– Tym razem naprawdę nauczę cię pływać – obiecał Aleksy i ofiarował jej w podarunku coś, z czym, jak wiedziała, ciężko mu było się rozstać. Była to mała jadeitowa żaba, którą bardzo lubił, bo wydawała mu się taka brzydka. A jednak oddał ją Daninie, niezgrabnie opakowaną w rysunek, który sam dla niej sporządził. Każda z dziewcząt ofiarowała jej napisany przez siebie wiersz i śliczną, specjalnie namalowaną akwarelę. Podarowały jej też wspólną fotografię z Daniną. Dziewczyna była wciąż jeszcze do głębi wzruszona, kiedy późnym wieczorem wracała z Nikołajem do pawilonu.
– Nie mogę znieść myśli, że jutro się z tobą rozstaję – powiedziała smutno, kiedy nad ranem, zmęczeni miłością, spoczywali w uścisku, rozmawiając. Nie mieściło się jej w głowie, że jej pobyt tutaj dobiegł końca, choć zapewniali się wzajem, że zaczęło się nowe życie. Wieczorem, kiedy wrócili z kolacji, ofiarował jej złoty medalionik na łańcuszku, ze swoją fotografią. Na fotografii był tak podobny do cara, że Danina w pierwszej chwili nie miała nawet pewności, czy to Nikołaj. Ale to był on. Obiecała nosić medalionik na szyi zawsze, kiedy tylko nie będzie tańczyła.
Ostatnie godziny przed rozstaniem były męczarnią dla obojga. Oboje płakali, kiedy wsadzał ją do pociągu, którym odbyć miała krótką podróż powrotną do Petersburga. Nie chciała, żeby ją odwoził, w obawie, że madame Markowa natychmiast spostrzeże, co między nimi zaszło. Była przekonana, że przełożona ma nadprzyrodzone zdolności, że jest wszechwiedząca. Nikołaj zgodził się jej nie towarzyszyć. Zamierzał rozmówić się z Marie tegoż popołudnia, Daninę zaś obiecał natychmiast powiadomić o wyniku rozmowy.
Kiedy jednak stali na peronie, wyglądając pociągu, obojgu mało serce nie pękło. Czuli, że piękny rozdział ich życia dobiega końca. Danina wychylała się przez okno, jak długo mogła, widziała go, jak stoi i macha jej z daleka, z oczyma utkwionymi w jej oczach, drżącymi palcami wyczuwała medalionik na szyi. Coraz szybciej oddalali się od siebie, ale Nikołaj wołał, że ją kocha, a przed wyjazdem z domu całował ją tyle razy, aż wargi jej spierzchły i dwa razy przed rozstaniem musiała poprawiać uczesanie. Byli jak dwoje dzieci, odrywane właśnie od rodziców. Trochę jej to przypominało moment, kiedy ojciec odwiózł ją do szkoły baletowej. Tak samo była teraz przerażona, może nawet bardziej.
Madame oczekiwała jej na dworcu w Petersburgu. Zdawała się wyższa, szczuplejsza i surowsza niż kiedykolwiek. Daninie wydała się nagle postarzała, jak po całych wiekach niewidzenia. Ale Madame ucałowała ją gorąco i wyglądała na uszczęśliwioną jej widokiem. Bez względu na wszystko, co przydarzyło się Daninie pod jej nieobecność, dziewczyna bardzo tęskniła za Madame.
– Dobrze wyglądasz. Danino. Szczęśliwa i wypoczęta.
– Dziękuję, Madame. Wszyscy traktowali mnie cudownie.
– Tyle zrozumiałam z twoich listów.
W jej głosie brzmiała pewna ostrość, twardość, o której Danina zdążyła już zapomnieć. Nikt się jej nigdy nie oparł, wszyscy przekraczali granice swych możliwości, byle zadowolić Madame. W dorożce, w drodze do szkoły, była bardzo powściągliwa. Danina próbowała poprawić nastrój, opowiadając o swoich stosunkach z rodziną cesarską i o wydanych dla niej kolacjach. Odczuwała wyraźnie niepojętą dezaprobatę swojej mistrzyni. Budziło to w niej jeszcze silniejszą tęsknotę za życiem, które porzuciła w Carskim Siole. Świadoma jednak była obowiązków, jakie ją czekają po powrocie.
– Kiedy znowu zaczynam próby? – zapytała, obserwując przepływające obok znajome szczegóły miejskiego pejzażu.
– Jutro rano. Radzę dziś rozpocząć ćwiczenia przygotowawcze. Jak podejrzewam, podczas rekonwalescencji nie robiłaś nic, żeby utrzymać formę?
Wyjąwszy parę codziennych ćwiczeń, podejrzenie to było słuszne. Danina potwierdziła to skinieniem głowy, co zostało przyjęte bez zachwytu.
