Kiedy odjechał, Danina poprosiła o rozmowę jedną z tancerek. Wiedziała, że Waleria zrobiła dwa razy to, o czym Danina tylko słyszała od innych. Waleria poradziła jej, dokąd się udać, z kim pomówić, a nawet zaproponowała, że wybierze się razem z nią. Danina z wdzięcznością przyjęła propozycję.
Obie dziewczyny nazajutrz rano jak najciszej wymknęły się z budynku. Pozostali byli w cerkwi. W cerkwi, jak co niedziela, była też Madame. Danina oczywiście nie mogła pójść z powodu choroby, a Waleria udała migrenę. Wyszły w pośpiechu, Danina po drodze co pięć minut dostawała mdłości. Musiały przejść przez pół miasta, aż wreszcie dotarły pod właściwy adres w ubogiej, tonącej w nieczystościach dzielnicy.
Był to mały, ciemny dom z brudnymi zasłonami w oknie. Spojrzenie kobiety, która otworzyła im drzwi, przy prawiło Daninę o dreszcz, Waleria jednak zapewniała, że wszystko będzie wykonane szybko i sprawnie. Danina wzięła ze sobą wszystkie swoje oszczędności, a teraz modliła się w duchu, by starczyło pieniędzy. Ze zgrozą wysłuchała, ile ją to będzie kosztować.
Kobieta, która przedstawiła się jako „pielęgniarka”, za dała Daninie całą litanię pytań. Chciała mieć pewność, że nie jest zbyt późno, nie wyglądało jednak, żeby termin dwumiesięczny ją przeraził. Odebrała Daninie połowę pieniędzy i zaprowadziła ją do sypialni w tylnej części domu. Prześcieradła i powłoczki były brudne, a na podłodze widać było plamy krwi, których nikt nie pofatygował się zmyć po wizycie poprzedniej „pacjentki”.
Stara umyła ręce w misce z wodą ustawionej w korytarzu i wyjęła z szafy ułożone na tacy narzędzia. Zapewniła, że są czyste, Daninę jednak przeraził ich wygląd, kiedy na chwilę oderwała wzrok od staruchy.
– Mój ojciec był doktorem – wyjaśniła „pielęgniarka”, Danina jednak nie chciała tego słuchać. Chciała to już mieć za sobą. Gdyby Nikołaj wiedział, co ona tu robi, niechybnie uczyniłby wszystko, żeby ją powstrzymać, i nigdy by jej nie wybaczył, gdyby odkrył prawdę. Teraz jednak nie wolno jej o tym myśleć. Najgorsze, że oboje pragną tego dziecka, ale przecież ona wie, że mieć go nie mogą. Nie ma co nawet o tym marzyć; to, co robi, robi dla dobra ich obojga. Nieważne, że to takie straszne, zrobi to, choćby miała umrzeć. Właśnie kiedy o tym pomyślała i zastanowiła się, czy rzeczywiście jej to nie zabije, pielęgniarka kazała jej się rozebrać. Podczas rozbierania ręce drżały Daninie nie miłosiernie. W końcu położyła się na brudnym łóżku w samym swetrze, a starucha obmacała jej brzuch i skinęła głową. Tak jak wcześniej Nikołaj, wyczuła w dole brzucha małą, krągłą, prężną wypukłość.
Cokolwiek dawniej zdarzyło się w życiu Daniny, nic nie przygotowało jej do tego poniżenia i grozy. Czegokolwiek zaznała z Nikołajem, nic nie miało związku z tym, co się działo w tej chwili, a kiedy o tym pomyślała, zaczęła wymiotować. To jednak nie było w stanie powstrzymać kobiety, która nazywała siebie pielęgniarką. Zapewniła tylko Daninę, że raz-dwa będzie po wszystkim. Powiedziała jej, że może tu chwilkę zostać, żeby zebrać siły na drogę po wrotną. Potem musi odejść. Jeśli będą jakieś komplikacje, ma wezwać lekarza, a tutaj nie wracać. Oznajmiła, że ewentualnych komplikacji nie leczy. Ona robi swoje, a reszta to już kłopot Daniny. Gdyby tu wróciła, nie wpuści jej do środka, dodała ponuro.
– Zaczynamy – oznajmiła energicznie. Wolała z każdą pacjentką uwinąć się szybko, bo sprawiały jej za dużo kłopotu. Przedłużające się wymioty Daniny jej nie po wstrzymywały, ale dziewczyna poprosiła o chwilę zwłoki. Wreszcie dała znak, że jest gotowa. Była zanadto przerażona, żeby mówić.
