Выбрать главу

— Mam nadzieję, że się wnet zobaczymy. — Uciął rozmowę tak nieoczekiwanie i bezceremonialnie, że nawet bystry Menandros nie potrafił ukryć zaskoczenia. Z ust wyrwało mu się głośne westchnienie. — Żałuję, ale jutro muszę znowu wyjechać z miasta. Zaraz jak wrócę, przy pierwszej sposobności… — Wyciągnął dłoń z pierścieniem do pocałowania.

Gdy czekali na lektyki, Menandros się odezwał:

— Mogę powiedzieć ci coś bez ogródek?

Faustus zachichotał.

— Niech zgadnę. Nasz Cezar przynudza?

— Mniej więcej tak bym to określił. Zawsze jest taki?

— Ależ skąd. Dziś jeszcze nie wypadł najgorzej. Rzekłbym, że rozmawiał z tobą w swoim najlepszym nastroju.

— No proszę. Ciekawe. I to ma być przyszły władca Zachodu… Słyszeliśmy w Konstantynopolu, że urok osobisty Cezara Herakliusza, jak by to powiedzieć, nie zwala z nóg. Mimo to nie spodziewałem się…

— Nie spodobało ci się całowanie pierścienia?

— Tym się w ogóle nie przejąłem. Będąc ambasadorem, człowiek musi okazywać uległość, przynajmniej wobec cesarza. A wobec jego syna? Raczej też, kiedy tego się po nim oczekuje. Nie, Faustusie, co innego mnie uderzyło. Nie wiem, jak to wyrazić, pozwól mi skupić myśli… — Menandros zamilkł. Wbił wzrok w nocne ciemności, w stronę Forum i Kapitolu po drugiej stronie doliny. — Jestem człowiekiem dość młodym — podjął temat — lecz wnikliwie studiowałem dzieje Cesarstwa Wschodniego i Zachodniego. Chyba wiem, co powinno cechować cesarza. Tę rzecz określa greckie słowo „charyzma”. W pewnej mierze, choć niezupełnie, tożsame z łacińskim słowem „virtus”. Charyzma występuje w wielu odmianach. W sprawowaniu rządów można pomagać sobie silną osobowością, wzbudzaniem podziwu, strachu i szacunku. Świetnym tego przykładem jest Justynian lub Wespazjan z dawnych czasów czy później Tytus Galiusz. Można też łączyć w sobie wielką determinację i przebiegłość. Tu bym wymienił sławnego Augusta i Dioklecjana. Można być człowiekiem łaskawym i niepospolicie mądrym, jak, powiedzmy, Hadrian czy Marek Aureliusz. Można się wsławić czynami na polu chwały. Myślę o Trajanie, Gajuszu Marcjuszu i dwóch cesarzach o imieniu Maksymilian. Jednakowoż… — Menandros znowu przerwał. Tym razem głęboko odetchnął, nim dokończył myśclass="underline"  — Jeśli komuś brakuje łaskawości, mądrości, męstwa, przebiegłości i umiejętności wzbudzania strachu i szacunku…

— Myślę, że Herakliusz będzie umiał budzić strach.

— Strach, i owszem. Każdy cesarz to potrafi, przynajmniej do czasu. Kaligula, Neron, Domicjan, Kommodus.

— Wszystkich czterech, których wymieniłeś, zamordowano, co?

— O to właśnie chodzi. — Zbliżały się lektyki i Grek odwrócił się do Faustusa ze spokojnym, niemalże nieziemskim uśmiechem. — Jakże to dziwne, chyba nie zaprzeczysz, że dwaj królewscy bracia tak bardzo się różnią. Ten z charyzmą ani myśli służyć imperium jako jego władca. Ten, któremu przeznaczono tron, charyzmy wcale nie ma. Wielka szkoda… ze względu na nich, na was, może nawet na cały świat. Bogowie lubią płatać ludziom figle, przyjacielu. Choć nas nie zawsze śmieszą ich żarty.

* * *

Nazajutrz nie schodzili w podziemia. Menandros przysłał wiadomość z oznajmieniem, że nie rusza się dzisiaj z komnaty, zajęty przygotowywaniem listów do Konstantynopola. Podobnie Cezar Maksymilian zawiadomił Faustusa, że na razie nie będzie mu potrzebne jego towarzystwo. Faustus przez cały dzień borykał się z obfitym zalewem rutynowych dokumentów, nieustannie produkowanych w jego urzędzie. Ponadto, jak zawsze w połowie tygodnia, uczestniczył w zebraniu pracowników kancelarii, później zaś moczył się kilka godzin w publicznej łaźni i zjadł obiad z filigranową, jasnooką Numidyjką, która przez półtorej godziny przypatrywała mu się bez słowa z drugiego końca stołu (ledwie tknęła jedzenie: miała apetyt ptaszka, bardzo małego ptaszka), i po posiłku posłusznie udała się z nim na kanapę. Kiedy już sobie poszła, wybrał pierwszą lepszą sztukę Seneki, makabrycznego Tiestesa, i jął czytać w łóżku. Wpadł mu w oko fragment, którego wolałby nie napotkać tego wieczoru: Przemożny strach mnie bierze, że wszechświat rozpadnie się w drobny mak, zamieni się w ruinę. Że wróci bezkształtny chaos, zmiecie bogów i ludzi, a planety krążące na niebiosach zniszczą ziemię i morze. Faustus wpatrywał się w słowa, aż litery zaczęły mu biegać przed oczami. I nagle wyrosło przed nim następne zdanie: Ze wszystkich pokoleń wybrano nasze, abyśmy zakosztowali gorzkiego przeznaczenia, aby nas przygniotły odłamki skruszonego nieba. Ależ niestrawna lektura do poduszki! Odrzucił zwój i zamknął oczy.

