Выбрать главу

Maura ponownie napełniła szklanki. W głowie miała zamęt, ścigała ją przeszłość, ale nie ta, do której by chciała wracać.

Drzwi gwałtownie się otworzyły i do pokoju wparował Garry z twarzą czerwoną ze złości.

– Ktoś pobił mamę!

Popatrzyli na niego zszokowani.

– Co?

Maura nie wierzyła własnym uszom.

– Jest w szpitalu, jakiś gliniarz właśnie zadzwonił na moją komórkę. Dała mu mój numer, wyobrażasz sobie?

– Pieprzyć twoją komórkę, Gal. Co z mamą?

– Nic strasznego, ale jest w szoku. Złapię Roya i powiem mu, żeby do niej pojechał. Do Lee odezwał się jakiś weteran i Lee uznał, że to gra warta świeczki, więc pojechał na spotkanie. A my co, wychodzimy gdzieś dzisiaj czy nie?

Maura kiwnęła głową.

– Poczekaj, aż się dowiesz dokąd, Gal. Obudzimy upiory przeszłości.

Kenny obserwował ich z rezerwą. Ktokolwiek porwał się na nich, musi być szaleńcem, pomyślał. I jeśli nie Ryanowie, to kto był winny śmierci jego żony? Tylko to chciał wiedzieć. Kiedy się dowie kto, Ryanowie nie będą mu potrzebni.

– Jadę z wami – zaofiarował się.

Maura spojrzała na niego chłodno.

– I tak miałeś jechać, ale dziękuję, że sam to zaproponowałeś. Dopóki nie będziemy pewni, że powiedziałeś nam wszystko, co wiesz, będziemy cię trzymać jak psa na smyczy.

Niczego innego się nie spodziewał.

Rozdział 4

Roy patrzył, jak matce zakładają opatrunki. Miała podbite oko i zwichnięty nadgarstek. Gdy widział ją w takim stanie na szpitalnym łóżku, wściekłość wręcz go rozsadzała. Zawsze na widok jej bezradności przypominały mu się różne rzeczy z dzieciństwa. Jak dbała o to, by zawsze byli nakarmieni i porządnie ubrani, nie mając prawie żadnej pomocy ze strony ojca – faceta, dla którego picie i hazard były o wiele ważniejsze niż rodzina. Kiedy pięć lat temu Benjamin Ryan Senior rozstał się wreszcie z życiem na podłodze kantoru jakiegoś bukmachera w Kilburn, Roy i jego bracia nie ukrywali ulgi. Chyba tylko Maura żałowała starego sukinsyna – no i mama oczywiście. Miał ochotę objąć ją teraz i pocieszyć, tak jak ona go pocieszała, kiedy był dzieckiem.

Wydawała mu się taka krucha – dopóki nie poczęstowała go jedną ze swoich tyrad. Przymknął oczy z nieukrywaną irytacją.

– Nie patrz tak na mnie! To was obarczam za to winą. Ją, waszą siostrę, tę dziwkę o kamiennym sercu. Założę się, że to ona za tym stoi.

Pielęgniarka z trudem powstrzymywała się od śmiechu i Roy nagle zdał sobie sprawę, że jego despotyczna matka odbierana jest przez ludzi jako postać komediowa. Chciałby odbierać ją tak samo.

Młoda policjantka ze zdziwieniem uniosła brwi i zaciągnęła zasłonę oddzielającą część sali przeznaczoną dla ofiar wypadków. Widać było, że jest zaskoczona sceną rozgrywającą się na jej oczach. Ryanowie słynęli z bezwzględności, a oto jeden z nich potulnie znosił wrzaski i obelgi z ust matki. Na komisariacie mówiło się, że szef jest opłacany przez tę rodzinę. Że robi to, co mu każą, włącznie z blokowaniem normalnych awansów i nadawaniem wyższych stopni tylko tym, którzy są powolni Ryanom. Był pośmiewiskiem całego komisariatu. Kiedy wyjechał na urlop, ktoś puścił w obieg dowcip, że wylądował w szpitalu gdzie odcinają mu stołek od dupy. Był patentowanym leniem! A to, że wspomniany trzytygodniowy urlop spędził w pięciogwiazdkowym hotelu na Florydzie, też wywołało komentarze.

– Panie Ryan, mój przełożony czeka na zewnątrz. Chciałby zamienić z panem kilka słów.

Roy wstał i warknął:

– Najwyższy czas, do cholery.

Kiedy wyszedł z pomieszczenia, policjantka uśmiechnęła się do Sarah.

– Czy mogłaby pani opisać napastnika?