Na polecenie starej przypięła się pasem do łóżka. Starucha silną ręką przygniotła jej nogę, surowo nakazując dziewczynie, by się nie ruszała. Nogi Daniny dygotały jednak zbyt mocno, by mogła usłuchać polecenia. Nic, co kiedykolwiek słyszała od innych, nie przygotowało jej na przeszywający ból, jaki odczuła, gdy baba sięgnęła jej wnętrza swoim narzędziem. Usiłowała nie krzyczeć, wbijając oczy w sufit i dusząc się własnymi wymiocinami. Wydawało się, że ból nigdy nie ustanie. Nagle pokój zakołował nad nią i niemal w tej samej chwili zapadła w zbawienną ciemność. Stara zaczęła nią potrząsać, a na czole położyła jej mokrą ścierkę. Powiedziała, że Danina może już wstać. Jest po wszystkim.
– Chyba jeszcze nie utrzymam się na nogach – powiedziała Danina słabym głosem.
W pokoju wisiał smród wymiotów. Na widok miski z krwią koło łóżka dziewczyna o mało znów nie zemdlała, ale baba siłą postawiła ją na nogi i bez ceregieli zaczęła ją ubierać. Danina chwiała się, półprzytomna, pełna bólu i grozy, a baba upychała jej szmaty między nogami. Nie wiadomo, jak udało się Daninie dowlec do sąsiedniego pokoju i odnaleźć koleżankę, którą w zamroczeniu ledwie mogła dostrzec. Oszołomiło ją odkrycie, że są tutaj dopiero niecałą godzinę. Waleria wyglądała na zatroskaną, ale uspokojoną. Kto jak kto, ale ona dobrze wiedziała, jakie to paskudne. W końcu sama robiła to dwa razy.
– Zaprowadź ją do domu i niech leży – rzuciła „pielęgniarka”, przytrzymując im drzwi. Miały szczęście, że złapały dorożkę. Danina nie zapamiętała nic z drogi po wrotnej do szkoły. Wszystko, co była sobie w stanie później przypomnieć, to wspinaczka po schodach z powrotem do łóżka i szmaty uwierające ją między nogami, i palący ból, jaki starucha posiała w jej wnętrzu. Dziewczyna nie była teraz w stanie myśleć o niczym – ani o Nikołaju, ani o ich dziecku, ani o tym, co się zdarzyło. Z cichym jękiem osunęła się na łóżko i straciła przytomność.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Nikołaj tego popołudnia zastał ją leżącą w ubraniu na łóżku i śpiącą kamiennym snem. Nie miał pojęcia, że dokądś wychodziła, dopóki więc bliżej się jej nie przyjrzał, czuł ulgę, że przynajmniej śpi. Dostrzegł jednak zaraz, że twarz ma szarą, wargi bladosine, a całkiem się przeraził, kiedy zbadał jej tętno. Spróbował ją obudzić, ale okazało się to niemożliwe. Ona nie śpi, uzmysłowił sobie, jest nieprzytomna. Powodowany instynktem czy może nawykiem lekarskim, odrzucił kołdrę i zobaczył, że dziewczyna leży w kałuży krwi. Krwawiła przez kilka godzin.
Tym razem nie wahał się ani chwili. Wysłał któregoś z tancerzy po ambulans, a sam ze zgrozą zaczął rozbierać Daninę. Była bardzo bliska śmierci; nie miał pojęcia, ile już krwi straciła, to jednak, co zobaczył, było straszne. Szmaty między jej nogami powiedziały mu wszystko.
– O Boże… och… Danino…
Nie miał możliwości zatamować krwotoku. Konieczna była operacja, choć może nawet chirurg nie będzie mógł jej uratować. Madame Markowa, kiedy tylko usłyszała wiadomość, biegiem rzuciła się do pokoju Daniny. Scena, którą zastała w małej sypialence, powiedziała jej wszystko. Nikołaj siedział przy dziewczynie, ściskając jej rękę, a łzy toczyły mu się po twarzy. Widok jego rozpaczy wzruszył nawet Madame. Kiedy jednak przełożona przekroczyła próg pokoju, smutek i poczucie bezradności Nikołaja gwałtownie obróciły się w gniew.
– Kto jej na to pozwolił? – zapytał ostro. – Czy to za pani wiedzą?
Ton jego głosu był zarazem oskarżycielski. żałosny i pełen wściekłości.