Выбрать главу

– W twoim mieszkaniu, nie naszym.

– Chciałam, żeby było naszym.

– Wiem. Starałaś się ze wszystkich sił. Ja nie.

– Dlaczego spaliłeś samochód? Dlaczego ubrałeś się… w to?

Przyciskała pięści do piersi i starała się uśmiechnąć.

– Oj, kochanie. Wyglądasz, jakbyś przeszedł przez piekło na ziemi.

– Można tak powiedzieć.

– Chodź. Wsiadaj do mojego samochodu. Wrócimy do domu, zdejmę ci tę spódnicę, umyjesz się i znowu będziesz sobą.

– I wszystko będzie jak dawniej?

– Tak. Dokładnie tak jak dawniej.

Na tym polegał problem. Z krzyżykiem na szyi znowu mógł się stać dawnym sobą, gdyby zechciał, mógłby wszystko odzyskać – ale nie było warto. Jeśli masz żyć w piekle na ziemi, bycie diabłem ma swoje zalety. Rozpiął łańcuszek, powiesił go na gałęzi, rozgarnął krzaki i wyszedł na słońce.

Spłoszyła się. Zrobiła niepewny, chwiejny krok do tyłu, jej obcas wkłuł się głęboko w miękką ziemię i przechylił tak, że omal nie skręciła nogi. Otworzyła usta do krzyku, takiego z horroru, przeraźliwego i panicznego. Ale nie krzyknęła. Niemal natychmiast jej pyzata, ładna twarz się wygładziła.

– Nie znosiłaś tego, co było dawniej – przemówił diabeł.

– Nie znosiłam – zgodziła się i na jej twarzy znowu pojawił się pewien rodzaj smutku.

– Wszystkiego.

– Nie. Parę rzeczy mi się podobało. Jak się kochaliśmy. Zamykałeś wtedy oczy i wiedziałam, że o niej myślisz, ale mi to nie przeszkadzało, bo dzięki mnie było ci dobrze. I podobały mi się sobotnie poranki, kiedy robiliśmy razem śniadanie, duże, bekon, jajka i sok, a potem oglądaliśmy głupie programy i wydawało się, że mógłbyś tak przy mnie siedzieć przez cały dzień. Ale nie znosiłam tego, że nigdy nie będę się dla ciebie liczyć. I że nie mamy przyszłości, i nienawidziłam, kiedy opowiadałeś, co powiedziała śmiesznego i jak mądrze postąpiła. Nie jestem dla niej konkurencją. Nigdy nie będę.

– Naprawdę chcesz, żebym wrócił do domu?

– Nawet ja nie chcę do niego wracać. Nienawidzę tego mieszkania. Chciałabym wyjechać. Chciałabym gdzieś zacząć od nowa.

– Dokąd byś wyjechała? Gdzie byłabyś szczęśliwa?

– W domu Lee – powiedziała z rozjaśnioną twarzą i uśmiechnęła się słodko i z zaskoczeniem, jak dziewczynka, która po raz pierwszy zobaczyła Disney World. – Poszłabym w płaszczu przeciwdeszczowym, nie mając nic pod spodem, sprawiłabym mu niespodziankę. Lee chce, żebym do niego kiedyś przyszła. Dziś po południu wysłał mi esemesa, że jeśli się nie pojawisz, powinniśmy…

– Nie – rzucił Ig ostro, a z nozdrzy buchnął mu czarny dym.

Glenna wzdrygnęła się i cofnęła o krok.

Odetchnął, zaciągnął się dymem. Wziął ją za ramię i ruszyli w stronę samochodu. Dziewczyna i diabeł idący w piekielnym blasku schyłku dnia. Diabeł instruował:

– Nie chcesz mieć z nim nic wspólnego. Co dla ciebie zrobił oprócz tego, że dał ci kradzioną kurtkę i traktuje cię jak dziwkę? Musisz mu powiedzieć, żeby spadał. Potrzebujesz kogoś lepszego. Musisz mniej dawać, a więcej brać.

– Lubię sprawiać przyjemność ludziom – odezwała się dzielnym, cichym głosikiem, jakby zawstydzona.

– Ty też jesteś człowiekiem. Zrób coś przyjemnego dla siebie. – Mówiąc, wytężył siłę woli i poczuł wstrząs oślepiającej rozkoszy przenikającej nerwy w rogach. – A w ogóle spójrz, jak cię potraktowałem. Zniszczyłem ci mieszkanie, zniknąłem bez słowa, a kiedy tu przyjechałaś, zastałaś mnie w spódnicy. Nie wyrównasz ze mną rachunków, jeśli się bzykniesz z Lee Tourneau. Musisz działać z większym rozmachem. Nadarzy ci się okazja do zemsty. Wracaj do domu, weź moją kartę, wypłać wszystko z konta i… zrób sobie wakacje. Nie chciałaś mieć trochę czasu dla siebie?

