien schemat – w tym momencie Ig powinien dać mu petardę, tak jak dał mu pieniądze, płyty i krzyżyk Merrin Williams. Ale nie zaproponował mu jej, a Lee nie poprosił. Ig wyjaśnił sobie, że nie dał mu jej, ponieważ zawstydził go ostatnio, dając mu płyty. Prawda wyglądała trochę inaczej: czuł niską potrzebę zostawienia sobie czegoś, posiadania własnego krzyżyka. Później, po wyjściu Lee, zawstydził się tego impulsu – bogaty szczeniak z basenem, obdarzający skarbami mieszkającego w przyczepie syna samotnej matki.

– Mógłbyś wsadzić ją do dyni – powiedział Lee.

– To za bardzo podobne do indyka.

A potem się zaczęło. Lee podsuwał pomysły, Ig się nad nimi zastanawiał.

Przedyskutowali zalety wrzucenia petardy do rzeki, żeby sprawdzić, czy ogłuszą nią ryby, wrzucenia jej do wygódki, żeby sprawdzić, czy dojdzie do wybuchu gejzeru gówna, wystrzelenia jej z procy w dzwonnicę kościoła, by sprawdzić, co będzie, kiedy wybuchnie. Na przedmieściach znajdował się wielki billboard z napisem „Dziki Szkwał – hurtownia żeglarska". Lee uważał, że przezabawnie będzie przymocować petardę pod literami „szk" i sprawdzić, czy w ten sposób da się zrobić napis „Dziki wał – hurtownia żeglarska". Lee w ogóle miał mnóstwo pomysłów.

– Ciągle się zastanawiasz, jaką muzykę lubię – rzekł. – Powiem ci, co lubię. Odgłos wybuchów i brzęk szkła. To muzyka dla moich uszu.

ROZDZIAŁ 17

Ig czekał w kolejce u fryzjera, kiedy z tyłu dobiegło go stukanie. Obejrzał się i zobaczył Glennę. Stała na chodniku tuż obok, gapiła się z nosem przyklejonym do szyby. Była tak blisko, że czułby na karku jej oddech, gdyby nie dzieląca ich tafla szkła. Oddychała na szybę, która zmatowiała od wilgoci. Glenna napisała na niej palcem: TWUJ SISIAK, i narysowała kreskówkowego zwisającego fiuta.

Serce Igowi załomotało; szybko obejrzał się, sprawdzając, czy matka jest blisko, czy zauważyła. Ale Lydia stała za fotelem fryzjerskim, udzielała wskazówek. Terry siedział przykryty peleryną, cierpliwie czekając na uczynienie go jeszcze piękniejszym. Strzyżenie wroniego gniazda Iga przypominało przycinanie rozrośniętego żywopłotu. Nie było mowy o ładnej fryzurze, tylko o zachowaniu jakiego takiego porządku.

Ig obejrzał się na Glennę, gwałtownie potrząsając głową – „Idź stąd!". Glenna wytarła szybę rękawem swojej niesamowicie niesamowitej skórzanej kurtki.

Nie była sama. Towarzyszył jej Autostrada do Piekła i ten drugi oberwaniec, który kręcił się z nimi przy odlewni, długowłosy nastoletni chłopak. Obaj stali na parkingu, grzebiąc w kuble na śmieci. o co chodziło z tymi kubłami?

Glenna zabębniła paznokciami w szybę. Były pomalowane na kolor lodu, długie i spiczaste. Ig znowu spojrzał na matkę i zorientował się, że nikt nie zauważy jego nieobecności. Lydia mówiła coś z zaangażowaniem, rysując w powietrzu jakiś kształt, idealny zarys fryzury, a może kulę, kryształową kulę, a w tej kuli przyszłość, w której dziewiętnastoletnia fryzjerka dostawała wielki napiwek za stanie, kiwanie głową i żucie gumy, podczas gdy Lydia będzie ją pouczać, jak ma wykonać swoją pracę.

Wyszedł. Glenna odwróciła się plecami do szyby i oparła o nią jędrny, okrągły tyłek. Gapiła się na Autostradę do Piekła i jego długowłosego kumpla. Stali po obu stronach kubła i worka na śmieci. Długowłosy ciągle dotykał twarzy Autostrady do Piekła, w niemal czuły sposób. Autostrada wybuchał głośnym rechotem przy każdej pieszczocie.

– Dlaczego dałeś Lee ten krzyżyk? – spytała Glenna.

Ig był wstrząśnięty – tego nie spodziewał się usłyszeć. Sam zadawał sobie to pytanie od tygodnia.

– Powiedział, że go naprawi.

– No i naprawił. Dlaczego go nie oddał?

– Nie jest mój, tylko… takiej dziewczyny, co go zgubiła w kościele. Chciałem go naprawić i oddać, ale nie potrafiłem, a Lee powiedział, że zrobi to narzędziami swojego taty, i teraz nosi go na wypadek, gdyby ją spotkał, sprzedając gazety na cele dobroczynne.

– Dobroczynne – prychnęła. – Powinieneś mu go odebrać. I swoje płyty też.