Zadzwonił jej telefon, przyłożyła go do ucha. Popatrzyła na Tommy’ego Rifkinda.
– Przykro mi, Tommy. Już po wszystkim.
Kiwnął głową. Maura była zaskoczona spokojem, z jakim przyjął wiadomość o śmierci dziecka. Ale jeśli alternatywą miały być celebrowane zabiegi Garry’ego z użyciem piły, chyba każdy rodzic odetchnąłby z ulgą.
Sarah i Roy czuwali razem przy łóżku Janine.
Drugiego dnia skrzep znalazł drogę do serca i śmierć była kwestią sekund. O 3:28 rano Janine wydała ostatnie tchnienie.
Roy siedział potem jeszcze wiele godzin, trzymając ją za rękę. Dopiero kiedy przyszła Carla z Joeyem, cofnął dłoń. Przytulił córkę i trzymał ją w uścisku, jakby nigdy nie zamierzał jej puścić, a całym jego ciałem wstrząsa szloch.
– Kochanie, ona odeszła i nikogo poza mną przy niej nie było. Żadnego z jej dzieci.
Carla nic nie rzekła, tylko obejmowała ojca. Patrząc na ciało matki, odczuwała wstyd, że nie ma w niej żalu. Janine przez całe życie traktowała ją jak powietrze. Wyglądało na to, że tylko Roy przeżywa stratę. Postarzał się w ciągu tych godzin, a lunatyczny wyraz jego oczu budził w Carli lęk.
Odmawiała z nim modlitwę, kiedy do sali wkroczył wystrojony Benny.
– Odeszła, Ben, twoja matka odeszła – w głosie Roya słychać było ból i gniew.
– Popatrz na swoją matkę, chłopcze, i obyś do końca życia nie zapomniał, że przyczyniłeś się do jej śmierci – dodała lodowatym głosem Sarah.
– Wiesz, babciu, co mówią? Jaka mać, taka nać. Pamiętaj o tym następnym razem, kiedy poczujesz potrzebę prawienia mi kazań – dociął jej Ben.
Rzucił na matkę krótkie spojrzenie i wyszedł. Carla i Joey poszli w jego ślady.
Sarah popatrzyła smutno na Roya.
– Maura ci go odebrała, tak jak odebrała mi was wszystkich wiele lat temu. Pochowasz Bena, Roy, wspomnisz moje słowa, pochowasz go i biorę Boga na świadka, że im wcześniej, tym lepiej. Jest niebezpieczny, to kopia mojego Michaela. Ale Michael miał serce, a w tym chłopcu nie ma nic poza nienawiścią.
Roy nic nie odrzekł, wiedział, że to prawda.
W tym samym czasie matka Tommy’ego B patrzyła na głowę swojego syna w kostnicy szpitala publicznego w Liverpoolu.
Gdy złorzeczyła na los i pomstowała na tych, którzy zrobili to jej dziecku, nie była świadoma, że dwaj sprawcy byli już z powrotem w Londynie, gdzie czekały na nich jeszcze inne obowiązki.
Jeśli o nich chodzi, to zarówno Garry, jak i Lee zapomnieli już o Tommym B. Ale jego ojciec nie zapomniał. Ani Vic Joliff.
Więzienni medycy zbyt szybko postawili krzyżyk na Joliffie. Był silniejszy i sprytniejszy, niż ktokolwiek przypuszczał. Mimo że stracił ponad dwa litry krwi i na szyi miał świeże szwy, zdołał złapać za gardło ospałego strażnika stojącego na warcie przy jego łóżku i zmusił go do zdjęcia mu kajdanków. Ułożył nieprzytomnego glinę w pościeli, a sam schował się w koszu na brudną bieliznę i czekał na wczesnoporanną wywózkę. Potem obezwładnił kierowcę, a porzucony van został znaleziony na wybrzeżu Kentu.
Sam Joliff jakby się rozpłynął. Ślad po nim zaginął, ciała nie odnaleziono.
Ryanowie wychodzili z siebie. W tej sprawie było za dużo niejasnych wątków. Najbardziej wkurzająca była plotka, jakoby Joliff skumał się z jedną z ich policyjnych wtyczek. Wyglądało na to, że starszy inspektor Billings był na tyle głupi, że brał pieniądze również od rywala Ryanów. Maura nie mogła pozostawić tego bez wyjaśnienia – i bez kary. Dała Benny’emu carte blanche w tej sprawie. Miał się dowiedzieć, ile zdoła.
Starszy inspektor Roland Billings jadł kolację z żoną i córkami, kiedy głośno zapukano do drzwi. Kochał swój dom duży, wolno stojący, w najlepszej części Brentwood. Pomyślał że to pewnie ktoś do niego, zwykle tak bywało o tej późnej porze dnia. Nie spodziewał się jednak Bena Ryana i jego hinduskiego ochroniarza. Usłyszał głos Benny’ego, zanim go zobaczył.
