Wziął ją tam, gdzie stała, opartą o ścianę. Posuwał ją brutalnie, aż krzyczała z bólu. Uderzył ją mocno w twarz, więc wstrzymała oddech, bojąc się ruszyć czy pisnąć, dopóki Benny nie skończy. Przez cały czas bluzgał jej w ucho sprośnościami, których starała się nie brać do siebie. Przyjdzie do niej jutro albo jeszcze dziś w nocy z przeprosinami – z pieniędzmi i słodkimi słówkami. Właśnie takiego Bena kochała, a nie tego maniaka, który pojawiał się po to tylko, by ją szybko przelecieć
Piętnaście minut później był z powrotem w samochodzie i jechał z Abulem do Camden. Carol siedziała na podłodze w holu, obolała i zraniona, i łkała. Na ścianie za sobą spostrzegła plamy rozmazanej krwi i rozszlochała się jeszcze głośniej.
Pod nosem powtarzała w kółko jak mantrę jedno słowo:
– Drań, drań, drań.
– Cześć, Kenny.
Maura przywitała go wiele znaczącym półuśmiechem i to wystarczyło, by Kenny przypomniał sobie jej magnetyzm i silną indywidualność. Lubił Maurę od zawsze; była jedną z nielicznych kobiet, które naprawdę szanował. Ale nie była jak inne kobiety. Miała w sobie taki sam chłód jak jej brat Michael. I była nieprzewidywalna jak wszyscy ludzie sukcesu w ich branży. A do tego świetnie się prezentowała, choć już dawno skończyła czterdziestkę.
– Maura.
Był bardzo spięty. Nie chciał okazywać strachu, jaki nachodził go falami, ale przemknęło mu przez głowę, że Maura Ryan i tak go wywącha. Taką zdolność mają ponoć suki, a ona mogłaby przemienić się w sukę, gdyby ją naszła taka fantazja. We wściekłą sukę.
– Masz ochotę coś zjeść, Ken? Albo się napić?
Potrząsnął głową.
– Jeśli czegoś chcę, Maura, to wyjaśnienia. Nic mniej, nic więcej.
Nalała sobie drinka, usiadła naprzeciw niego, spojrzała mu prosto w oczy, po czym powiedziała niewinnie:
– Dokładnie tego samego oczekiwałabym od ciebie.
Kenny’ego zatkało, a wyraz osłupienia na jego twarzy rozbawił Garry’ego.
– Zamordowałaś moją żonę!
Teraz z kolei Maura potrząsnęła głową.
– To nieprawda, Kenny. Od dobrych paru lat nie wychylamy się i siedzimy cicho na dupie. Nic nam nie wiadomo, żebyśmy mieli z kimś na pieńku. Ale wygląda na to, że ktoś próbuje wpakować nas w niewyobrażalną kabałę, stwarzając pozory, że to my mordujemy cywilów.
– Do cholery, straciłem żonę, matkę mojego dziecka.
Maura przez chwilę milczała, jakby chciała przetrawić tę informację. W końcu powiedziała:
– Bardzo ci współczuję z powodu twojej straty, Kenny, ale zapominasz, że mnie też ktoś próbował załatwić. Zamiast tego zabili mojego partnera.
– Był gliną i w dodatku nieprzyjaźnie nastawionym. Przykro mi, Maura, ale ludzie nie ufali ci już, odkąd się z nim związałaś. Chyba musiałaś to zauważyć, kochanie? Taka mądra babka jak ty…
Garry wstał. Patrząc z góry na siedzącego na krześle Kenny’ego, ryknął:
– Za kogo ty się, kurwa, uważasz, i czy wiesz, do kogo mówisz, co? Pieprzyć cię, moja rodzina dawała ci przez lata nieźle zarobić i nigdy nie przyłożyliśmy ręki do zapudłowania choćby jednej osoby. Jedzą nam z ręki sędziowie i gliniarze, a w swoim czasie wyciągnęliśmy z mamra niejednego recydywistę. Swoje opinie zachowaj dla siebie i trzymaj się tego, co jest na rzeczy.
Maura musiała odciągnąć od niego brata siłą i Kenny zdał sobie sprawę, że ociera się o śmierć.
– Pozwól mnie i Benowi zająć się nim, Maws. Daj nam tego czereśniaka – nalegał Garry.
Na myśl o Bennym Ryanie, Królu Airfixa, jak go nazywano, Kenny poczuł się jeszcze gorzej. Jeśli to w ogóle możliwe. Ale nie spuścił z tonu.
– Nie waż mi się grozić, Garry Ryanie. Uczestniczyłem w tej grze, gdy ty jeszcze czyściłeś swojemu bratu buty. Nie boję się ciebie. Miałem do czynienia z różnymi, od starych mistrzów po młodych gnojków, nie zapominaj o tym!
