– Masz jakieś zmartwienie. Danino – odezwała się ostrożnie Madame, składając dziewczynie wizytę któregoś popołudnia. Przysiadła na łóżku obok rekonwalescentki. Nikołaj właśnie wyszedł. Rozmawiali jak zwykle o tym samym. Ich przyszłość. Vermont. Jego kuzyn. Wyjazd z Rosji. I balet.
– Prosi cię, żebyś od nas odeszła, prawda? – zapytała domyślnie Madame, a Danina nie odpowiedziała. Nie chciała kłamać, ale też nie miała ochoty wyznać prawdy. – Zawsze tak bywa. Zakochują się w tobie, tej, którą jesteś, a potem chcą ci odebrać ciebie samą. Daję ci słowo. Danino, jeżeli od nas odejdziesz, to cię zabije. Będziesz nikim. Jeżeli któregoś dnia porzuci cię dla kogoś bardziej urzekającego, a może nawet młodszego, przez całe życie będziesz żałować tej cząstki serca, którą zostawiłaś tutaj.
Brzmiało to jak wyrok śmierci i było nim w pewnym sensie. Zarazem jednak była to zmiana, której Danina rozpaczliwie pragnęła. Byłby to koniec życia tancerki, ale początek jej wspólnego życia z Nikołajem, prawdziwego życia z nim razem, a tego także pragnęła. Żeby to jednak osiągnąć, musi poświęcić wszystko, co ma, tak samo jak on.
– Jeżeli on naprawdę cię kocha, Danino, nie powinien cię prosić, żebyś od nas odeszła.
– A jeżeli tu pozostanę, co będę miała bez niego, kiedy się zestarzeję?
– Wspomnienie o życiu, z którego będziesz dumna. Nikt nigdy nie zdoła ci tego odebrać. Zamiast hańby, a on tylko tyle może ci dać. Jest żonaty, a żona go nie puści. Zawsze będziesz jego metresą, tancereczką z baletu, z którą sypia, niczym więcej.
Łączyło ich jednak znacznie więcej, nawet teraz. Danina o tym wiedziała.
– Przedstawia to pani w bardzo niesmaczny sposób, a nie tak to wygląda – powiedziała ze smutkiem.
– Te sprawy zawsze właśnie tak wyglądają. Nad wyraz romantycznie na początku. Marzenie, które wydaje się osiągalne. A kiedy pewnego dnia się budzisz, okazuje się, że ten słodki sen to koszmar. Jedyne życie, które kiedykolwiek będzie miało dla ciebie znaczenie, jest tutaj. Włożyłaś w to życie dużo ciężkiej pracy i dużo ćwiczeń. I co, rzucisz to wszystko dla mężczyzny, który nawet nie może się z tobą ożenić? Popatrz, co już ci się przydarzyło. Jakież to było piękne! Jakie romantyczne!
Były to okrutne słowa, a słuchając ich. Danina traciła odwagę. A jeżeli Madame ma rację? Jeżeli któregoś dnia Nikołaj ją porzuci, jeżeli będzie przez całe życie żałowała baletu, nienawidziła Vermontu, jeżeli nie będą ze sobą szczęśliwi? Kto odpowie na te pytania? W jego planach nie było nic pewnego, same obietnice, nadzieje, marzenia i życzenia. Tyleż jej, ile jego. A jednak on chce dla niej porzucić medycynę, bezpieczne życie, które od piętnastu lat dzieli z własną rodziną. Chce wszystko poświęcić dla niej. Dlaczego nie miałaby zrobić tego samego dla niego?
– Musisz to bardzo starannie przemyśleć – przestrzegła ją Madame – i podjąć właściwą decyzję.
W jej pojęciu właściwą decyzją było pozostać w balecie i zapomnieć o Nikołaju, Danina jednak wiedziała, że tak postąpić nie zdoła. Odejście z baletu mogło zniszczyć jej życie, ale zerwanie z Nikołajem chybaby ją zabiło. W trakcie tych rozmyślań poczuła pod bluzką dotyk medalionu. To przyniosło jej ulgę. Bardzo kocha Nikołaja. Może nawet wystarczająco mocno, żeby zaryzykować wszystko i po dążyć za nim. Na razie może tylko zastanawiać się nad tym i wnikać w swoje serce.
