Faustus czuł, że za chwilę rozboli go głowa. Niekiedy szaleńczy wigor Cezara był dla niego trudny do zniesienia. Bez słowa dolał sobie wina i z namaszczeniem wychylił kielich: wolnymi, głębokimi łykami. Następnie podszedł do okna i zatrzymał się zwrócony plecami do księcia.
Czy można było ufać Maksymilianowi w kwestii pochodzenia klejnotów? Czy naprawdę zostały wyniesione z sanktuarium w dawnych czasach, czy też złodziejaszek zwędził je wczoraj? Tego by jeszcze brakowało! Gdy trwają negocjacje w sprawie wyczekiwanego sojuszu wojskowego, który planowano podpisać zaraz po zaślubinach księcia z Zachodu z księżniczką ze Wschodu, pobożny i nad wyraz cnotliwy Justynian dowiaduje się, że brat jego szwagra niefrasobliwie dał siostrze Imperatora Wschodu prezent pochodzący z świętokradczego rabunku. Prezent, który wciąż może być przedmiotem intensywnych poszukiwań.
Maksymilian ciągle wychwalał klejnoty, lecz Faustus słuchał go jednym uchem. Z półmroku przyjemnie zawiało chłodnym powietrzem, niosącym ze sobą cudowną mieszaninę woni cynamonu, pieprzu, gałki muszkatołowej, pieczonego mięsa, tęgiego wina, ostrych perfum, plasterków cytryny: odurzające aromaty wystawnej uczty. Chętnie wdychał ten orzeźwiający zapach.
Kiedy tak pieścił go łagodny, dobrotliwy wietrzyk, zdecydował się odrzucić skrupuły. Wszak nie było powodów do zmartwień. Najprawdopodobniej doszło do uczciwej transakcji. Gdyby nawet skarb został skradziony z sanktuarium Wielkiej Matki, wściekła kapłanka niewiele mogłaby wskórać, oficjalne śledztwo nigdy bowiem nie obejmie kufrów rodziny panującej. A że dar Maksymiliana miał rzekomo właściwości afrodyzjaku, zanosiło się na przedni żart z nadętego, mrukliwego brata.
Faustus poczuł nagły przypływ sympatii do swojego przyjaciela. Po raz kolejny książę udowadniał, że mimo młodego wieku dalece go prześcignął w łotrzykowskich wybrykach. A to był nie lada wyczyn.
— Nawiasem mówiąc, ambasador pokazał ci ją na obrazku? — zapytał Maksymilian.
Faustus rozejrzał się na boki.
— Czemu miałby to robić? Nie ja się z nią żenię.
— Pytam z czystej ciekawości. Zastanawiam się, czy jest tak brzydka, jak o niej mówią. Wieść niesie, że z wyglądu przypomina brata. A przecież Justynian ma końskie rysy twarzy. W dodatku jest dużo starsza od Herakliusza.
— Naprawdę? Pierwsze słyszę.
— Justynian ma mniej więcej czterdzieści pięć lat, prawda? Mało prawdopodobne, żeby jego siostra była osiemnastoletnią lub dwudziestoletnią dziewczyną.
— A dwudziestopięcioletnią? Czemu by nie?
— Prędzej trzydziestopięcioletnią. W najlepszym razie. Herakliusz ma dopiero dwadzieścia dziewięć lat. Mój brat ożeni się z podpróchniałą paskudą, może już za starą na dzieci. Czy ktoś o tym pomyślał?
— Akurat tak się składa, że podpróchniała paskuda, jak ją może niesłusznie nazywasz, jest siostrą Imperatora Wschodu, dzięki czemu więzy krwi połączą dwie części mocarstwa. Co się okaże zbawienne, kiedy przyjdzie nam prosić Justyniana o kilka legionów, żeby odegnać barbarzyńców z północy, naszych serdecznych przyjaciół Gotów i Wandalów, którzy znów nas kąsają po łydkach. Jeśli będzie bezpłodna, cóż z tego? Prawowitych dziedziców tronu można przysposobić.
— Ależ oczywiście. Wszelako nasz święty cel, ów wielki sojusz… tak bardzo nam na nim zależy, Faustusie? Jeżeli zafajdany barbarzyńca stawi się na kolejne starcie, czemu nie przegonimy go sami? Mój ojciec dał im do wiwatu, kiedy w czterdziestym drugim podpełzli pod nasze granice. Nie wspominając o jego dziadku, który pół wieku wcześniej potykał się z Hunami pod wodzą Attyli.
