– Aż mi głupio. – Peszyło ją, że wyda mu się taką niewdzięcznicą.
– Ależ skąd. – Przysunął sobie krzesło do łóżka i usiadł koło niej. – Jest pani przyzwyczajona do licznego towarzystwa.
Widział przecież jej pokój, w którym mieszkała razem z pięcioma innymi tancerkami, z wieloma też zawarł znajomość po jej chorobie.
– Tutaj- jest pani całkiem sama, to dla pani wielka zmiana.
A poza tym była taka młoda, zaledwie dziewiętnastoletnia. Zdyscyplinowana wewnętrznie i dojrzała w niektórych sprawach, ale zupełnie niesamodzielna i dziecinna w innych. I to właśnie mu się w niej podobało.
– Czy mógłbym jakoś pani pomóc w tej sytuacji?
– Nie, dziękuję, po prostu lubię pańskie wizyty. Uśmiechnęła się do niego. Ta wizyta szczególnie ją tego wieczoru wzruszyła. Lekarz odgadł, co ona czuje.
– W takim razie będę zmuszony odwiedzać panią częściej – obiecał.
Teraz było mu łatwiej ją widywać, z pałacu Aleksandrowskiego do jej pawilonu było dwa kroki. Wiedział, że Aleksy i jego siostry zamierzają jej dotrzymywać towarzystwa, od początku było to założenie i główny powód jej tutaj pobytu.
– Długo pani nie pozostanie samotna, a niebawem, kiedy sił przybędzie, zacznie pani wychodzić na spacery i bywać w pałacu.
Nadal jeszcze nie była w stanie sama przejść się po pokoju.
– Zapewniam, że wkrótce poczuje się pani lepiej. Naraz zrobiło się jej głupio, że czuje się samotna. Wszyscy byli dla niej tacy mili. Zamiast tęsknić do koleżanek i do Madame, ucieszyła się nagle, że tutaj przyjechała.
Dziękuję, że pan to tak urządził – powiedziała z wdzięcznością. – Przyjemnie mi tutaj.
– Cieszę się z pani przyjazdu. Danino – odparł spokojnie, z pewną ulgą i z lekkim zmęczeniem. Był to dla niego koniec długiego dnia. Danina wiedziała, że pilno mu do domu, do żony i dzieci. Poczuła się winna, że go zatrzymuje, jego obecność dodawała jej jednak otuchy.
– Byłbym bardzo zmartwiony, gdyby pani nie przyjechała.
– Ja też – przyznała z uśmiechem, który go wzruszył, chociaż doktor nie dał tego po sobie poznać. – To śliczny dom.
Rozejrzała się dokoła z podziwem, wciąż jeszcze speszona zbytkiem, którym ją otoczono. Nigdy w życiu nic podobnego nie widziała.
– Sądziłem, że się pani spodoba – zażartował łagodnie.
– Trudno, żeby się nie spodobał – przyznała.
– Pewnie okropnie tęskni pani za tańcem? – Z góry znał odpowiedź, ale fascynowało go jej życie w balecie.
– Żyję, żeby tańczyć – powiedziała. – To tylko znam i tego pragnę w życiu. Nie umiem sobie wyobrazić, jak mogłabym żyć bez tego. Gdybym nie mogła tańczyć, chybabym umarła.
Skinął głową, obserwując jej oczy, jej twarz. Lubił z nią rozmawiać. Teraz, kiedy czuła się lepiej, okazywała wspaniałe poczucie humoru.
– Będzie pani znowu tańczyła, Danino, obiecuję. Ale nie tak prędko. Wiele wody upłynie, zanim dziewczyna odzyska dosyć sił, oboje o tym wiedzieli.
– Tymczasem musi pani pomyśleć o innym zajęciu. Przyniósł już jej cały stos książek, które obiecywała sobie przeczytać. W balecie nie miała czasu na czytanie czegokolwiek.
– Lubi pani wiersze? – zapytał ostrożnie, nie chcąc się jej wydać śmiesznym czy przemądrzałym. Prawdę mówiąc, była to jedna z jego namiętności.
– Bardzo. – Skinęła głową.
– Przyniosę coś jutro. Szczególnie lubię Puszkina. Może by się pani spodobał.
W poprzednich latach mało czytała utworów Puszkina, rada była zatem poczytać go więcej, skoro ma teraz czas.
– Zajrzę do pani jutro po wizycie u Aleksego. Może zjem tutaj obiad, nie będzie więc pani tak samotna. – Mówiąc to, wstał, ociągał się jednak z pożegnaniem. – Noc minie spokojnie, prawda?
Martwił się o nią, nie chciał, żeby było jej źle.
– Będę się dobrze czuła. – Uśmiechnęła się ciepło. – Obiecuję. A teraz niech pan wraca do rodziny, bo pomyślą, że straszna ze mnie nudziara.
