Operowano ją jeszcze tego samego wieczora, potem zaś ujęto całą nogę w potężny gipsowy pancerz. W wypadku kogokolwiek innego można by to uznać za pomyślne za kończenie. Noga będzie na powrót prosta, dziewczyna może tylko odrobinę utykać. W wypadku Daniny nie było to jednak dobre rokowanie. Noga w kostce była zgruchotana. jeśli więc nawet będzie mogła stąpać normalnie, nigdy już nie zdoła tańczyć tak jak dawniej. Noga nie utrzyma jej ciężaru przy ewolucjach tanecznych. Po prostu nie ma sposobu, żeby przywrócić jej konieczną giętkość i siłę. Żadne słowa nie pocieszyłyby Daniny. Jej kariera zakończyła się jednym małym, głupim skokiem. Nie tylko kostka, ale całe jej życie było złamane.
Leżała i płakała tej nocy prawie tak jak wtedy, gdy straciła dziecko. Tym razem straciła swoje własne życie. To była śmierć marzeń, finał, tragicznie nie licujący ze świetnym początkiem. A Madame, tym razem siedząc przy niej, sama powstrzymywała łzy. Los nie sprzyjał Daninie. Na nic się zdały jej wyrzeczenia, śluby, zobowiązania. Skończyło się życie baletnicy, życie, którym od piętnastu lat żyła, cieszyła się i gotowa była dlań umrzeć.
Nazajutrz przewieziono ją z powrotem do baletu. Leżała w pokoju, który dzieliła z innymi, a tancerze odwiedzali ją w pojedynkę i parami, przynosząc kwiaty, słowa, dobroć, smutek, nieomal żałobę po niej. Czuła się, jakby umarła i w pewnym sensie tak było. Życie, które znała i którego była nieodłączną częścią, dla niej już nie istniało. Czuła, że nie należy już do zespołu. To tylko kwestia czasu: trzeba będzie zebrać rzeczy i wyprowadzić się stąd. Danina jest za młoda, żeby zostać nauczycielką, wie zresztą, że nie byłaby w stanie. To nie dla niej. Dla niej nadszedł po prostu koniec. Śmierć marzeń.
Napisanie listu do Nikołaja zabrało jej dwa dni. Przyjechał natychmiast po odebraniu poczty, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało, chociaż wszyscy tłumaczyli mu to szczegółowo. Tancerze z baletu znali go i lubili, toteż opowiadali mu w kółko, jak to Danina upadła i jak wyglądała, leżąc na podłodze.
Jej widok, leżącej ze smutkiem w oczach w gipsowym pancerzu, od razu jednak powiedział mu wszystko. Chociaż to wszystko było dla niego równie okropne jak dla niej, widział wszakże w tym promyk nadziei. Była to jej jedyna szansa na nowe życie. Gdyby nie to zdarzenie, nigdy nie zdecydowałaby się na wyjazd. Nikołaj wiedział jednak, że nie wolno mu o tym nawet napomknąć. Dziewczyna przeżywała głęboką żałobę po utraconej karierze.
Tym razem, kiedy Nikołaj uparł się, że zabierze Daninę ze sobą, madame Markowa nie stawiała przeszkód. Wiedziała, że dziewczynie milej będzie być poza baletem, przy najmniej przez pewien czas, niż nasłuchiwać dobrze znanych dzwonków, dźwięków, odgłosów ćwiczeń i prób. Danina nie należała już do tego świata. Może jeszcze powróci tutaj w jakimś innym charakterze, na razie jednak przez proste współczucie lepiej jej oszczędzić pobytu w szkole. Dla jej własnego dobra trzeba jak najszybciej pogrzebać przeszłość. Dwie trzecie jej życia, a w tym ta jedyna jego część, o którą troszczyła się przed poznaniem Nikołaja, właśnie dobiegły końca. Koniec z życiem baletnicy.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Danina z wielką ulgą powróciła na czas rekonwalescencji do pawilonu w Carskim Siole, a i Aleksandra Fiodorowna była zadowolona z jej widoku. Tym razem rekonwalescencja była powolna i bolesna. Kiedy zaś wreszcie po miesiącu z górą zdjęto gips, kostka wydawała się słaba i skurczona. Danina ledwie mogła stanąć na lewej nodze. Rozpłakała się, po raz pierwszy przechodząc przez pokój. Kuśtykanie tak dolegało, że całe jej ciało zdawało się przy tym skręcać. Zwinny ptaszek, którym dawniej była. połamał skrzydełka.
– Daję ci słowo, Danino, że to się poprawi – próbował dodać jej otuchy Nikołaj. – Musisz mi wierzyć. Będziesz tylko musiała nad tym ciężko popracować.