— Czterdziesty drugi rok… Szmat czasu. Twój ojciec jest stary i schorowany, na domiar złego brakuje nam wybitnych generałów.
— A Herakliusz? Jeszcze nas wprawi w zdumienie.
— Herakliusz?! — Doprawdy, śmiały pomysł! Wyniosły, zjadliwy, skłonny do ascezy Herakliusz Cezar miałby dowodzić wojskami na polu bitwy. Nawet Maksymilian, człowiek frywolny, niesforny i nieokrzesany, bardziej nadawał się na kandydata do roli bohatera wojennego aniżeli niemrawy Herakliusz.
— Racz pamiętać, mości Faustusie — rzekł Maksymilian z ironicznym parsknięciem — że należymy do dynastii nawykłej do oręża. W żyłach moich i mojego brata płynie krew wojowników.
— O tak, wojownik Herakliusz, nie mający sobie równych w boju — zakpił Faustus, co razem skwitowali śmiechem.
— W porządku, przyznaję ci rację. Chyba rzeczywiście potrzebujemy wsparcia Justyniana. A zatem mój brat żeni się z brzydką księżniczką, jej brat pomaga nam przegonić na cztery wiatry troglodytów z północy, a potem w całym imperium nastaje epoka wiecznego pokoju… może z wyjątkiem paru potyczek z Persami, którzy wszakże nękają Justyniana, nie nas. Niech więc tak będzie. A swoją drogą, czy powinienem się martwić wdziękami małżonki Herakliusza? On sam nie dba o nie.
— Właśnie. — Następca tronu nie cieszył się sławą pogromcy niewieścich serc.
— Miejmy nadzieję, że skarb Wielkiej Matki, jeśli potwierdzą się jego walory, pozwoli mu piorunem spłodzić nowego Cezara. Być może nigdy więcej nie tknie swej małżonki, ku jej wielkiej uciesze, a pewnie i jego. — Maksymilian wystrzelił z kanapy, żeby dolać wina sobie i Faustusowi. — Rzeczywiście wyruszył na północ na przegląd jednostek? Tak mówią.
— Wiem. To wersja oficjalna, ale mam pewne wątpliwości. Prędzej wypuścił się w knieję na wielodniowe łowy, żeby odwlec sprawę małżeństwa. — Była to jedyna rozrywka księcia Herakliusza: niezmordowany, nudny pościg za jeleniem, dzikiem, lisem lub zającem. — Wierz mi, ambasador grecki srodze się rozgniewał, kiedy wyszło na jaw, że książę wyjechał akurat teraz. Nie krył oburzenia. Stąd właśnie moja wizyta. Mam dla ciebie zajęcie. Twoim i moim zadaniem będzie dostarczanie rozrywek ambasadorowi, póki Herakliusz nie raczy wrócić do miasta.
Maksymilian leniwie wzruszył ramionami.
— Może twoim zadaniem. Mnie w to nie mieszaj, stary druhu.
— Wydaje mi się, że będziesz się dobrze bawił. Zaraz przyznasz mi słuszność. Zresztą, już cię przydzieliłem do tej misji, więc mnie nie zawiedziesz. Ambasador pragnie zwiedzić Rzym, lecz nie nęcą go typowe atrakcje turystyczne. Wybiera się do Krainy Cieni.
Cezar otworzył szeroko oczy.
— Naprawdę? Ambasador chce się tam poszwendać?
— To Grek. I młody. Zapewne ma perwersyjne skłonności, a nawet jeśli nie, to chciałby zaszaleć. Obiecałem, że pokażemy mu pałace i świątynie, na co on, żebyśmy pokazali mu groty i burdele, targowisko czarowników, pieczary czarownic, tego typu miejsca. „Wolałbym się przyjrzeć życiu na nizinach”, to cytat. — Faustus starał się przeciągać sylaby jak Menandros, mówiąc po łacinie ze wschodnim akcentem. — „Ciemnemu, plugawemu sercu miasta”, to drugi cytat. „Szemranym interesom, z których słynie Rzym”.