– Doktor uważał, że to byłoby nieroztropne, Madame – tak brzmiały jedyne przeprosiny. Nie próbowała nawet wspominać o tych dwóch kwadransach codziennych ćwiczeń, wiedziała bowiem, że w pojęciu przełożonej to tyle co nic.
Madame Markowa patrzyła w milczeniu przed siebie, a atmosfera robiła się coraz gęstsza.
Umieszczono Daninę na powrót w jej dawnym pokoju. Na widok starego gmachu poczuła smutek w sercu. Nie było w tym nic z powrotu pod rodzinny dach, tylko przypomnienie, jak daleko odbiegła teraz od Nikołaja i od ich nocy w ukochanym pawilonie. W głowie się jej nie mieściło, że ma spędzić noc bez niego, tak jednak być musiało. Oboje, każde z osobna, czeka długa droga, zanim kiedyś zdołają znowu się połączyć, oby na zawsze.
Początkowo miała zamiar od razu wspomnieć Madame o swoich planach, postanowiła jednak-odwlec to, aż Nikołaj da jej znać o rozwodzie i wyjeździe Marie do Anglii. Wszystko zależy od tego, jak szybko potoczą się sprawy. A pod cienkim materiałem bluzki czuła dodający otuchy dotyk medalionu.
Wszyscy zajęci byli to rozgrzewką, to ćwiczeniami, to próbami w sali tańca, więc pokój, nie zmieniony przez cztery miesiące, odkąd Danina go opuściła, świecił pustkami. Wydawał się jej teraz dziwny i żałośnie brzydki, kiedy przebierała się w trykoty i baletki, by zejść na dół do sali, w której zwykle robiła rozgrzewkę. Zastała tam Madame, która milcząc, siedziała w rogu, obserwując tancerzy. Danina poczuła się nieco skrępowana, zabrała się jednak do pracy przy drabince. Oszołomiło ją odkrycie, jaka jest sztywna, jaka niezgrabna w ruchach, jak nieposłuszne są kończyny, które powinny wykonywać to, do czego od tak dawna były wdrożone.
– Czeka cię mnóstwo pracy. Danino – orzekła surowo Madame, a Danina skinęła głową. Przez cztery zaledwie miesiące własne ciało stało się jej wrogiem, zawodziło we wszystkim, czego odeń oczekiwała. Wieczorem, kiedy po łożyła się do łóżka, wszystkie mięśnie, niećwiczone od miesięcy, aż pulsowały z bólu. Ból w całym ciele nie po zwalał jej zasnąć ani wstać nazajutrz. Każdy mięsień był odrętwiały. Cztery miesiące bezczynności i szczęścia wiele ją kosztowały.
Nie mniej zresztą niż intensywne ćwiczenia, jakie podjęła tegoż dnia o piątej rano. Na pierwszych zajęciach była już o szóstej, pracowała do dziewiątej wieczorem, przez prawie cały ten czas pod okiem Madame.
– Nie po to masz talent, żeby go marnować – szorstko rzuciła przełożona po pierwszych zajęciach, po czym jeszcze ostrzejszym tonem przestrzegła Daninę, że nigdy nie zdoła odzyskać tego, co straciła, jeżeli nie zdopinguje się do przekroczenia granic swoich możliwości. A potem do dała:
– Jeżeli nie chcesz zapłacić ceny własnej krwi, Danino, nie jesteś godna swojego talentu.
Była najwidoczniej wściekła na dziewczynę za to, co ta straciła przez kilka miesięcy poza baletem. W niezbyt uprzejmy sposób przypomniała jej tego wieczoru, że pozycja primabaleriny nie jest czymś jej należnym, ale zaszczytem, na który musi sobie zasłużyć, jeżeli zamierza ją odzyskać.
Danina tej nocy kładła się spać we łzach, parę razy zalewała się nimi nazajutrz, aż wreszcie pod koniec następnego dnia, wyczerpana ponad wszelkie wyobrażenie, usiadła i napisała list do Nikołaja. o tym, przez co przechodzi i jak bardzo za nim tęskni. Bardziej, niż była sobie w stanie wyobrazić, kiedy się rozstawali.
Tortury zadawano jej dzień w dzień, aż pod koniec pierwszego tygodnia pożałowała, że w ogóle wróciła do baletu, zwłaszcza że przecież miała zamiar go porzucić. Jaki w tym sens i cóż takiego ma im teraz dowieść, skoro chce powrócić do Nikołaja i skończyć z tańcem? Czuła jednak, że powinna odejść z honorem, choćby miało ją to zabić. Zresztą śmierć z wyczerpania i z ustawicznego bólu wydawała się rzeczywiście nader prawdopodobna.