Pomarszczona twarz Sarah przybrała wyraz skupienia zawodniczki w teleturnieju, gdzie gra idzie o wysoką stawkę.

– Był dobrze zbudowany, przystojny i ubrany jak ksiądz.

Policjantka zareagowała półuśmieszkiem.

– Ksiądz? A to coś nowego.

– Będzie trupem, kiedy go dorwę.

Słysząc głos Benny’ego, dziewczyna aż podskoczyła, a on uśmiechnął się do niej chłodno. Była młoda i ładna, ale nie zwrócił na to uwagi. Rzucił mu się w oczy jedynie mundur. Od razu pojęła, że działa na niego jak płachta na byka. Po raz pierwszy w życiu poczuła się poważnie zagrożona, chociaż ten młody przystojny mężczyzna nic złego jej jeszcze nie zrobił. Jednak gdy patrzył na poturbowaną babkę, widziała zawziętość na jego twarzy. Była wdzięczna losowi, że nie na niej będzie wyładowywał swoją agresję.

Sarah próbowała ratować sytuację.

– Och, Benny, czy mógłbyś mnie zabrać do domu?

To była prośba bardzo starej, kruchej kobiety, więc policjantka była zaskoczona jego bezceremonialną odpowiedzią.

– Przeżyjesz, babciu. Nie jojcz. Tata cię zabierze.

Wyszedł, a na twarz Sarah powrócił typowy dla niej mars i głos nabrał ostrych tonów.

– Mały skurczybyk.

Policjantka szybko spisała niezbędne zeznanie i z ulgą opuściła szpital, mając dość ich wszystkich.

Dopiero po powrocie na komisariat w pełni zdała sobie sprawę, z kim miała do czynienia. Nie znała osobiście najważniejszych Ryanów i była pod wrażeniem. Mogła teraz brylować w kantynie, co jej niezwykle pochlebiało. Cieszyło ją jednak, że nie zetknie się już nigdy więcej z tymi gangsterami.

***

Dom Rebekki Kowolski w Totteridge zaszokował Maurę. Był ogromny, miał elektronicznie sterowane bramy i odpowiednią liczbę groźnych dobermanów na terenie.

– Widać tu parę milionów, co? – rzucił z przekąsem Garry.

– Bóg z nimi – odparła Maura. – Nic mi do tego, jeśli powiedzą nam to, co chcę wiedzieć.

Rozmyślnie zlekceważyła uwagę brata, co musiało go rozdrażnić. Ale mogła myśleć jedynie o twarzy Sammy’ego Goldbauma, kiedy ona i Michael pojawili się wtedy u niego. Jedyne morderstwo, w którym brała udział osobiście, i to wspomnienie nadal nie dawało jej spokoju. Było to tak dawno temu, a mimo to wydawało się równie realne jak wtedy. Poczuła, że zawartość żołądka podchodzi jej do gardła, i przełknęła ślinę.

Zatrzymali się pod samą posesją i Kenny kilkakrotnie wciskał guzik domofonu, ale nikt nie odpowiadał. Odwrócił się w stronę samochodu.

– Nikogo nie ma w domu.

– Sprawdzimy – powiedział Garry.

Otworzył puszkę domofonu i coś przy niej majstrował. Po minucie elektryczna brama rozsunęła się. Kiedy jechali w stronę domu, z rozbawieniem patrzyli, jak dobermany pospiesznie zmykają przez otwartą bramę.

Z bliska dom wydawał się jeszcze większy. Z krętego podjazdu widzieli kryty basen i saunę w przeszklonej przybudówce. To była naprawdę imponująca posiadłość. I oświetlona jak elektrownia Battersea, choć wyglądało na to, że nikogo tam nie ma.

Garry westchnął.

– Chyba nie bawi się z nami w chowanego? Powinien trzymać fason, no nie?

Kenny wzruszył ramionami.

– Tak samo jak ty, Garry.

Zapadło milczenie. Gdy podjechali do drzwi wejściowych wszyscy wysiedli z samochodu. Było jakoś niesamowicie. Rezydencja sprawiała wrażenie zasiedlonej przez głuche echo jak to bywa z opuszczonymi przez ludzi wielkimi domami.

– Włam się, Gal – rozkazała Maura.

Natychmiast się do tego zabrał. Zauważyła, że Kenny jest zdenerwowany, i uśmiechnęła się złośliwie.

– Nic się nie martw, Ken, on jest ekspertem. Żadne gliny nie przyjadą. Garry mógłby się dostać nawet do Bank of England.

– Jak go znam, jest tam częstym gościem.