Выбрать главу
* * *

Nie trzeba być Sybillą Kumejską, by przewidzieć, że upłynie sporo czasu, nim Demetriusz ponownie wspomni o projekcie. Cezar nieustannie krąży między pomysłami, co jest jednym z objawów jego przypadłości. Dwa dni po naszej rozmowie w teatrze wyjechał z Tauromenium na wakacje wśród afrykańskich wydm. Wrócił dopiero po miesiącu. A skoro nie wyznaczyliśmy nawet miejsca pod budowę pałacu na urwisku, pomijając już ustalenia dotyczące koncepcji architektonicznej i kosztów projektu, odłożyłem tę sprawę na później. Chyba miałem nadzieję, że i jemu ten pomysł wywietrzeje z głowy, nim wróci na Sycylię.

Jego nieobecność wykorzystałem do wznowienia prac nad moim głównym tegorocznym przedsięwzięciem, czyli kroniką życia Trajana VII. Czym właściwie zajmowałem się z przerwami od siedmiu czy ośmiu lat. Dwie rzeczy dodały mi bodźca. Pierwsza to znalezienie w Sewilli, w zakurzonych zakamarkach archiwum morskiego, zbioru dawno zapomnianych dzienników, przypuszczalnie autentycznych zapisków Trajana z jego podróży dookoła świata. Druga zaś to nieszczęśliwy wypadek w czasie polowania na dziki, który skazał mnie na chodzenie o kulach. Zmuszony do bezczynności, z braku innych zajęć postanowiłem znów wziąć na siebie rolę uczonego.

Jak dotąd, nie opisano w sposób wyczerpujący niezwykłej kariery Trajana. Może się to wydać dziwne, biorąc pod uwagę naszą długą, narodową tradycję dziejopisarstwa, sięgającą tajemniczych postaci Newiusza i Enniusza w czasach Republiki, jak również, oczywiście, Salustiusza, Tacyta, Swetoniusza, a po nich Ammianusa Marcellinusa, Druzyllusa z Aleksandrii, Marka Andronika — oraz, już bliżej współczesności, Lucjusza Eliusza Antypatera, wielkiego kronikarza podboju Rzymu przez Bizantyjczyków za panowania Maksymiliana VI.

Jednakże kronikarstwo zaczęło podupadać, odkąd w roku 2198 Flawiusz Romulus na powrót zespolił dwie rozłączone części imperium. Być może w czasach wielkich ludzi — a epoka Flawiusza Romulusa i jego dwóch kolejnych następców z pewnością się do nich zalicza — każdy jest zbyt zajęty tworzeniem historii, żeby mieć czas na jej opisanie. Przynajmniej ja tak sądziłem… dopóki nie skręciłem kostki, co pozwoliło mi zrozumieć, że w każdej epoce, choćby najburzliwszej, zawsze się znajdzie ktoś, kto za sprawą nieoczekiwanego trafu — kalectwa, choroby, zesłania — nagle ma dość swobody, żeby chwycić za pióro.

Zacząłem się skłaniać ku przypuszczeniu, że w czasach potężnych cesarzy, takich jak Flawiusz Romulus, Gajusz Flawillus czy Trajan Smok, publikowanie sprawozdań z ich poczynań mogło nie wyjść na dobre autorowi. Podobnie jak najdokładniejsza kronika dziejów pierwszych dwunastu cesarzy, a mam tu na myśli bezkompromisową i skandalizującą księgę Swetoniusza, powstałą w stosunkowo spokojnych czasach pierwszego Trajana, nie zaś wtedy, gdy potwory w rodzaju Kaliguli, Nerona i Domicjana grasowały po ziemi. Tak samo badacze współcześni trzem hispańskim monarchom woleli roztropnie ograniczyć się do suchego opisu wydarzeń publicznych i ważniejszych aktów prawodawczych. Roztrząsanie rządów cesarza musi zawierać krytykę. A ta może drogo kosztować.

Bez względu na przyczynę do naszych czasów nie zachowały się rzetelne kroniki rządów sławnego Flawiusza Romulusa, a jedynie spis najważniejszych wydarzeń i garść wyrachowanych panegiryków. O wewnętrznych zmaganiach jego spadkobiercy, zagadkowego Gajusza Juliusza Flawillusa, w zasadzie nic nie wiadomo. Dysponujemy tylko gołymi faktami, takimi jak miejsce urodzenia (wzorem Flawiusza Romulusa pochodził z Tarraco w Hispanii, mojego rodzinnego miasta). Wiemy też, jakie stanowiska rządowe piastował w trakcie swojej długiej kariery, nim zasiadł na cesarskim tronie. A co się tyczy trzeciego z wielkich Hispanów, Trajana VII, który nosił imię Smoka, dobitnie potwierdzone czynem, głośne na całym świecie, to w annałach uwieczniono ledwie punkty zwrotne jego sławetnych rządów.

