Выбрать главу

Dwa dni później był piątek, a on pojechał do domu Merrin po komodę. Musiał zrobić na nią miejsce w bagażniku, więc wyjął z niego ciężką, zardzewiałą skrzynkę z narzędziami i przeniósł na tył samochodu, ale nawet wtedy trzeba było pożyczyć rzemienie od ojca Merrin, żeby zamknąć klapę i unieruchomić mebel. W połowie drogi do Bostonu Lee zatrzymał się w zatoczce przy autostradzie i wysłał Merrin esemesa:

Jade dzis do Bostonu z tym ciężkim gownem w bagażniku, lepiej badz w domu. Czy moja zimna blondyna jest w okolicy? Moze sie z nia spotkam.

Czekał bardzo długo, zanim odpowiedziała:

Oz cholera Lee jesteś super ale trzeba było uprzedzić blondyna w pracy musisz sie zadowolić mna.

ROZDZIAŁ 33

Merrin otworzyła mu w dresach i ogromniastej bluzie. Jej współlokatorka była w domu – toporna Azjatka, śmiejąca się w wyjątkowo wkurzający sposób. Łaziła po salonie z komórką i gadała nosowym, nieznośnie radosnym głosem.

– W ogóle co ty w tym trzymasz? – spytał Lee zdyszany i wytarł pot z twarzy. Jakoś przytargał tu tego rupiecia na wózku, który kazał mu zabrać ojciec Merrin, wywindował go po siedemnastu schodkach, dwa razy omal go nie przewracając. – Majtki z metalowej siatki?

Współlokatorka zajrzała Merrin przez ramię i rzuciła:

– Raczej pas cnoty z kutego żelaza.

I poszła sobie, zanosząc się gęgającym śmiechem.

– Myślałem, że się wyprowadziła – odezwał się Lee, kiedy oddaliła się na tyle, że nie mogła ich usłyszeć.

– Wyjedzie tego samego dnia co Ig – wyjaśniła Merrin. – Do San Diego. Potem będę tu przez jakiś czas sama.

Spojrzała mu w oczy i lekko się uśmiechnęła. Kolejny sygnał.

Przepchnęli komodę przez drzwi. Merrin zdecydowała, że zostawią mebel na środku pokoju, a sami podgrzeją sobie hinduskie jedzenie. Położyła papierowe talerze na okrągłym, poplamionym stoliku pod oknem z widokiem na ulicę, na której chłopcy jeździli w letnim mroku na deskach, śmigali przez czerń i pomarańczowe kałuże światła jarzeniowych latarni.

Połowę stolika zajmowały zeszyty i kartki, Merrin zgarnęła je na stertę. Lee pochylił się nad jej ramieniem, udając, że patrzy na jej prace, i dyskretnie zaciągając się słodką wonią jej włosów. Zauważył luźną kartkę z kropkami i kreskami.

– Co, bawisz się w „połącz punkty"?

– A, to – mruknęła, zbierając papiery i wkładając je do podręcznika, który odłożyła na parapet. – Gramy z moją współlokatorką w tę grę, znasz? Rysujesz kropki, a potem łączysz je w kwadraciki i wygrywa ten, kto ma najwięcej kwadracików. Przegrywasz, robisz pranie. Nie musiała prać od miesięcy.

– Daj mi spojrzeć. Jestem w tym dobry. Powiem ci, jaki zrobić następny ruch.

Rzucił pobieżnie okiem na kartkę, ale grafik wydawał się narysowany niepoprawnie. Może to inna wersja gry, taka, jakiej nie znał.

– To by było oszukiwanie. Chcesz, żebym oszukiwała?

Przez chwilę patrzyli sobie w oczy.

– Chcę tego co ty – powiedział Lee.

– Uważam, że powinnam wygrać uczciwie, i kropka. Ale mi się powiedziało.

Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Lee rozejrzał się dokoła. Mieszkanko było małe: salon, wnęka kuchenna i dwie sypialnie na piętrze tego nieforemnego domku podzielonego na pięć mieszkań. Z dołu dobiegał łomot muzyki dance.

– Dasz radę sama opłacać czynsz?

– Nie. W końcu będę musiała z kimś zamieszkać.

– Ig na pewno by ci pomógł.

– Chętnie by płacił za wszystko. Byłabym jego utrzymanką. Raz miałam taką propozycję, wiesz?