Zmierzył obie jej nogi i stwierdził, że nadal są tej samej długości, utykanie wynikało tylko ze słabości. Nigdy już nie będzie tańczyła, chodzić jednak będzie normalnie. A nikt goręcej tego nie pragnął niż cesarzowa i jej dzieci.
Kilka tygodni minęło, zanim Danina zdołała przejść przez pokój bez laski. Nadal jeszcze utykała, kiedy pod koniec lutego powiadomiono ją listem, że Madame jest chora. Miała łagodną postać zapalenia płuc, miewała już ją jednak i dawniej, Danina wiedziała więc aż za dobrze, jakie to może być groźne. Chociaż wciąż jeszcze niepewnie czuła się na nogach, uznała, że musi pojechać do chorej.
Bez laski chodziła tylko na krótkie dystanse, czuła jednak, że powinna wrócić do baletu, w każdym razie do chwili, kiedy Madame wydobrzeje po zapaleniu płuc. Starsza pani była słabsza, niż się mogło wydawać. Danina obawiała się więc o jej życie.
– Przynajmniej tyle mogę dla niej zrobić – przekonywała Nikołaja, ten jednak, mimo współczucia, nadal protestował. W Petersburgu i w Moskwie dochodziło do rozruchów, obawiał się więc puścić ją samą. A że Aleksy nie czuł się dobrze, Nikołaj nie mógł odwieźć Daniny do Petersburga.
– Nie bądź głuptasem, nic mi nie będzie – przekonywała, aż wreszcie po całym dniu sprzeczek zgodzili się ostatecznie, że pojedzie sama.
– Wrócę za parę tygodni – obiecała – kiedy tylko się przekonam, że Madame czuje się lepiej. Ona zrobiłaby i robiła dla mnie to samo.
Nikołaj rozumiał aż za dobrze siłę więzi łączącej obie kobiety, wiedział też, że Danina będzie się zadręczać, jeśli nie pojedzie do Madame.
Nazajutrz odwiózł ją na pociąg, przestrzegł, żeby uważała na siebie i nie forsowała się zanadto, wręczył jej laskę i przytulił dziewczynę, całując ją na pożegnanie. Nierad był, że odjeżdża, ale rozumiał to. Wymógł na niej obietnicę, że na dworcu weźmie dorożkę. Czuł się głupio, że nie może z nią pojechać. Dziwne mu się to zdawało po długim okresie, który ostatnio spędzili razem. Danina jednak zapewniała go, że da sobie radę.
Ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu po przybyciu do Petersburga ujrzała na ulicach skłębiony tłum, krzyczący i manifestujący przeciwko carowi, a naokoło pełno żołnierzy. W Carskim Siole nic o tym nie słyszała, ze zdumieniem więc odkrywała w atmosferze miasta niezwykłe napięcie. W drodze do baletu wyrzuciła jednak z pamięci to wrażenie. Myślami była przy Madame. Miała nadzieję, że jej mistrzyni i stara przyjaciółka nie jest bardzo poważnie chora. Z przerażeniem stwierdziła jednak, że jest i że, jak to się już kiedyś zdarzyło, choroba bardzo ją osłabia i wyniszcza.
Danina siedziała przy Madame dzień w dzień, karmiła ją zupą i kiełkiem, błagając, by jadła. Po tygodniu z ulgą dostrzegła niewielką poprawę, wydawało jej się jednak, że przez tych parę tygodni starszej pani przybyło lat. Sprawiała wrażenie ogromnie wątłej; Danina spoglądała na nią z obawą, trzymając ją za rękę.
Dni przy łóżku chorej leciały jeden za drugim. Kładąc się wieczorem do łóżka. Danina czuła nieopisane zmęczenie. Codzienna krzątanina sprawiła, że kostka znowu bo leśnie opuchła. Dziewczyna sypiała na kozetce w biurze Madame, jej stare łóżko już dawno przypadło innej tancerce. Spała kamiennym snem rankiem 11 marca, kiedy tłumy zgromadziły się na ulicach nieopodal baletu. Obudziły ją krzyki i pierwsze wystrzały; zerwała się z posłania i zbiegła na dół, żeby sprawdzić, co się dzieje. Tancerze wylegli już z sal na długi korytarz, a kilkoro wyglądało przez okna, nic jednak nie zdołali dostrzec prócz paru żołnierzy, którzy przegalopowali konno przed wejściem. Nikt nie miał pojęcia, co się dzieje, aż później dowiedzieli się, że car rozkazał wreszcie wojsku stłumić zamieszki i zginęło ponad dwieście osób. Podpalono sądy, arsenał, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i ze dwadzieścia policyjnych cyrkułów. Tłum rozbił też więzienia.