Выбрать главу

Odpowiedź: Też bardzo trudno powiedzieć. Od trzech do pięciu dni.

Pytanie: Rysopis, jaki podaliście, jest dość mętny. Czy nie można się było zdobyć na większą dokładność, żeby coś z tego wynikało?

Odpowiedź: Mamy już nowy rysopis. Bardzo proszę. Poza tym wyretuszowaliśmy trochę zdjęcie twarzy ofiary. Wykorzystajcie je.

(Ahlberg podniósł plik kartek i zaczął je rozdawać. W sali było duszno; pocili się.)

Pytanie: Czy miała jakieś znaki szczególne?

Odpowiedź: O ile nam wiadomo, nie.

Pytanie: To znaczy?

Odpowiedź: Po prostu nie miała żadnych znaków szczególnych.

Pytanie: Czy stan jej uzębienia wniósł coś nowego do sprawy?

Odpowiedź: Miała zdrowe zęby.

(Tu zapadła długa, dojmująca cisza. Martin Beck zauważył, że siedzący przed nim dziennikarz upiększa gwiazdę.)

Pytanie: Co zyskaliście dzięki odpytywaniu mieszkańców?

Odpowiedź: Opracowujemy materiał.

Pytanie: Czy istnieje taka ewentualność, że zwłoki wrzucono do wody w innym miejscu i że prądy przyniosły je w okolice falochronu?

Odpowiedź: Nie wydaje się to prawdopodobne.

Pytanie: Czy, reasumując, nie można by powiedzieć, że policja stanęła w obliczu zagadki?

Tym razem odpowiedział komendant wojewódzki:

– Większość przestępstw to w fazie początkowej zagadki.

Na tym konferencja się zakończyła.

Kiedy wychodzili z sali, jeden ze starszych dziennikarzy położył dłoń na ramieniu Martina Becka i spytał:

– Nic nie wiecie?

Martin Beck pokręcił głową.

W pokoju Ahlberga dwóch ludzi przedzierało się przez gąszcz raportów z wielkiej akcji odpytywania mieszkańców. Kollberg podszedł do biurka, rzucił okiem na kilka kartek i wzruszył ramionami.

Ahlberg zdjął marynarkę, powiesił ją na oparciu krzesła i zwrócił się do Martina Becka:

– Wojewódzki chce z tobą rozmawiać. Jest na sali.

Na sali przy stole siedzieli dwaj komendanci.

– Nie wydaje mi się, Beck – zaczął komendant wojewódzki – żeby wasza obecność była tu dalej niezbędna. Po prostu nie ma aż tylu obowiązków dla was trzech.

– Zgadzam się.

– Poza tym można je z powodzeniem wykonywać gdzie indziej.

– Chyba tak.

– Krótko mówiąc, nie chcę was zatrzymywać, zwłaszcza jeśli bylibyście bardziej potrzebni w innym miejscu.

– Ja też tak uważam – odezwał się komendant motalski.

– I ja – skwitował Martin Beck.

Uścisnęli sobie dłonie.

W pokoju Ahlberga nadal panowała cisza. Martin Beck jej nie zakłócił.

Po chwili wszedł Melander. Odwiesił kapelusz, przywitał się skinieniem głowy, podszedł do stolika, wkręcił papier w maszynę Ahlberga, wystukał kilka linijek, wykręcił, podpisał się i włożył kartkę do jeden z teczek na półce.

– Coś ważnego? – spytał Ahlberg.

– Nie.

Twarz Melandera pozostała bez wyrazu.

– Jutro wracamy do domu – powiedział Martin Beck.

– Świetnie – przyznał Kollberg i ziewnął.

Martin Beck ruszył do drzwi, odwrócił się i spojrzał na kolegę za biurkiem.

– Idziesz z nami do hotelu?

Ahlberg odchylił głowę i patrzył w sufit. Po chwili wstał i włożył marynarkę. W holu hotelowym pożegnali się z Melanderem.

– Ja już jadłem. Dobranoc.

Melander wyznawał wstrzemięźliwy tryb życia. Poza tym oszczędzał na dietach i żywił się przeważnie hot dogami, które popijał lemoniadą.

Trzej panowie usiedli w restauracji.

– Gordon dry z tonikiem – zaordynował Kollberg.

Martin Beck i Ahlberg zamówili po befsztyku, piwie i wódce. Kollberg wypił swojego drinka trzema haustami. Martin Beck wyjął rysopis i zaczął czytać.

– Idę do łóżka – powiedział Kollberg.

