– Czy on już nie żyje?
Głos Toma Rifkinda był głuchy, bezbarwny.
Maura kiwnęła głową.
– Na pewno. Garry i Lee porwali go z mieszkania. Musieli to zrobić, zrozum, dla przykładu, żeby postraszyć innych.
Tommy Rifkind ukrył twarz w dłoniach i zapłakał jak dziecko.
– Tylko nie Garry…
Mimo odruchu współczucia dla człowieka opłakującego stratę syna Maura powiedziała twardo:
– Garry się zawziął. Musieliśmy przekazać innym wyraźne ostrzeżenie, to chyba jasne? Wspólnicy Tommy’ego B muszą wiedzieć, z kim zadarli i w co się wpakowali. Za nich też się weźmiemy w odpowiednim czasie.
Joss nalał im i sobie kolejnego drinka i Maura z przyjemnością poczuła w gardle palące ciepło alkoholu.
– Więc nic nie mógł wynegocjować?
Maura popatrzyła na niego.
– Nie bądź głupi. Ty byś negocjował, gdybyś był na naszym miejscu?
– To zabije jego matkę.
Wzruszyła ramionami.
– Życie bywa kurewskie. Co, Joss?
Pokiwał głową bez słowa. Na szczęście znany był z małomówności. Gdyby musiał teraz otworzyć usta, rozkleiłby się jak Tommy.
Do pokoju weszła Gina i widząc rozpacz męża, podeszła do niego. Podniosła go z krzesła i wyprowadziła z pokoju, przyjaźnie skinąwszy głową w stronę Maury.
Maura zwróciła się do Jossa.
– Powiedziałam jej przez telefon, o co chodzi. Zawsze byłam w dobrych relacjach z Giną. Wiedziałam, że Tommy będzie potrzebował jej wsparcia, gdy usłyszy taką wiadomość.
– Czy jego chłopak kombinował z Vikiem Joliffem?
Joss mówił niskim, chrapliwym głosem, jakby mu zardzewiał od rzadkiego używania.
Maura przytaknęła.
– Ambitny mały skurwiel – mruknął Joss. – Ma to w genach, jak sądzę.
– Kto miesza, Joss? Vic Jolitt?
Kiwnął głową.
– Ale słowo przestrogi, panno Ryan. Zanim pani wykończy Joliffa, niech się pani dowie, kto jeszcze z nim był. Takiej wielkiej afery sam by nie pociągnął. Joliff to ostry kaliber, ale nie mózgowiec.
– Dzięki, sama już do tego doszłam. A na razie Vic Joliff jest unieszkodliwiony, leży z poderżniętym gardłem w więziennym szpitalu. Dostaniemy go, zanim zdoła się ruszyć.
Tommy B rozpaczliwie szlochał, spazmy wstrząsały całym jego ciałem.
– Mam cię, kurwa, w kółko pytać o to samo? Kto jeszcze w tym siedzi? Wiesz bardzo dużo o interesach mojej rodziny… skąd? Dać ci coś na odświeżenie pamięci?
Głos Garry’ego odbijał się echem od ścian baraku stojącego na złomowisku należącym do Toma Rifkinda. Od niechcenia przejechał elektryczną piłą nad związanymi nogami chłopaka.
Tommy B był w szoku, miał zmętniałe oczy. Gdy Garry go kopnął, wykrzywił usta w niemym krzyku.
– Po… powiedziałem wam wszystko, co wiem – zajęczał po chwili. – Robiłem, co mi kazał Joliff. On wszystkim rządzi. Miejcie litość, niech to się skończy!
Nabiegłe krwią oczy spojrzały błagalnie na drugiego z Ryanów. Stojący za plecami brata Lee wyminął Garry’ego, trzymając w ręku ciężką latarkę. Zamachnął się nią, z całej siły uderzając Tommy’ego B w skroń. Torturowany mężczyzna był zapewne wdzięczny niebiosom, zapadając w niebyt.
Garry się wkurzył.
– Czekaj, Lee. Co się tak gorączkujesz? Po kiego wyrwałeś się z tą latarką?
Lee naskoczył na brata.
– Śmiechu warte. Mityguje mnie największy narwaniec po tej stronie Atlantyku. Wyrwałem się? Chciałeś, żeby był przytomny, kiedy będziesz mu odcinał ręce i nogi? Powiedział nam wszystko, co wie. Powiedział, że to on załatwił Sandrę Joliff, choć diabli wiedzą, dlaczego to zrobił. Kto by znosił taki okrutny wpierdol, gdyby miał się czym wykupić?
Garry poczuł się obrażony.