– Fajnie by było – powiedziała, ale po chwili jej uśmiech zbladł. – Miałabym kłopoty. Siedziałam przez miesiąc. Nie chcę tam wracać.

– Nikt nie będzie miał do ciebie pretensji. Nie po tym, jak przyjechałaś do odlewni i zobaczyłaś, że paraduję w spódnicy jak pedałek. Moi rodzice cię nie pozwą. Takich rzeczy lepiej nie ogłaszać publicznie. Najlepszym sposobem na wyrównanie z kimś rachunków jest zobaczyć go w lusterku wstecznym, jadąc ku czemuś lepszemu. Zasługujesz na coś lepszego.

Dotarł do jej samochodu. Otworzył drzwi. Spojrzała na jego spódniczkę, potem podniosła wzrok na twarz. Uśmiechała się. I płakała czarnymi od tuszu strugami łez.

– To cię kręci? Spódnice? To dlatego nie było nam za dobrze? Gdybym wiedziała, próbowałabym… no nie wiem, jakoś to wykorzystać.

– Nie. Noszę to z braku czerwonych rajstop i peleryny.

– Czego? – spytała trochę rozwlekle, w otępieniu.

– Tak się ubiera diabeł, prawda? To jak kostium superbohatera. Pod wieloma względami szatan był pierwszym superbohaterem.

– A nie superprzestępcą?

– E, nie. Na pewno bohaterem. Tylko się zastanów. Jego pierwszą przygodą było ukazanie się w postaci węża dwojgu więźniom, których opętany władzą megaloman trzymał nago w obozie w dżungli Trzeciego Świata. Za jednym zamachem rozszerzył ich jadłospis i wtajemniczył w sprawy seksu. Dla mnie wygląda jak połączenie Animal Mana i seksuologa.

Roześmiała się dziwnym, urywanym, ogłupiałym śmiechem. Potem czknęła, a jej uśmiech zbladł.

– To dokąd pojedziesz? – spytał Ig.

– Nie wiem. Zawsze chciałam zobaczyć Nowy Jork. Nowy Jork nocą… Z okien taksówek bucha dziwna muzyka. Na rogach ulic sprzedawcy orzeszków, słodkich orzeszków… nadal sprzedają te orzeszki?

– Nie wiem. Ostatnim raz byłem tam przed śmiercią Merrin. Jedź i sama sprawdź. Będzie świetnie. Wakacje życia.

– Jeśli wyjazd jest taki świetny… jeśli wyrównanie rachunków z tobą jest takie wspaniałe, to dlaczego tak kijowo się czuję?

– Bo jeszcze tam nie dojechałaś. Nadal jesteś tutaj. A kiedy odjedziesz, będziesz pamiętać tylko tyle, że widziałaś mnie wystrojonego w najlepszą niebieską spódnicę. Wszystko inne zapomnisz. – Poparł to polecenie mocą rogów, wepchnął tę myśl głęboko w jej głowę. Była to o wiele bardziej intymna penetracja niż to, co kiedykolwiek zrobili w łóżku.

Glenna skinęła głową, patrząc na niego przekrwionymi, zafascynowanymi oczami.

– Zapomnę. Dobrze.

Chciała wsiąść do samochodu, zawahała się i spojrzała na niego ponad drzwiami.

– Po raz pierwszy rozmawiałam z tobą właśnie tutaj. Pamiętasz? Piekliśmy gówno. Co za pomysł, nie?

– Śmieszne, dokładnie to zamierzam zrobić dziś wieczorem. Jedź już, Glenna. Lusterko wsteczne.

Skinęła głową i już miała wsiąść do samochodu, ale jeszcze wyprostowała się, przechyliła nad drzwiczkami i pocałowała go w czoło. Poznał jej inne grzeszki, o których dotąd nie wiedział; często je popełniała, zawsze wbrew sobie. Zdziwiony cofnął się o krok, nadal czując na czole chłodny ślad jej ust, mając w nozdrzach jej oddech pachnący papierosami i miętą.

– Cześć – powiedział.

Uśmiechnęła się.

– Nie daj się skrzywdzić. Wygląda na to, że nie umiesz spędzić dnia w odlewni, nie narażając się na śmierć.

– Faktycznie, chyba mi weszło w nawyk.

*