Выбрать главу

Joss, zawsze onieśmielony przy kobietach, zrobił się czerwony jak burak. Maura spojrzała na niego, uśmiechnęła się lekko i rzekła:

– Nie rozbieraj mnie oczami, Joss, bo się przeziębię.

Tommy roześmiał się, a Maura mu zawtórowała.

– Co cię sprowadza?

– Może byś najpierw zaproponował mi drinka?

– Oczywiście.

Maura przyglądała mu się. Nawet po pięćdziesiątce Tommy był nadal przystojnym facetem, brunetem z jasną cerą i tylko oczy zdradzały jego pochodzenie. Jego dziadek był dokerem z zachodnich Indii. Tommy miał elegancką sylwetkę i lubił nosić szyte na miarę garnitury. Maura z przykrością pomyślała o tym, co musi mu za chwilę powiedzieć. Zawsze lubiła Toma. Ale gra szła o rodzinę i Tommy będzie musiał zrozumieć, że to nie żarty.

Gdy podawał jej szkocką, zapytał:

– Twoja wizyta oznacza kłopoty, tak?

Wzięła podany jej trunek i kiwnęła głową.

– Obawiam się, że tak, Tom. Duże kłopoty.

***

Janine nadal walczyła o życie, a Roy siedział przy jej łóżku i delikatnie trzymał ją za rękę. Posiniaczona Sarah stała obok, przesuwając paciorki różańca. Ten szmer był jedynym słyszalnym dźwiękiem w pokoju, nie licząc cichego szumu monitorów.

O dziwo, jej obecność dodała Royowi otuchy. Przypomniało mu się dzieciństwo i czas burzy. Matka zasłaniała wtedy lustra, zaciągała zasłony, a wszystkie dzieci siedziały w ciemności odmawiając różaniec. Michaela i Garry’ego doprowadzało to do szału, ale on to lubił. Czuł się wtedy bezpieczny.

Twarz Janine była blada i cierpiąca, a on zdawał sobie sprawę, że był powodem każdej wyrytej na niej zmarszczki. Ogarnęło go wielkie poczucie winy, chętnie zająłby jej miejsce na szpitalnym łóżku, żeby nie musiała znosić bólu. Po raz Pierwszy od lat poczuł wobec niej opiekuńcze uczucia.

Do pokoju weszła pielęgniarka, wytrącając go z tego nastroju. Puścił dłoń żony i rozparł się na krześle.

– Idź napić się kawy. Podoglądam jej za ciebie, synu. Potrzebujesz chwili wytchnienia – powiedziała Sarah.

Wstał z wdzięcznością.

– Dzięki, mamo. Doceniam to.

Sarah wzruszyła ramionami.

– Zawsze byłam w pogotowiu, żeby nad wami czuwać, tylko czy wy to zauważaliście?

– Przynieść ci filiżankę herbaty, mamo?

Skinęła głową.

– Robię się na to wszystko za stara. Już niedługo pociągnę i szczerze mówiąc, nie mogę się doczekać końca. Twój biedny ojciec, Panie świeć nad jego duszą, ma przynajmniej tę pociechę, że jego synowie spoczywają przy nim w pokoju wiecznym.

Łzy napłynęły jej do oczu i głos uwiązł w gardle. Roy objął ją. Znowu uświadomił sobie, że jest bardzo stara i bardzo krucha.

– Synu, czy choć przez chwilę możesz sobie wyobrazić, co ja czułam przez te wszystkie lata? Chowałam do ziemi dziecko za dzieckiem, i to nie z powodu choroby, nie. Moi synowie byli mordowani, zarzynani jak zwierzęta, a ja musiałam żyć z tą świadomością dzień po dniu. A teraz patrz na Janine, patrz na matkę swojego syna, wplątaną w to wszystko tylko dlatego, że nie potraficie być normalnymi ludźmi, choć lat wam przybyło. Nie umiecie żyć jak przyzwoici mężczyźni i przyzwoite kobiety. Benny idzie tą samą drogą i codziennie modlę się do Boga, żebyś nigdy nie musiał identyfikować w kostnicy ciała z twojej krwi i kości.

Odwróciwszy się od niego, przyoblekła twarz w spokój. Roy wyszedł z sali. Ale jej słowa, tak jak przewidywała, towarzyszyły mu, gdy szedł po herbatę. Po wyjściu syna znów zaczęła się modlić:

– Święta Mario, Matko Boża, spraw, by mój syn przejrzał i zrozumiał, że błądzi. Spraw, by choć jedno moje dziecko stanęło przed Chrystusem w pokorze i z miłością Boga w sercu.

