Выбрать главу

Lee wbił w niego wzrok; kąciki jego ust drgały w lekkim półuśmiechu. Ig poczuł żar rozlewający mu się na twarzy i właściwie nie całkiem żałował, cieszył się, że dla niej dał się zawstydzić.

– Wiem, że wyskakuję z tym nagle, ale chyba się w niej zabujałem. Powiedziałbym wcześniej, tylko nie chciałem ci wchodzić w drogę.

Lee bez wahania sięgnął na kark i rozpiął łańcuszek.

– Wystarczyło poprosić. Jest twój. Zawsze był. Ty go znalazłeś, nie ja. Ja go tylko naprawiłem. A jeśli to ci pomoże ją poznać, chętnie to także naprawię.

– Myślałem, że ona cię kręci. Chyba nie…

Lee machnął ręką.

– Nie będę rywalizować z przyjacielem o dziewczynę, której imienia nawet nie znam. Dałeś mi tyle płyt. Nawet jeśli większość to szajs, i tak doceniam. Nie jestem niewdzięczny, Ig. Jeśli ją kiedyś zobaczysz, będzie twoja. Stoję za tobą murem. Ale nie sądzę, żeby wróciła.

– Wróci – powiedział Ig cicho.

Lee spojrzał na niego.

Ig powiedział prawdę, zanim zdążył się powstrzymać. Musiał wiedzieć, że Lee nie ma mu tego za złe, bo są przyjaciółmi. Pozostaną przyjaciółmi do końca życia.

Kiedy Lee się nie odezwał – unosił się na wodzie z tym półuśmiechem na pociągłej, wąskiej twarzy – Ig dodał:

– Spotkałem kogoś, kto ją zna. Nie było jej w zeszłą niedzielę, bo ona i jej rodzice przeprowadzają się z Rhode Island i wrócili po rzeczy.

Lee zdjął krzyżyk z szyi i rzucił do Iga, który go złapał, zanim łańcuszek dotknął wody.

– Bierz ją, tygrysie – powiedział Lee. – Ty to znalazłeś, a ona z jakiegoś powodu na mnie nie leci. Poza tym ostatnio i tak niczego mi nie brakuje, jeśli chodzi o laski. Glenna wczoraj przyszła do mnie, żeby powiedzieć mi o samochodzie Gary'ego, a przy okazji wzięła do buzi. Tylko na chwilę, ale wzięła. – Lee rozpromienił się jak dziecko, które dostało balonik. – Zdzira, nie?

– Niesamowita – przyznał Ig i uśmiechnął się blado.

ROZDZIAŁ 19

Ig zobaczył Merrin Williams, a potem udał, że jej nie widzi, co nie było łatwe, bo serce zaczęło mu łomotać, rzucać się o jego żebra jak wściekły pijak atakujący kraty celi. Myślał o tej chwili nie tylko codziennie, lecz niemal co godzina każdego dnia, odkąd ją zobaczył, i jego układ nerwowy prawie nie wyrabiał, iskrzył jak przeładowana sieć. Dziewczyna miała na sobie kremowe lniane spodnie i białą bluzkę z podwiniętymi rękawami, a włosy tym razem rozpuściła. Spojrzała wprost na niego, gdy szedł wraz z rodziną między ławkami, udając, że jej nie dostrzega.

Lee i jego ojciec przybyli na parę minut przed nabożeństwem i usiedli w ławce po stronie Iga, w pierwszych rzędach. Lee odwrócił głowę i zmierzył dziewczynę przeciągłym spojrzeniem od stóp do głów. Jakby tego nie zauważyła. Spoglądała ze skupieniem na Iga. Lee zakończył oględziny, odwrócił się i spojrzał na Iga spod ciężkich powiek. Pokręcił głową z kpiącą dezaprobatą, po czym znów skierował się twarzą do ołtarza.

Merrin wpatrywała się w Iggy'ego przez całe pięć pierwszych minut nabożeństwa, a on przez cały ten czas ani razu na nią nie spojrzał. Zacisnął śliskie od potu ręce, wpatrzony w ojca Moulda.

Nie oderwała od niego wzroku, dopóki ojciec Mould nie powiedział: „Módlmy się". Wtedy uklękła w ławce i złożyła dłonie – i właśnie wtedy Ig wyjął krzyżyk z kieszeni. Ułożył go w zagłębieniu dłoni, złapał nim słoneczny promień i skierował w jej stronę. Po jej policzku przesunął się nierealny świetlisty złoty krzyżyk, dotarł do kącika jej oka. Kiedy błysnął do niej po raz pierwszy, mrugnęła, gdy zrobił to po raz drugi – wzdrygnęła się, po trzecim razie spojrzała na niego. Trzymał nieruchomo dłoń, więc w jej zagłębieniu płonął krzyżyk czystego blasku, rzucającego poblask na policzek dziewczyny. Spojrzała na niego z niespodziewaną powagą – radiotelegrafistka z wojennego filmu, odbierająca od towarzysza broni meldunek decydujący o życiu i śmierci.