– Mógłbym cię o coś prosić?

– Zawsze.

– Chciałbym, żebyś napisał nowy rysopis, przeznaczony wyłącznie dla mnie. Coś w rodzaju charakterystyki osoby, nie zwłok. Szczegóły. Jak mogła wyglądać za życia. Nie spiesz się.

Kollberg milczał przez chwilę.

– Domyślam się, o co ci chodzi. Chciałbym dodać, że nasz przyjaciel Ahlberg podrzucił dzisiaj naszym światowym żurnalistom jedną fałszywkę. Otóż ofiara miała znamię. Na wewnętrznej stronie uda. Brązowe. W kształcie świnki.

– Nie widzieliśmy go – przyznał Ahlberg.

– Ale ja widziałem – stwierdził Kollberg i dorzucił na odchodne: – Nie łam się. Nie można widzieć wszystkiego. Zresztą od tej chwili to twoje morderstwo. Zapomnij, że mnie spotkałeś. Przywidziałem ci się, ot co. Cześć!

– Cześć!

Martin Beck i Ahlberg konsumowali w milczeniu.

– Powiesz o tym? – odezwał się wreszcie Ahlberg, nie odrywając wzroku od kieliszka.

– Nie.

– Ja też nie. Nigdy w życiu.

Pół godziny później pożegnali się.

W drzwiach do pokoju tkwiła złożona mała kartka. Martin Beck rozłożył ją i od razu poznał wyraźne, bardzo czytelne pismo Kollberga. Ponieważ znali się jak łyse konie, ani trochę się nie zdziwił.

Rozebrał się, umył w zimnej wodzie, włożył piżamę, wsunął spodnie pod materac, zgasił górne światło, zapalił lampkę i wszedł pod kołdrę.

„O kobiecie, która zaprząta Twoje myśli – napisał Kollberg – można powiedzieć, co następuje:

1. Miała (o czym wiesz) 167 centymetrów wzrostu, szaroniebieskie oczy i ciemnobrązowe włosy. Zęby zdrowe, nie przeszła żadnych operacji, ciało bez znaków szczególnych, nie licząc znamienia, usytuowanego wysoko po wewnętrznej stronie lewego uda, w odległości 4-5 centymetrów od pachwiny. Znamię brązowe, wielkości 10 öre, owalne, przypominające świnkę. W prywatnej opinii obducenta (którą od niego wymusiłem telefonicznie) miała 27-28 lat. Waga: około 56 kilo.

2. Budowa ciała: wąskie ramiona i szczupła talia, szerokie biodra i duża pupa. Przybliżone wymiary: 82-58-94. Uda: masywne i długie. Łydki: umięśnione, powyżej kostki tęgie, ale nie grube. Stopy bez wyraźnych deformacji, palce długie i proste, odcisków brak. Podeszwy stóp stwardniałe, jakby często chodziła boso, w sandałach lub gumowym obuwiu. Nogi mocno owłosione, przypuszczalnie rzadko wkładała rajstopy itp. Ustawienie nóg: na iksa, stopy na zewnątrz. Była przy kości, ale w normie. Szczupłe ręce. Małe dłonie, długie palce. Rozmiar buta: 37’.

3. Opalenizna: opalała się w dwuczęściowym kostiumie i w okularach przeciwsłonecznych, na stopach białe paski po rzemykach sandałów.

4. Narząd płciowy wydatny, bujne ciemne owłosienie. Piersi małe i obwisłe. Duże ciemnobrązowe brodawki.

5. Dość krótka szyja. Twarz bardzo wyrazista. Duże usta, pełne wargi. Ciemne proste krzaczaste brwi, rzęsy jaśniejsze, niezbyt długie. Nos raczej prosty, krótki i dość szeroki.

Żadnych kosmetyków. Paznokcie dłoni i stóp twarde, krótko obcięte, bez śladu lakieru.

6. W protokole obdukcji (który czytałeś) zwróciłem uwagę na kilka szczegółów. Nie miała dzieci i nie dokonała aborcji. Morderstwa nie popełniono w związku z konwencjonalnym stosunkiem (brak spermy). Na 3-5 godzin przed śmiercią jadła mięso, ziemniaki, truskawki i piła mleko. Nie chorowała, nie stwierdzono zmian organicznych. Nie paliła.

Zamówiłem budzenie na szóstą. Cześć!”

Martin Beck dwa razy przeczytał charakterystykę Kollberga, zanim ją położył na nocnej szafce. A potem zgasił lampkę i odwrócił się do ściany.