Kiedy jednak wracali do jej pawilonu, nie traciła werwy. Noc była piękna, niebo rozgwieżdżone, ziemia pokryta świeżym śniegiem, a dziewczyna myślała w tej chwili tylko o nie kończącym się tańcu i o niczym więcej. Kilku panów prosiło ją do tańca, ona zaś chętnie z nimi tańczyła, większą część wieczoru spędziła jednak w ramionach Nikołaja. Musiała przyznać, że to woli. O tym wszystkim jeszcze paplała szczęśliwie, kiedy wracali spacerem do pawilonu i kiedy doktor pomagał jej zdjąć gronostajową etolę. A on, jak w ciągu całej tej nocy, nie potrafił oderwać od niej oczu, bo też jakże była piękna w swoim królewskim stroju! Piękniejsza od wszystkich kobiet, które widział tego wieczora.
– Chciałbyś się czegoś napić? – zagadnęła go swobodnie. Była zbyt podniecona, żeby zasnąć, i okropnie niezadowolona, że wszystko to musi się wreszcie skończyć. On miał podobne odczucie. Nalał sobie kieliszek brandy, po czym usiedli przed kominkiem, w którym pokojówki zostawiły dla nich ogień. Rozmawiali o mijającej właśnie nocy. Za skoczyła go, siadając mu u stóp we wspaniałej balowej sukni i opierając głowę o jego kolana. Rozpamiętując zdarzenia wieczoru, z błogim uśmiechem zapatrzyła się w ogień, a on ostrożnie gładził jej włosy. Z prawdziwą przyjemnością opierała głowę o jego kolana.
– Nigdy nie zapomnę tej nocy – powiedziała cicho, uszczęśliwiona już samą ich bliskością, nie pragnąc niczego ponad to, co mógł jej dać.
– Ani ja. – Dotknął jej smukłego, zgrabnego ramienia. a potem zatrzymał dłoń na jej barku. Sprawiała wrażenie tak delikatnej, tak kruchej, a kiedy podniosła ku niemu oczy, był w nich uśmiech.
– Jestem przy tobie taki szczęśliwy. Danino – wyznał, pełen obaw, czy znów nie posuwa się za daleko i czy jej tym nie obrazi. Tak trudno jednak było nie powiedzieć, co przy niej czuje.
– Ja także, Nikołaju. To prawdziwy cud, że trafiliśmy na siebie – powiedziała to bez przewrotnego zamiaru, chcąc jedynie złożyć hołd ich przyjaźni. Tymi słowy uczyniła ją jednak dla niego trudniejszą niż kiedykolwiek.
– Każesz mi znowu marzyć – rzekł smutno, z kieliszkiem brandy w ręku – o tym, na czym postawiłem krzyżyk wiele lat temu.
W wieku trzydziestu dziewięciu lat czuł się. jakby miał życie za sobą. Życie pełne straconych nadziei, rozwianych złudzeń i rozczarowań. A dzisiaj znów odnajdywał marzenie, którego jednak nie mógł wiązać z Daniną.
– Uwielbiam być przy tobie.
Wydało mu się, że jest od niej zbyt daleko. Zsunął się z fotela na podłogę i tak siedzieli przy sobie, zapatrzeni w ogień i pogrążeni w marzeniach. Objął ją ramieniem.
– Nie chciałbym nigdy cię zranić. Danino – powiedział łagodnie. – Chcę, żebyś zawsze była szczęśliwa.
– Tutaj jestem szczęśliwa – przyznała uczciwie. Była też szczęśliwa w balecie. Nigdy właściwie nie znała nie szczęścia, tylko bezgraniczną dyscyplinę i wielkie oddanie temu, co robi. Żyła swą namiętnością. Spojrzała na niego i dostrzegła łzy w jego oczach, jak przedtem, kiedy po raz pierwszy ujrzał ją tej nocy, tym razem jednak widziała je wyraźnie, poprzednio nie była tego pewna.
– Nikołaju, czy ty jesteś smutny?
Zrobiło się jej go żal. Wiedziała, że niełatwo mu się żyje. Chociaż nie chciała uznać tego faktu, rozumiała, jak strasznie jest nieszczęśliwy, dzieląc dom z kobietą, która go nie kocha.
– Może trochę… przede wszystkim jednak bardzo szczęśliwy, że jestem tutaj z tobą.
– Zasługujesz na więcej – powiedziała cicho, zdając sobie sprawę, o jak niewiele ją prosi, oddając w zamian całe serce. Poczuła się nagle wobec niego nie w porządku. Kazała mu milczeć dla swojej własnej wygody, jej było z tym dobrze, jego jednak zmusiła do zaparcia się własnych uczuć.