– Uczysz mnie mojej roboty, co? Chcesz zarobić w pysk czy jak? Masz muchy w nosie, odkąd wyjechaliśmy z Londynu. Przez całą drogę wydawało mi się, że obok siedzi wyrośnięty dzieciak. – Zaczął mówić dziecinnym głosem: – „Jak daleko jeszcze?”. Omal nie zacząłem śpiewać pieprzone „koci, koci łapci”, żebyś się nie nudził.
Lee mimo woli zaczął się śmiać.
– Odpierdol się ode mnie.
– Dobra, co jest grane?
– Sheila mnie rzuciła.
Garry wzruszył ramionami.
– Trudno jej się dziwić. To wszystko musiało ją ruszyć. Mnie ruszyło. Wyobraź sobie, jak ona się czuła, zwłaszcza z tym wielkim brzuchem. Jasne, że się przejęła. Ale wróci przed końcem tygodnia.
Zobaczył, że na twarzy brata pojawia się wyraz nadziei, i uścisnął go.
– Odpręż się, Lee, wszystko będzie dobrze. Ty i ona jesteście jak ta pieprzona rodzinka Bradych. Teraz pomóż mi wciągnąć go na stół. Zróbmy, co mamy zrobić, i zbierajmy się do domu.
– Musimy odcinać mu ręce i nogi?
Garry spojrzał na Lee jak na wariata.
– Jasne, że nie, ale jak to zrobimy, ludzie będą mieli o czym gadać. Spójrz na to w ten sposób. Wszyscy będą wiedzieli, że to nasza sprawka, poprawimy nasze wariackie notowania i powstrzymamy zasrańców, którzy chcą nam wejść w paradę. Stara dobra zasada.
Lee wyszczerzył zęby, zadowolony, że Garry uspokoił go co do Sheili.
– Masz rację, to się trzyma kupy.
– Sam widzisz, braciszku, że to ma sens. Dawaj tu piłę elektryczną.
Maura i Joss musieli czekać pół godziny, zanim Tommy Rifkind pojawił się znowu w salonie. Nadal był w szoku, ale panował nad sobą. Maura zaczęła mu wyjaśniać, co się stało.
Najpierw opowiedziała o śmierci Lany Smith i Sandry Joliff i obserwowała zmieniający się wyraz jego twarzy, gdy stopniowo uświadamiał sobie, w co się wpakował jego syn.
– Joliffa zaatakowano w Belmarsh, co było nie lada wyczynem, a my nadal nie wiemy, kto za tym stał, ale przypuszczamy, że Joliff przez swoje knowania wszedł temu i owemu w paradę. Prawdopodobnie jeszcze żyje. Niezadługo złożymy mu wizytę.
– A więc mój chłopiec został wykorzystany przez Joliffa, tak?
Maura wzruszyła ramionami.
– Może to Joliff był przez kogoś wykorzystywany i wciągnął do tej sprawy Tommy’ego B. Jeszcze nie wiem. Powoli składamy wszystko w całość. Bomba podłożona w moim samochodzie wkurzyła moich braci, nie mówiąc o mnie. Nie dam się nikomu zastraszyć i niech sobie inni myślą o Terrym co chcą, dla mnie był partnerem nie tylko w łóżku.
Skończyła drinka, Joss nalał jej kolejnego. Dała im czas na przetrawienie jej słów. Wreszcie się odezwała:
– Bardzo mi przykro, Tom, naprawdę. Ale chyba rozumiesz, że nie mieliśmy wyboru. Zwłaszcza że pobito też moją matkę. Nikt by czegoś takiego nie przełknął.
Tommy potrząsnął głową i westchnął.
– Był zasranym draniem, nie przeczę. Wydawało mu się, że połknął wszystkie rozumy. Teraz jest inny świat, Maura. Młodzi ustanawiają własne prawa. Chciał złapać za ogon zbyt wiele srok… kluby z tańcem erotycznym, prostytutki, sama wiesz.
– A narkotyki? W to najchętniej bawi się Joliff.
Tommy wzruszył ramionami.
– Szczerze mówiąc, Maura, wszyscy w tym siedzimy. To prawdziwa kopalnia złota.
– Ale z tego co wiem, twój chłopak wszedł w crack. Nie akceptuję tego biznesu.
Joss był zaskoczony jej hipokryzją.
– Przecież to też kokaina, tylko inaczej spreparowana.
– Ja zostawiam te sprawy młodszym członkom rodziny. Mnie to brzydzi. Nigdy nie zajmowałam się skagiem czy crackiem.
– A co z tym nowym drągiem? Tym crankiem czy jak go tam zwą?
Joss wydawał się mocno zainteresowany jej odpowiedzią.
Maura uśmiechnęła się.
– W tych dniach podciąga się różne rzeczy pod mój znak firmowy. Zdaję się budzić ostatnio coraz większy respekt.