***

Benny i Abul zostali zatrzymani na Al3, gdy dojeżdżali do wiaduktu w Canning Town. Zatrzymali ich dwaj młodzi policjanci we fiacie panda. Funkcjonariusze byli na luzie i najwyraźniej chcieli się trochę rozerwać. Mieli się wkrótce przekonać, co oznacza konfrontacja z dwoma podobnie usposobionymi facetami, którzy na dodatek nie mają elementarnego poszanowania dla władzy.

Benny zatrzymał się, a Abul pstryknął peta przez okno.

– Czym możemy służyć, panowie policjanci? – zapytał Benny.

Prowokował ich szyderczym tonem i bezczelną miną. Obydwaj policjanci nie mieli co do tego wątpliwości.

– Wysiadać z samochodu.

Benny i Abul spojrzeli na siebie z niedowierzaniem.

– Słucham? A na mocy jakiego prawa tego żądacie? Jechaliśmy z przepisową prędkością, ostrożnie, mamy zapięte pasy. Jako obywatel demokratycznego kraju mam prawo wiedzieć, dlaczego zostałem zatrzymany.

Abul już rechotał. Zawsze pękał ze śmiechu, gdy Benny udawał dżentelmena.

– Co was tak do cholery śmieszy?

Abul natychmiast przestał się śmiać, co policjanci zaliczyli jako ważny punkt dla siebie w tej rozgrywce. Zaraz potem jednak, gdy Benny i Abul odpięli pasy, zorientowali się, że sytuacja staje się groźna. Po wyjściu z samochodu obaj mężczyźni podeszli prosto do bagażnika i za parę sekund pojawili się ponownie z kijami baseballowymi owiniętymi taśmą izolacyjną.

– Ty pierwszy – powiedział Benny, machając ręką.

Abul znowu parsknął śmiechem.

– Nie, ty pierwszy.

Ruszyli z kijami baseballowymi na policjantów i okładali ich, zagrzewani głośnymi wiwatami niektórych przejeżdżających kierowców.

Gdy Benny i Abul robili swoje, kłaniając się mijającym ich samochodom, z piskiem opon zatrzymał się przy nich komisarz Featherstone, nakazując im ostro, żeby przestali się popisywać i spieprzali. Jako jeden z „zaprzyjaźnionych” gliniarzy miał teraz za zadanie wystąpić w roli ich ambasadora i przekonać poszkodowanych, żeby nie składali raportu.

***

– Lepiej usiądź, stary.

Joss, który wyczuł drżenie w głosie Maury, przyniósł im butelkę whisky i postawił ją na stoliku obok. Wiedział, że będzie im potrzebna. Fakt, że Maura Ryan osobiście przybyła tu, do Liverpoolu, mówił sam za siebie. Wiedział też dobrze, po co tu przyjechała, ale nie zamierzał się z tym wychylać.

Tommy sprawiał wrażenie zdziwionego, kiedy Maura ujęła i uścisnęła jego rękę.

– Dokładnie wiem, jak się poczujesz za kilka minut, uwierz mi. Ale pamiętaj, to nic osobistego, tylko interesy. Nie chciałam tego, lecz sprawa wymknęła mi się z rąk. Twój chłopak, Tommy. B, zrobił najście z bronią na moją rodzinę. Wdarł się do naszych domów, Bóg mi świadkiem, do domów! W dodatku bez powodu, Tommy. Bez żadnego powodu. Jest winien śmierci członków naszej rodziny i nie mówię tu o partnerach w interesach, tylko o matkach, żonach…

Tommy potrząsał głową.

– Nie, nie, na pewno się mylisz, Maura. Ten gnojek jest rozrabiaką, zgadzam się, ale wie, że jest za durny, żeby was brać na cel…

– Głowy nie miał do takiej roboty, lecz serce tak. Przyznasz, że miał. Wiem, jak się czujesz, Tommy, ale musieliśmy zrobić, co trzeba. Nawet ty musisz to zrozumieć.

Obserwowała malujące się na twarzy Toma emocje i sercem była z nim.

– Nie wolno mi było tego odpuścić. Próbował stworzyć pozory, że to my rozpętaliśmy wojnę. Nie mogliśmy zrozumieć, o co chodzi. Objechaliśmy wszystkich, starając się dowiedzieć co się do cholery dzieje. I czy wiesz, że jeszcze potem do żony Roya oddano dwa strzały na progu jej własnego domu?

Ciemne oczy Toma rozszerzyły się.

– O kurwa, chyba żartujesz!

– Chciałabym, żeby tak było. Ale to jest jak koszmarny sen na jawie. Opowiem ci wszystkie szczegóły, kiedy już będziesz w stanie ich wysłuchać. Nalej sobie jeszcze jednego drinka.