– Zasługujesz na wielkie szczęście za te wszystkie piękne rzeczy, które robisz. Dajesz z siebie tak dużo wszystkim… i mnie – dodała miękko.
– Dawać tobie to nic trudnego. Gdybym tylko mógł dawać ci więcej! Życie czasami jest okrutne, prawda? Odnajduje się to właśnie, czego się pragnęło… ale za późno.
– Może nie – szepnęła. Pociągał ją w tej chwili jak żaden przedtem mężczyzna, tak bardzo jak wtedy, kiedy ją wcześniej całował. Nie śmiał zapytać, co ma na myśli, patrzył tylko na nią, a z jej oczu biła taka szczerość i tak nieskrywana miłość, że nie mógł nie zrozumieć tego wołania.
– Nie chcę cię zranić… ani sprawić ci przykrości… za bardzo cię kocham – szepnął, próbując powściągnąć swoje uczucia.
– Kocham cię, Nikołaju – odpowiedziała po prostu. Tym razem bez wahania i bez najmniejszej obawy objął ją łagodnie i pocałował. O tym właśnie marzyli oboje. Byli na to przygotowani, nie czuli się zaskoczeni ani zmrożeni, tym razem pragnęli tego oboje.
Długo całowali się przy ogniu. Trzymał ją w ramionach, aż płomień zaczął przygasać, a ona zadrżała z zimna i z ogarniającego ich oboje podniecenia. Wiedziała, że teraz należy do niego.
– Chodź… przeziębisz się, kochanie. Położę cię do łóżka i pójdę – wyszeptał w ostatnim odblasku ognia. Poprowadził ją do sypialni.
– Czy mogę ci pomóc zdjąć suknię?
Suknia była trudna do zdejmowania, dziewczyna mogła sobie z nią nie poradzić, ze słabym uśmiechem skinęła więc głową. Pod nieobecność pokojówki musiałaby spać w balowym stroju.
Kiedy delikatnie uwolnił ją z sukni, stała przed nim jak dziecko. Zgrabne, smukłe, młodzieńcze ciało tancerki i wpatrzone w niego wielkie oczy z wyrazem jakiejś niewinności i tęsknoty.
– Jest za późno, żebyś wracał do domu – szepnęła ostrożnie, niepewna, co mu powiedzieć czy też jak zacząć. Nie miała w tym żadnego doświadczenia, nie wiedziała więc, jak się zachowywać. Ale też nie mieściło się jej w głowie, że mogłaby teraz zostać sama.
– Co ty mówisz? – wyszeptał w odpowiedzi, drżąc w chłodzie przedświtu. Był zakłopotany.
– Zostań ze mną. Nie musimy robić nic, czego byśmy nie chcieli. Chcę po prostu, żebyś był przy mnie.
Jego miejsce było tam. a ona wiedziała o tym równie dobrze jak on.
– Och, Danino – powiedział miękko, świadom, że jest to początek nowego i zarazem koniec starego życia. Dla obojga była to chwila przyrzeczeń i postanowień. – Bardzo pragnę być przy tobie.
Niczego więcej nie pragnął, odkąd ją poznał, a tym bardziej odkąd tutaj przybyła. Wiedział teraz, iż dlatego zrobił wszystko, co w jego mocy, by ją ściągnąć do tego domu, że chciał ją mieć jak najbliżej.
Rozebrali się powoli, po chwili leżeli już w wielkim wygodnym łóżku, zakopani pod kołdrami. A kiedy zerknęła na niego w półmroku, rozchichotała się jak pensjonarka.
– Z czego się śmiejesz, głuptasie? – wciąż jeszcze szeptał, jak gdyby ktoś mógł ich podsłuchać. O tej porze nie było tu jednak nikogo. Byli zupełnie sami, nie licząc ich sekretów i wzajemnej miłości.
– To po prostu zabawne… Tak się bałam tego, co do ciebie czuję… i tego, co wiedziałam o twoich uczuciach, a teraz jesteśmy tutaj jak dwoje psotnych dzieci.
– Nie psotnych, kochanie… szczęśliwych… mimo wszystko może mamy do tego prawo… Może tak było pisane. Moje i twoje przeznaczenie. Danino, nigdy nie kochałem żadnej kobiety tak jak ciebie.
Pocałował ją spokojnie i mocno. Jej namiętność wzbierała wraz z jego namiętnością, kiedy uczył ją wszystkiego, o czym dotąd nie miała pojęcia, o czym nawet nie śniła. I nie marzyła nigdy, że znajdzie to przy nim. A to wszystko tam właśnie czekało na nią, podarunki, łaska, miłość, do której oboje tak tęsknili. A kiedy wreszcie zasnęła w jego ramionach, objął ją mocno i uśmiechem podziękował bogom za szczodrobliwość, z jaką ofiarowali mu ten dar.