– Czy zastałem drogiego Rolanda, kochanie?
Przesadnie uprzejme słowa wypowiedziane zostały tonem groźby, co nie uszło uwadze ani Rolanda Billingsa, ani jego żony Dolores. Gdy inspektor wstawał z krzesła, serce podchodziło mu już do gardła.
Benny wszedł do jadalni, jakby był u siebie. Widząc trzy dziewczynki z rozdziawionymi buziami, powiedział rubasznie:
– Nie miałbyś ochoty na trochę zabawy z tą trójką, Abul? No, może nie z tymi aparatami na zębach. Niech poczekają jeszcze kilka lat, co, panie Billings? Wtedy będą jak trzeba. Takie jak sam lubisz, młodziutkie i naiwniutkie. Takie właśnie lubisz, prawda?
Dolores już wyprowadzała dziewczynki z pokoju, a rozochocony Abul udawał, że jej pomaga.
– Przetrzymaj je na górze i sama też tam zostań, skarbie. Nie dzwoń nigdzie, dopóki nie wyjdziemy, bo ściągniesz na rodzinę duże kłopoty. Musimy chwilkę porozmawiać z Rolandem.
Dolores jak na czterdzieści sześć lat była dobrze zakonserwowana. Wiedziała, że mąż trzyma w domu sporo gotówki i należała do kobiet, które beztrosko wydają pieniądze bez zastanawiania się, skąd pochodzą. Po raz pierwszy nabrała podejrzeń co do ich źródła i ogarnął ją lęk.
Abul powiedział cicho:
– To nie żarty, kochanie. Twój mąż siedzi po uszy w gównie, a jeśli jego szefowie dostaną cynk o naszej wizycie, ugrzęźnie jeszcze głębiej. Weź dziewczynki i siedźcie cicho, choćby nie wiem co, OK?
Kiwnęła głową i pospiesznie umknęła z dziećmi sprzed oczu przerażających intruzów.
Roland Billings usiadł z powrotem przy stole, czując, że mu się ze strachu przewracają wnętrzności.
– Co wy do diabła robicie w moim domu? – Nadał głosowi stanowcze brzmienie, choć czuł się bezsilny.
Benny zaśmiał się.
– Myślałem, że jesteśmy kumplami, Roland. Ja, ty i moja ciotka Maura. Pamiętasz Maurę, która daje ci forsę regularnie jak w zegarku?
Rozejrzał się wokoło, cmokając z podziwu. W samej jadalni były dwa stojące zegary, poza tym w holu duży zegar firmy London Lock, a na stolikach i kominku całe mnóstwo starych zegarów podróżnych. Billings był niewątpliwie poważnym kolekcjonerem.
– Byłaby zadowolona, widząc, na co wydajesz ten szmal i w ogóle. Ona też lubi stare zegary, tak jak ty.
– Wynoś się w cholerę z mojego domu i zabierz tę małpę ze sobą!
Nawet Benny’ego zaskoczyła nienawiść bijąca z jego głosu.
– Czyżby był pan rasistą, panie Billings?
Jawnie sobie szydził. Popatrzył na Abula i obaj zarechotali.
– Hej, Ben, czy to aby na pewno glina? – zapytał zjadliwie Abul.
Billings był zdziwiony, że jego rasizm budzi u takiego kryminalisty jak Benny Ryan większą odrazę niż jego policyjny mundur.
– Chcę, żebyście obaj się stąd wynieśli – powiedział ostrym tonem, ale nie zdołał ukryć zaniepokojenia.
– Przecież jesteśmy kumplami, Roland. Ja i poczciwy Abul. Płacimy ci pensję, synu, żeby twoje córki mogły chodzić do dobrych szkół i żeby twojego kutasa obciągały małe dziewczynki z okolic Cross.
– Nie jesteście moimi kumplami.
– Och, słyszałeś, Abul? Wiesz, Roland, moja stareńka babcia ma takie jedno powiedzonko: „Pokaż mi, z kim przestajesz, a powiem ci, kim jesteś”. I co ty na to?
Billings wstał.
– Wynoś się z mojego domu, Ryan.
Głos Bena był niebezpiecznie cichy, gdy powiedział:
– Nie graj pieprzonego twardziela, panie Billings, bo i tak zrobią ci kuku. Widzisz, my wiemy. Wiemy wszystko dzięki jednej wizycie, którą złożyliśmy w Liverpoolu. Vic Joliff wykorzystywał tamtejszych gnojków, żeby narobić wokół nas smrodu. Teraz prysnął, a my uważamy, że miał oficjalną pomoc, jeśli kapujesz, o czym mówię.