– Jaką?

– Jeden profesor zaprosił mnie parę miesięcy temu na obiad. Mieliśmy porozmawiać o moim stażu. Tymczasem on zamówił butelkę wina za dwieście dolarów i powiedział, że chciałby mi wynająć mieszkanko w Back Bay. Sześćdziesięciolatek, ma córkę dwa lata starszą ode mnie.

– Żonaty?

– Oczywiście.

Lee odchylił się na krześle i gwizdnął przez zęby.

– Ig pewnie się posrał z wrażenia.

– Nie powiedziałam mu. I ty też mu nie mów. Nie powinnam o tym wspominać.

– Dlaczego nie powiedziałaś Igowi?

– Bo mam kurs z tym profesorem. Nie chciałam, żeby Ig złożył na niego zażalenie czy coś.

– Ig by tego nie zrobił.

– Nie, pewnie nie. Ale chciałby, żebym zrezygnowała z kursu. A ja nie chcę. Niezależnie od tego, jak zachowuje się poza wydziałem, facet jest najlepszym onkologiem w kraju, a wtedy chciałam się przekonać, czego mnie nauczy. Wtedy wydawało mi się, że to ważne.

– Teraz już nie?

– Cholera, nie muszę być pierwsza na wszystkich zajęciach. Zdarzają mi się takie ranki, kiedy mi się wydaje, że będę miała dużo szczęścia, jeśli w ogóle zdam.

– Daj spokój, jesteś świetna. – Lee zamilkł na chwilę. – I jak zareagował ten stary pierdziel, kiedy kazałaś mu spadać?

– Z humorem. Wino było dobre. Z początku lat dziewięćdziesiątych, z małej rodzinnej winnicy we Włoszech. Mam wrażenie, że taką samą butelkę postawił paru innym dziewczynom. Zresztą nie kazałam mu spadać. Powiedziałam, że kogoś kocham i nie sądzę, by wypadało to robić, gdy jestem jego studentką, ale w innych okolicznościach byłabym skłonna rozważyć tę propozycję.

– Miło z twojej strony.

– Fakt. A gdybym nie była jego studentką i nie znała Iga? Mogę sobie wyobrazić, że poszłabym z nim na zagraniczny film czy coś.

– Nie gadaj, przecież jest stary.

– Prawie emeryt.

Lee osunął się na oparcie krzesła. Przejęło go jakieś nieznane uczucie: niesmak. I zaskoczenie.

– Żartujesz.

– A skąd. Mógłby mnie czegoś nauczyć o winie. I książkach. I o sprawach, o których nic nie wiem. Jak wygląda życie przez drugi koniec teleskopu. Co to znaczy być w niemoralnym związku.

– To by był błąd.

– Może trzeba popełnić parę błędów. Jeśli się tego nie zrobi, pewnie się za dużo myśli. To najgorszy błąd.

– A co z żoną i córką tego gościa?

– Właśnie. Nie wiem. Oczywiście to trzecia żona, więc chyba nie byłaby jakoś okropnie zaskoczona. – Merrin zmrużyła oczy. – Myślisz, że każdy facet musi się wcześniej czy później znudzić?

– Myślę, że faceci na ogół marzą o tym, czego nie mogą mieć. Wiem, że ja jeszcze nie byłem w związku, w którym bym nie marzył o innych dziewczynach.

– Kiedy to się zaczyna? Kiedy facet zaczyna myśleć o innych?

Lee odchylił głowę, spojrzał na sufit i udał, że się zastanawia.

– Nie wiem. W piętnastej minucie pierwszej randki? Zależy, czy kelnerka jest fajna.

Uśmiechnęła się pod nosem.

– Czasami widzę, jak Ig patrzy na dziewczyny. Niezbyt często. Jeśli wie, że jestem obok, stara się nie gapić. Ale na przykład w te wakacje pojechaliśmy na Cape Cod, poszłam do samochodu po olejek do opalania, a potem przypomniałam sobie, że włożyłam go do kieszeni kurtki… Nie sądził, że tak szybko wrócę, i patrzył na dziewczynę. Leżała na brzuchu, z rozwiązaną górą od bikini. Ładna. W liceum pewnie bym mu zrobiła piekło, ale teraz nic nie powiedziałam. Nigdy nie był z nikim oprócz mnie.