I tak, pomyślał, mija kolejny dzień w życiu Faustusa Flawiusza Konstantyna Cezara. Barbarzyńcy dobijają się do bram, cesarzowi śmierć zagląda w oczy, następca tronu hasa po lesie, kłując dzidą nieszczęsnego zwierza, a stary Faustus grzebie się w głupich urzędowych papierach, byczy się pół dnia w wielkiej marmurowej wannie z ciepłą wodą, zabawia się ze smagłym, filuternym dziewczątkiem i odnajduje złe wróżby w lekturze do poduszki.

Następny dzień rozpoczął się od przybycia jednego ze służących Menandrosa z wiadomością, że po południu ambasador pragnąłby po raz trzeci wyprawić się do podziemnego miasta. Zależało mu szczególnie na obejrzeniu kaplicy Priapa i sadzawki chrzczeńców, a może też katakumb świętych chaldejskich dziewek. Wyglądało na to, że pragnienia Greka uzyskały zmysłowe zabarwienie.

Faustus skreślił zwięzłą wiadomość dla Cezara Maksymiliana: powiadomił go o najbliższych planach i prosił na przewodnika Hebrajczyka Danielusa. Daj mi znać do godziny szóstej, gdzie mamy się spotkać — zakończył. Tymczasem minęło południe, a odpowiedź od księcia nie nadeszła. Drugi list też pozostał bez odzewu. Zbliżała się chwila, kiedy musiał się udać do pałacu Sewera i zabrać ambasadora. Obawiał się, że podczas tej ekspedycji będzie stanowił jednoosobową gwardię Menandrosa. Nie uśmiechało mu się jednak takie rozwiązanie; od rana czuł się przygnębiony, zupełnie nie w sosie. Żeby wywiązać się z zadania, musiał mieć przy sobie rezolutnego Maksymiliana.

— Do Cezara — polecił tragarzom.

Maksymilian — niewykąpany, nieogolony, z podkrążonymi oczami, w starej potarganej szacie — wystraszył się na jego widok.

— Cóż to, Faustusie? Czemu przybywasz bez zapowiedzi?

— Wysłałem rano dwie wiadomości, Cezarze. Trzeba poprowadzić Greka do Krainy Cieni.

Książę wzruszył ramionami. Najwyraźniej go nie powiadomiono.

— Nie śpię od godziny. A spałem tylko trzy. Miałem ciężką noc. Mój ojciec umiera.

— Naturalnie. Od dłuższego czasu wszyscy o tym myślą, pogrążeni w smutku — rzekł nieszczerze Faustus. — Może kres długich mąk będzie wybawieniem dla najjaśniejszego pana?

— Nie chodzi mi o to, że jest chory. To już jego ostatnie godziny. Przez całą noc czuwałem przy nim w pałacu.

Faustus zmrużył oczy, zdumiony.

— Twój ojciec jest w Rzymie?

— Oczywiście. Gdzieżby indziej?

— Krążyły pogłoski, że przebywa na Capri, Sycylii, może nawet w Afryce…

— Słuchasz pogłosek?! Brednie idiotów! Nie rusza się stąd od miesięcy, od czasu powrotu z uzdrowiska w Bajach. Nie wiedziałeś? Rzecz jasna, mało kto go odwiedzał, bo jest bardzo zmęczony i nawet najkrótsza rozmowa nadwątla jego siły. Wczoraj koło południa nastąpił kryzys. Plwał czarną krwią, wstrząsały nim przeraźliwe konwulsje. Zawezwano cały hufiec doktorów, z których każdy marzył o wyleczeniu cesarza, ryzykując jego przedwczesną śmierć. — Z obłąkańczą pasją Maksymilian wymieniał środki, jakimi w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin starano się uzdrowić władcę: nacieranie lwim sadłem, napój z psiego mleka, żaby gotowane w occie, suszone cykady rozpuszczone w winie, figi nadziewane mysią wątróbką, smoczy język gotowany w oliwie, oczy krabów słodkowodnych i inne jeszcze medykamenty, niezwykle rzadkie i kosztowne, istna farmakopea. Dość leków, żeby uśmiercić zdrowego człowieka. A przecież nie koniec na tym. Puszczano krew. Kąpano w balii z miodem posypanym złotem w proszku. Oblepiano ciepłym błotem ze zboczy Wezuwiusza. — A przed świtem ostatni błazeński zryw: naga dziewica dotyka go dłonią i trzykrotnie wzywa Apolla, żeby wstrzymać postęp choroby. Aż dziw, że w tak krótkim czasie udało się znaleźć dziewicę. Oczywiście, mogliby ją sobie powołać mocą dekretu działającego wstecz.