Powoli i precyzyjnie przechylał krzyżyk, wysyłając alfabetem Morse'a wiadomość, którą przez ten tydzień wykuł na pamięć. Czuł, że dokładne jej nadanie jest bardzo ważne, więc manipulował krzyżykiem ostrożnie jak naparstkiem nitrogliceryny. Skończył, przez chwilę patrzył na dziewczynę, po czym zamknął krzyżyk w dłoni i znowu odwrócił wzrok, z sercem łomoczącym tak głośno, że klęczący obok ojciec musiał je chyba usłyszeć. Ale nie, modlił się z przymkniętymi oczami, pochylony nad złożonymi dłońmi.

Ig Perrish i Merrin Williams starannie unikali swojego wzroku do końca mszy. A raczej, dokładnie mówiąc, nie spoglądali na swoje twarze, choć Ig czuł, że Merrin obserwuje go kątem oka, tak jak on ją, zachwycając się jej sylwetką, gdy śpiewała, stojąc z wyprostowanymi plecami. Jej włosy płonęły.

Ojciec Mould pobłogosławił wiernych i zalecił, by się kochali, co idealnie zgadzało się z zamiarami Iga. Ludzie zaczęli wychodzić, Ig został na miejscu, z ręką ojca na ramieniu, jak zawsze. Merrin Williams wyszła z ławki, także z ojcem za plecami. Ig spodziewał się, że dziewczyna zatrzyma się i podziękuje za znalezienie jej krzyżyka, ale nawet na niego nie spojrzała. Odwróciła się do ojca i wyszli, rozmawiając ze sobą. Ig otworzył usta, żeby się do niej odezwać – a potem zauważył, że dziewczyna kieruje palec wskazujący za siebie, w stronę swojej ławki. Gest był tak niedbały, jakby machała tylko ręką, ale Ig zrozumiał z całą pewnością, że dziewczyna mu pokazuje, gdzie ma na nią zaczekać.

Gdy przejście opustoszało, puścił rodziców i brata przodem. Zamiast za nimi pójść, podszedł do ołtarza i prezbiterium. Matka rzuciła mu spojrzenie; wskazał korytarz na zapleczu, w którym znajdowała się łazienka. W końcu ile razy można udawać, że się zawiązuje sznurowadło. Matka poszła dalej, trzymając rękę na ramieniu Terry'ego, który oglądał się na Iga, podejrzliwie mrużąc oczy, ale pozwolił się odciągnąć.

Ig stał w mrocznym korytarzu prowadzącym do gabinetu ojca Moulda. Dziewczyna wkrótce wróciła, a do tego czasu kościół opustoszał. Rozejrzała się po nawie, ale nie dostrzegła Iga. Stał w mroku. Podeszła do ołtarza, zapaliła świeczkę, przeżegnała się, uklękła i zaczęła się modlić. Włosy zasłoniły jej połowę twarzy, dlatego Ig uznał, że go nie zauważy, kiedy do niej podejdzie. Wcale nie czuł, że do niej podchodzi. Nogi jakby nie należały do niego. Miał wrażenie, że ktoś go wiezie, że znowu znalazł się na wózku z supermarketu – to samo ekstatyczne, a jednocześnie mdlące poczucie nagiej pustki w żołądku, poczucie spadania z krawędzi świata, słodkiego ryzyka.

Nie przerywał jej, dopóki nie podniosła głowy.

– Cześć – odezwał się, kiedy wstała. – Znalazłem twój krzyżyk. Martwiłem się, że nie było cię tydzień temu i że już ci go nie oddam. – Wyciągnął do niej łańcuszek.

Pociągnęła za krzyżyk, wysunęła mu łańcuszek z dłoni, położyła na swojej.

– Naprawiłeś.

– Nie. Mój przyjaciel, Lee Tourneau, go naprawił. Umie naprawiać różne rzeczy.

– Aha. Podziękuj mu ode mnie.

– Sama możesz mu podziękować, jeśli nadal tu jest. Też chodzi do tego kościoła.

– Zapniesz? – spytała. Odwróciła się tyłem do niego, uniosła włosy i pochyliła głowę, ukazując biały kark.

Ig wytarł dłonie o pierś, rozpiął łańcuszek i delikatnie otoczył nim jej szyję. Miał nadzieję, że dziewczyna nie zobaczy, jak mu się trzęsą ręce.

– Widziałaś Lee – dodał Ig, żeby coś mówić. – Siedział za tobą tego dnia, kiedy pękł ci łańcuszek.

– Ten? Chciał mi go wtedy zapiąć. Myślałam, że mnie nim udusi.

– Ja cię chyba nie duszę?