W ciągu dwustu lat od śmierci Smoka nikt się nie podjął szczegółowego zbadania jego życia, co właściwie nie powinno dziwić. Owszem, można pisać bez obaw o zmarłym cesarzu, tylko kto się tym zajmie? Cudowny okres renesansu zbyt szybko został przerwany pierwszymi zwiastunami rewolucji przemysłowej, w którym to czasie, ponurym i zadymionym, pogoń za pieniądzem przyćmiła całą resztę, łącznie ze sztuką i naukami humanistycznymi. I oto powtórnie nastały czasy dekadencji; cesarską koronę wkładają na skronie kolejni słabeusze, a imperium stopniowo przemienia się w zlepek odrębnych jednostek, które nie darzą zbyt wielkim lub jakimkolwiek respektem głównego ośrodka władzy. Panujący nad nami, jeśli już potrafią się do czegoś zmobilizować, to skupiają się na tak bezużytecznych przedsięwzięciach, jak budowa na Sycylii gigantycznych grobowców w stylu piramidy. Kto się odważy w takich czasach podkreślać wielkość Trajana VII?

Ja się odważę.

Te słowa mogę poprzeć grubym plikiem rękopisów. Wykorzystując swoją pozycję na cesarskim dworze, przeorałem dolne piwnice rzymskiego Kapitolu, gdzie odmykałem szafy zamknięte od dwudziestu stuleci i wydobywałem na światło dzienne dokumenty, o których istnieniu dawno zapomniano. Przeglądałem prywatne zapiski z dysput senatorskich; nikt mi w tym nie przeszkadzał, nikt się nie interesował. Czytałem pamiętniki pozostawione przez najwyższych urzędników dworskich. Szperałem w raportach poborców ściągających podatki w prowincjach i inspektorów nadzorujących targowiska; choć wydają się nudne i jałowe, są w rękach historyka prawdziwą kopalnią wiedzy. Dzięki temu przywróciłem pełen blask — przynajmniej w swojej pamięci i na kartach nie ukończonej książki — osobie Trajana VII i czasom, w których żył.

A cóż to była za postać! Przez wszystkie lata swojego długiego żywota był wspaniałym ucieleśnieniem siły, dalekowzroczności, zapału i nieustępliwości. Zaliczam go w poczet najwybitniejszych cesarzy. Obok Augusta Cezara, założyciela imperium, Trajana I i Hadriana, którzy przesunęli granice aż po krańce ziemi, Konstantyna, który wprowadził skuteczne rządy na tym bezkresnym obszarze, Maksymiliana III, który raz na zawsze rozprawił się z barbarzyńcami, wreszcie jego krajana i poprzednika Flawiusza Romulusa. Przez lata go poznawałem — prawdziwego smoka! — a cudowna bliskość jego wielkiego ducha, którą odczuwałem w czasie swoich badań, uświetniła i uszlachetniła moje dni.

* * *

A więc cóż o nim wiem — tym wybitnym cesarzu, rzymskim smoku, moim dalekim praprzodku? Otóż urodził się z nieprawego łoża, to po pierwsze. Skrupulatnie przetrząsnąłem metryki urodzeń i ślubów w Tarraco i okolicznych regionach Hispanii, badając okres od roku 2215 do 2227, co powinno w zupełności wystarczyć, i chociaż natrafiłem na paru Drakonów w dokumentach podatkowych: Decymusa Drakona, Numeriusza Drakona i Salwiusza Drakona — wydaje się, że żaden się nie ożenił ani nie doczekał się potomstwa, które by wpisano do ksiąg metrykalnych. A zatem imiona rodziców pozostaną nieznane. Mogę tylko podać, że w 2241 roku niejaki Trajan Drakon, obywatel Tarraco, wstąpił do służby wojskowej w Trzecim Legionie Hispańskim. Z czego wnoszę, że urodził się pomiędzy rokiem 2220 a 2225. W tamtych czasach rekrutowano osiemnastoletnich młodzieńców, co wskazywałoby, że urodził się w roku 2223, lecz znając Drakona, a znam go już całkiem dobrze, zaryzykowałbym stwierdzenie, że zaciągnął się wcześniej, w wieku lat szesnastu, jeśli nie piętnastu.

Imperium właściwie znajdowało się jeszcze pod greckim panowaniem, wszakże Hispania, jak większość zachodnich prowincji, cieszyła się niezależnością. Cesarzem w Konstantynopolu był Leon XI — człowiek, który ochotniej zajmował się gromadzeniem w pałacu skarbów kultury starożytnej Grecji aniżeli rozważaniem sytuacji na obszarze Europy. Ziemiami Cesarstwa Zachodniego władał nominalnie jego daleki krewniak Nikefor Kantakuzen. Jednakże w czasach greckiej dominacji cesarze Zachodu byli posłusznymi kukłami, przy czym Nikefor, ostatni z serii, był najbardziej posłuszny z nich wszystkich. Podobno nigdy nie widziano go w Rzymie; czas spędzał na południu, w zacisznym zakątku niedaleko Neapolis.