Wstał, pieniąc się ze złości. Niemal czuł jej smak w ustach.
– Pieprzony Super Glue i cholerne groźby! Czy myślicie, że jesteście pierwszymi twardzielami, jacy chodzą po tych zasranych ulicach? Powiedzieć ci coś, czego nauczyłem się dawno temu, Garry? Zawsze znajdzie się ktoś twardszy od ciebie, kto sięgnie po to, co masz, i zrobi wszystko, żeby ci to zabrać. Fortuna kołem się toczy. Ale nikt nigdy dotąd nie tykał żon ani rodziny. To zawsze było święte…
– I tak jest dotąd. – Głos Maury nadal był spokojny. – Siadajcie obydwaj, bo zabiorę wam piłkę i nie będziecie mieli o co się bić. Zachowujecie się jak dwa dzieciaki.
Obaj mężczyźni usiedli zawstydzeni, a ona kontynuowała tym samym spokojnym tonem:
– Kenny, przysięgam na grób Michaela, że ani ja nie miałam nic wspólnego ze śmiercią Lany, ani nikt z naszych, OK? A teraz chciałabym się dowiedzieć, dlaczego ludzie myślą, że to robota Ryanów. U kogo zasięgałeś języka i kto cię poinformował, że to my za tym stoimy. Chcę to wiedzieć natychmiast, tej nocy, żebyśmy mogli pojechać do nich i uciąć sobie z nimi przyjacielską pogawędkę. Złapać byka za rogi.
Kenny nic jej na to nie odpowiedział.
Ruchem głowy nakazała bratu, żeby ich zostawił, więc wyszedł z ociąganiem. Potem nalała jeszcze dwie brandy i jedną wręczyła Kenny’emu. Gdy sączyli drinki, odniosła wrażenie, że napięcie powoli opada.
– Naprawdę bardzo mi przykro, Kenny – powiedziała.
Teraz, kiedy zostali sami, jej głos był cieplejszy.
Zwiesił dużą ogoloną głowę na piersi, tak że nie widziała jego twarzy, tylko czoło z sinobiałą blizną, która równiutko dzieliła na pół jedną z jego brwi.
– Ona była w porządku, moja Lana, cokolwiek ludzie gadali. Dobra z niej była dziewczyna.
W jego głosie był przejmujący żal.
– A teraz, kurwa, moje biedne dziecko…
Nie mógł skończyć zdania.
Maura chwyciła jego dłoń i ścisnęła ją.
– Wiem, że przechodzisz piekło, Kenny, ale musisz uwierzyć, że nie mieliśmy z tym nic wspólnego. Ani ze śmiercią żony Joliffa. Kryje się za tym jakaś brudna intryga, a ja i moi ludzie znaleźliśmy się pod obstrzałem. Muszę to rozwikłać, i to szybko. Chyba mnie rozumiesz, prawda? I potrzebuję twojej pomocy, Kenny. Bardziej niż kiedykolwiek.
Kiwnął głową
– Wierzę ci. Zawsze byłaś wobec mnie w porządku.
I naprawdę jej wierzył. Nos mu podpowiadał, żeby jej zaufać, a on zawsze polegał na swojej intuicji. Dlatego nadal był wśród żywych, mimo tylu lat na pierwszej linii frontu.
Maura dolała mu brandy.
– A więc, Ken, skąd miałeś te informacje?
– Od Rebekki Kowolski. Znasz ją pod panieńskim nazwiskiem. Goldbaum.
Na dźwięk tego nazwiska Maura poczuła zawrót głowy, zemdliło ją. Przywodziło na pamięć koszmarny epizod z jej życia, o którym chciałaby zapomnieć, choć nieraz powracał w złych snach.
– A skąd ona to wiedziała?
– Od swojego starego, oczywiście. To drobny trybik w dużej machinie. Pracuje dla Joego Żyda, w firmie, która wywodzi się z Silvertown.
– Znam Joego bardzo dobrze. Dlaczego miałby wplątywać się w coś takiego? To dla niego za poważna sprawa. Ze mną by nie zaczynał.
Kenny znowu wzruszył ramionami.
– Co mogę ci powiedzieć, jestem wyrocznią delficką czy jak? Joe jest teraz na fali. Prowadzi interesy z większością tutejszych grup. Może załatwić dowolną licencję, od pubów po mecze bokserskie. Dobrze się ustawił.
– A jaką rolę gra w tym Rebekka?
Skończył drinka i wystawił szklankę po więcej brandy, zanim odpowiedział.
– Z tego co wiem, ona jest tam mózgiem. Kocha narkotyki a w każdym razie je sprzedaje. Jest przebiegła i ma głowę do interesów, za to jej mąż to pieprzona marionetka. A ona ma do ciebie urazę, prawda? O ile dobrze pamiętam, załatwiliście z Michaelem jej staruszka?