I nagle uprzytomniłam to sobie. Widziałam przecież, co miała na nogach, podjechałam na parking, zanim zdążyła się ustawić z drugiej strony i wysiąść. Widziałam, jak wchodziła do Grandu, na nogach miała miękkie mokasyny na płaskim obcasie…
– Jak to?! Więc to ona…?! Ta wstrętna żmija gmerała w brylantach Basieńki i w mojej herbacie?! I ja tę herbat? piłam…?!!!
– No widzisz, jak to łatwo, wystarczy się zastanowić… Omal mnie szlag nic trafił na myśl, że tak pieczołowicie odtwarzałam zelówkę tej obrzydłej harpii na wzorze dla męża. Nie dało się tego już cofnąć.
– To okno było ciasne i niewygodne – powiedziałam ze wstrętem. – Zakradła się tam dwa razy i to tak, że milicja jej nie złapała. Cóż ona taka utalentowana?
– Też mogłabyś się tego domyślić.
– Mogłabym. Domyślam się. Była w balecie.
– Albo może przeszła jakieś specjalne przeszkolenie?… Powiedział to takim tonem, że znów spojrzałam na niego podejrzliwie. Czyżby jeszcze coś w tym było…?
– Ten jar nad potoczkiem stanowił wymarzone miejsce – ciągnął dalej. – Pusto, spokojnie, nikt prawic tam nie chodzi, teren zasłania ze wszystkich stron, od strony plaży łatwo trafić. Dla tatusia najbezpieczniej było symulować wieczorny spacerek. Wybrała znakomicie. Nie dziwi cię to?
– Już przestało – powiedziałam ponuro. – Pewnie w tej dziedzinie też przeszła specjalne przeszkolenie. Dziwi mnie za to, że nie uciekła z nim razem.
– Przypuszczam, że było im to nic na rękę z dwóch powodów. Pierwszy to ten, że on nie mógł się przyznać do siebie samego, zbyt wielu ludziom się naraził, i nie mógł dopuścić, żeby go ktoś poznał. O tym, czyją ona jest córką, różne osoby wiedziały i łatwo mogły sobie skojarzyć. Wszelkie kontakty z nią utrzymywał w najgłębszej tajemnicy. A drugi powód… Ona, ściśle biorąc, w ogóle nie zamierzała uciekać, miała tu jeszcze dużo rzeczy do załatwienia, a nikt jej o nic nie podejrzewał. No, prawie nikt…
– A tak między nami mówiąc, to skąd wiedziałeś, że ten śmierdzący facet od kościołów przyniósł jej wiadomość od tatusia?
– Podsłuchałem – wyznał po namyśle z lekką skruchą.
– Jak?
– Nie wszystko ci jedno? Dość, że podsłuchałem.
– No dobrze, a po cóż, na litość boską, robiłeś z tego taką tajemnicę przede mną?
– Żebyś mi nic przeszkadzała. Musiałem mieć swobodę działania, a bałem się o ciebie panicznie. Pewnie nawet nie wiesz, na co się narażałaś tego ostatniego wieczoru. Gdyby cię dostrzegli, już byś nie żyła, nie zawahaliby się ani chwili, nie mogli zostawić świadka jego ucieczki i jej udziału. A poza tym bałem się, że ona zacznie coś podejrzewać. Nie mogłem sobie pozwalać na to, żeby się pokazywać na zmianę z tobą i z nią, bo zaczęłaby się dziwić, co ty jesteś taka tolerancyjna. Musiałem się w końcu schować.
– Mogłeś mnie powiadomić, że twoim życiowym marzeniem było zamieszkać w psiej budzie. A propos, jak tam wszedłeś?
– Przez dach. Gdybym zdołał przewidzieć, co zrobisz, na pewno bym cię wtajemniczył. Okazuje się, że cię nie doceniłem. Przewidziałem, że się wtrącisz już od chwili, kiedy wydłubałaś antenę, ale nie sądziłem, że do tego stopnia! Co ja się nazastanawiałem, po jakiego diabła zamiatasz plażę…!
– A co ja się nazastanawiałam, po jakiego diabła latasz po lekarzach…! Na drugi raz bądź uprzejmy nie narażać mnie na takie wstrząsy.
– Na drugi raz będę znacznie ostrożniejszy… Co za nonsens, w ogóle nie będzie drugiego razu! Pseudokustosz był tylko jeden!
– Nie szkodzi. Martwię się tylko, że ona z tego wyjdzie ulgowo – powiedziałam z westchnieniem. – Pomagała tatusiowi do ucieczki, ale to jej tatuś, więc ma okoliczności łagodzące. Nawet kradła dla tatusia. Nie wiem, czy jej coś więcej udowodnią.
– Raczej tak. Miała przecież rozmaite talenty. Bardzo możliwe, że je wykorzystywała wszechstronnie. Faszerując na przykład dzieła sztuki… też dziełami sztuki, ale zupełnie innego rodzaju…
– Skąd wiesz?!
– Domyślam się. Podejrzewam też, że tatuś świadomie robił w konia swoich wspólników czy może podwładnych, nie wiem, jak ich nazwać. Doskonale orientował się, kiedy wpadną. Drogę ucieczki tym statkiem przygotowywał sobie przez rok.