Madame wyszła, zostawiając ją na pastwę własnych myśli. Posiała ziarno w nadziei, że wzejdzie i wyda pożądany plon. Chciała, żeby Danina odczuła, co straci, czym grozi jej odejście z baletu do życia pogrążonego być może w żalu i smutku. Naturalnie było się nad czym zadumać. To było jedyne życie, jakie madame Markowa znała, jedyne, jakiego kiedykolwiek pragnęła, to była spuścizna, którą chciała teraz ofiarować Daninie, symbol wtajemniczenia, berło przekazywane z ręki do ręki przez mistrza adeptowi, który sam staje się mistrzem i przekazuje je dalej, bez końca, niemal jak śluby zakonne, składane przy przystąpieniu do zespołu, miłość zbyt głęboka, by miała w końcu zniknąć, bezgraniczne poświęcenie. Pozostać tutaj oznaczało wyrzec się wszelkiej nadziei na wspólną przyszłość z Nikołajem. Wyrzec się wszelkiej nadziei. Ale wyjazd wraz z nim z Rosji oznaczał wyrzeczenie się na zawsze siebie samej. Okropny wybór, a którąkolwiek drogę się wybierze, będzie ona wymagała ofiar, o których sama myśl wydaje się niemal męką. Wszystko więc, co Danina może teraz czynić, to modlić się o nadejście właściwej odpowiedzi.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Danina nie tańczyła przez miesiąc, a ćwiczenia podjęła na nowo pierwszego kwietnia. Na dworze leżał jeszcze śnieg, a ona znowu musiała pracować ciężej, żeby nadrobić to, co straciła, tym razem jednak powrót do pełni sił był szybszy. Była teraz mocniejsza i zdrowsza.
W tydzień później wróciła do prób, a do występów na początku maja. Minął już rok, odkąd rozstała się z Nikołajem po długim, sielankowym pobycie w gościnnym carskim domku, w którym odbywała rekonwalescencję po influency. Po roku niewiele się między nimi zmieniło. Nadal kochali się gorąco, on nadal był żonaty i mieszkał z żoną i dziećmi, ona nadal była w balecie. Nie byli bliżsi rozwiązania swoich problemów niż przed rokiem. Marie Obrażenska uparła się nie dać mężowi rozwodu. A przez ubiegły rok kochankowie zaoszczędzili bardzo mało pieniędzy na wspólną przyszłość. Mieli pewność tylko co do tego, że nadal pragną żyć razem. Walczyli o to, ustawicznie borykając się z przeszkodami. Danina nie mogła się zdecydować, żeby połączyć się z nim w Vermoncie. Za wielka to zmiana, za dalekie, nieznane strony, zbyt obce. Nikołaj zaś nadal jak najłagodniej badał ją i namawiał.
W czerwcu zachorowała jedna z wielkich księżniczek, obaj cesarscy lekarze mieli więc pełne ręce roboty. Nikołajowi nie starczało czasu na wizyty u Daniny. Chciał, ale nie mógł się ruszyć z pałacu, a ona to rozumiała. Na początku czerwca przeżyła kolejną tragedię, kiedy jej najstarszy brat zginął pod Czerniowcami. Straciła już dwóch, a z listu ojca wiedziała, że ten odchodzi od zmysłów po śmierci syna. Był z nim razem pod ostrzałem i cudem ocalał, ale jego pierworodny zginął na miejscu. Danina ciężko przyjęła tę wiadomość, całymi tygodniami czuła się później pusta i martwa. Wojna zbierała żniwo wśród nich wszystkich, nawet w balecie. Tancerki traciły braci, narzeczonych, ojców, a jedna z nauczycielek straciła w kwietniu obu synów. Nawet w ich klasztornym światku nie sposób było dłużej ignorować wojny.
Jedyną rzeczą, której Danina z nadzieją wyglądała w tym roku, były nowe wakacje z Nikołajem i rodziną cesarską w Liwadii. Tym razem Madame nie próbowała się sprzeciwiać. Podczas ostatniej choroby Daniny zawarła z Nikołajem trudny rozejm. Wiedziała, że najchętniej wykradłby jej dziewczynę, ale młoda primabalerina nie zdradzała najmniejszego zamiaru ucieczki czy porzucenia dla niego baletu. Madame Markowa miała teraz pewność, że Danina nigdy nie będzie w stanie zmusić się do odejścia. Obecnie, jak zawsze zresztą dla samej Madame, balet był życiem Daniny.
Tego roku cara nie było w Liwadii, znajdował się z armią w Mohylewie i czuł się w obowiązku tam pozostać. Do Liwadii pojechały więc same kobiety z dziećmi i z dwoma lekarzami oraz Danina. Cesarzowa i księżniczki pozwoliły sobie na krótki urlop od pielęgnowania żołnierzy. Cieszyły się, że znowu znajdą się nad morzem. Łączyła ich teraz wszystkich stara przyjaźń, a Danina i Nikołaj byli szczęśliwsi niż kiedykolwiek. Dla obojga były to rajskie godziny, bajeczna chwila poza czasem, obwarowana przed tak na pozór odległym groźnym światem. Liwadia chroniła ich przed rzeczywistością, która pochłonęła już wszystko wokół.