– Rozumieją, co znaczy mieć w rodzinie lekarza. Zajrzę jutro – powiedział już w progu. Pomachała mu z łóżka ręką. Raz jeszcze pomyślała, jaki to miły człowiek i jakie miała szczęście, że go poznała.
ROZDZIAŁ TRZECI
Książka, którą nazajutrz przyniósł doktor Obraźenski, była tak piękna, że dziewczynie łzy stawały w oczach, kiedy czytał jej niektóre wiersze. Z wolna uchylał drzwi do świata, którego nie znała i o którym nie miała pojęcia, świata przeżyć i zainteresowań intelektualnych. Dopiero tego ranka zaczęła czytać jedną z powieści, które jej zostawił. Przy obiedzie rozmawiali o niej. Podobnie jak wiersze. które przyniósł, była to jedna z jego ulubionych lektur. Czas, jaki upłynął jej na rozmowie, wydawał się jedną chwilą.
Oboje zaskoczyło odkrycie, że jest już czwarta po południu. Obraźenski zebrał się do wyjścia, z niechęcią uprzytamniając sobie, że chora wygląda na zmęczoną.
– Nie powinienem pani męczyć jak natręt – rzekł ze skruchą. – Nikt o tym nie wie lepiej niż ja.
– Czuję się świetnie – zapewniała, szczerze zadowolona z długiej rozmowy. Obiad jadła w łóżku, a doktor siedział obok przy małym stoliku.
– Chciałbym, żeby teraz pani zasnęła – powiedział łagodnie, pomagając się jej wygodniej ułożyć w łóżku i poprawiając poduszki. Mogła się tym zająć pielęgniarka, miał jednak ochotę zrobić to sam. – Niech pani śpi, ile dusza zapragnie. Zostanę dzisiaj w pałacu na kolacji, a w drodze powrotnej zajrzę tutaj, za pani pozwoleniem.
Tak właśnie postąpił zeszłego wieczoru, czym ją ujął. Znikła pajęczyna duszącej ją samotności.
– Będzie mi miło. – Wyglądała już na senną.
Zgasił lampy koło niej i cicho wyszedł z pokoju. W progu jeszcze się odwrócił. Oczy miała zamknięte, a zanim zdążył opuścić pawilon, już spała. Spała spokojnie do kolacji.
Po przebudzeniu zastała przy łóżku rysunek. Aleksy zaszedł z wizytą po południu, ale pielęgniarka powiedziała mu, że Danina śpi. Zostawił dla niej rysunek, przedstawiający ją, kiedy zeszłego lata usiłowała pływać. Jak większość chłopców w jego wieku uwielbiał z niej żartować, a że była w wieku jego sióstr, nie czuł się wcale skrępowany.
Na kolację dostała bulion. Kiedy doktor Obraźenski wstąpił do niej w drodze z pałacu Aleksandrowskiego, po pijała właśnie małymi łyczkami herbatę. Był w pogodnym nastroju, opowiadał o kolacji. Jadał ją z rodziną carską parę razy w tygodniu, raczej częściej niż rzadziej.
– To cudowne osoby – powiedział ciepło. Nie krył admiracji zarówno dla cara, jak i dla carowej. – Mają tyle obowiązków, tyle ciężarów. Czasy są ciężkie, zwłaszcza teraz, kiedy toczy się wojna. W miastach ciągłe niepokoje. Poza tym zdrowie Aleksego to oczywiście ich wieczne zmartwienie.
Hemofilia była stałym problemem, wymagającym bezustannej obecności lekarza przy chłopcu. To dlatego doktor spędzał przy nim tyle czasu, chociaż dzielił swe obowiązki z doktorem Botkinem.
– Panu też musi być ciężko – powiedziała cicho Danina – tyle czasu spędzać z dala od rodziny, od własnych dzieci.
Wiedziała, że jego żona jest Angielką i że mają dwóch synów, dwunasto- i czternastoletniego.
– Cesarz i cesarzowa wydają się to rozumieć. Bardzo uprzejmie wiele razy zapraszali Marie, ale ona nigdy nie przychodzi. Nie cierpi okazji towarzyskich. Woli być w domu z chłopcami albo po prostu spokojnie siedzieć i szyć. Nie interesuje się ani tym, co robię, ani ludźmi, dla których pracuję.
Daninie nie chciało się w to wierzyć, zwłaszcza biorąc pod uwagę, o kim mowa. To nie byli zwykli pracodawcy. Nie mogła wyjść ze zdumienia, że żona doktora w jakiś sposób mu nie zazdrości. Trudno uwierzyć, by była aż tak nietowarzyska. Może jest nieśmiała albo czuje się nie zręcznie.