– Ta historia z komodą to była szalona nieostrożność z jego strony – oświadczyłam z naganą. – Jeszcze ze dwa dni, a milicja by go dopadła…
– Już go dopadła, mówiłem ci, że czekali na niego w Gdyni.
– I po co mu to było?
– Po pierwsze nie wziął pod uwagę twojej namiętności do komód. Nie trafiliby tak łatwo, gdybyś jej od razu nie zidentyfikowała. A po drugie był chciwy na pieniądze. Za te sto pięćdziesiąt tysięcy od razu kupił dolary…
Zastanowiłam się.
– Dolarów nie było – oświadczyłam stanowczo po namyśle. – Sama to przecież oglądałam. Nie trzymał ich chyba w kieszeniach?
– Nie, dolary ma córka.
Powiedział to takim tonem, że mnie poderwało.
– Ty to wiesz!!! – krzyknęłam ze śmiertelnym oburzeniem. – Ty to wszystko od początku do końca doskonale wiesz, wcale nie musisz nic podejrzewać i niczego się domyślać! Kantujesz mnie!!!
Znów zaczął się śmiać.
– Nic podobnego, wcale nie wiem! To znaczy, tyle wiem, że znaleźli przy niej dolary, nic więcej. Ja naprawdę tylko się tego domyślam!
– Nie, ja tego nie zniosę…! l jak się zaczął przemyt, od razu domyśliłeś się, że przez granicę lecą szczątki pana barona, chociaż kontrola celna ich nie złapała i nikt ich nie widział! Telepatycznie wiedziałeś, co to jest! Domyślasz się tak wszystkiego po całej Europie!!!
– No, ostatecznie, czegoś tam czasem mogę się dowiedzieć… Ale potem już łatwo było zgadnąć, że pan kustosz musi tu być żywy, bo na pewno nikomu nie zdradziłby miejsca ich ukrycia…
– Dziwię się, że już dawno nie domyśliłeś się, gdzie jest to miejsce!
– Oczywiście, że się domyśliłem, ale nie wiedziałem na pewno. Najlepszy dowód, sama widzisz, że nic nie wiem i wszystkiego się muszę domyślać…
Wracałam z Sopotu do Warszawy w prześliczny, wiosenny dzień, od czasu do czasu spoglądając na profil siedzącego obok mnie faceta. Wyglądał zupełnie tak samo jak dwa miesiące temu, w autobusie pospiesznym B, tyle że znikło gdzieś widmo tej jego pięknej żony, która była dla niego całkowicie niestosowna i zatruwała życic nie wiadomo komu bardziej, jemu czy mnie. Wyglądał, jakby już mu przestała zatruwać. Zwracał na mnie wyraźną uwagę i niekiedy zdecydowanie przeszkadzał mi prowadzić samochód.
– No i proszę – zauważyłam w zadumie, zwalniając przy przejeździe przez las. – Niech mi kto powie, że Przeznaczenie nie działa! Gdyby nie te cholerne patyki akurat tutaj, w tym miejscu, widzisz? O, tutaj wjechałam… Gdyby nie to bagno, w którym się tak zabuksowałam, gdyby nie to, że ten samochód mi się rozleciał… Rozleciałby się i tak, ale znacznie później. Gdyby nie te głupie drobiazgi, pan Palanowski w żaden sposób nie natknąłby się na mnie na placu Zamkowym, bo nie chodziłabym piechotą. Nie zmusiłby mnie do latania po skwerku i nie spotkałabym cię przez następne piętnaście lat. Nie jechałabym autobusem komunikacji miejskiej i nie zwróciłabym na ciebie uwagi…
– A zatem należy się cofnąć bardziej – odparł pouczająco. – Gdyby pan baron nie schował tak starannie swojej zdobyczy, gdyby antyczne łajno nie wylało nam się na głowę, gdyby pan kustosz nie przyciął dziecku palców i gdyby udało mu się we właściwej chwili nawiać z tego kraju, nie byłoby komu po dwudziestu pięciu latach tak pięknie zorganizować afery i wpaść na genialny pomysł zamiany państwa Maciejaków na dwie zupełnie inne osoby…
– Przestań natychmiast! Wyjdzie na to, że połączyło nas antyczne łajno! Ale romans, ho, ho!
– Boję się, że jednak ma to pewien związek. Tak się składa, że pułkownik chyba coś tam na ten temat wiedział. Miał swoje podejrzenia i domyślał się, że chodzi o człowieka, którego nikt nie będzie szukał z takim uporem jak ja…
– Następny, co się domyśla… – mruknęłam zgryźliwie. Przyjrzałam mu się ponownie z niesmakiem i naganą.
Wyglądał bezgranicznie niewinnie i odpowiadał wszelkim wymogom mojej wyobraźni. Zastanowiłam się, co właściwie powinnam myśleć o tym człowieku, bo niemożliwe przecież, żeby tak dokładnie, tak przeraźliwie dokładnie był tym, co wymyśliła moja rozbestwiona imaginacja. Wygląda na to, że przez całe życie robił, co mógł, żeby się. dostosować do jej najdzikszych wybryków i co dziwniejsze, z największą starannością stosuje się nadal…
I najprawdopodobniej nigdy w życiu nie dojdę, kim on właściwie jest…
PS. Ale, prawdę mówiąc, wszystko mi jedno.