Wiedząc, że Danny zawsze pali w ciąży, Maura podała jej już przypalonego papierosa. Danielle przyjęła go chętnie i wypaliła prawie do końca, zanim się odezwała.
– Dupek. Czasami go nienawidzę, wiesz? Wchodzi i wychodzi, jakby tu był jakiś hotel. Wykorzystuje mnie, a potem nagle zabiera się i znowu znika, nie interesując się, jak sobie radzę. A teraz jeszcze straciłam te parę funtów, które Garry podrzuca mi co tydzień. Jak ja przeżyję bez tych pieniędzy, Maura? Nie dam rady. Tyle mam do płacenia, bo i pożyczki, które zaciągnął na święta, i miałam tu wczoraj wizytę Trevora Tanksa ścigającego go za długi hazardowe. Groził mi, i w ogóle. Straszył, że mnie porznie nożem, jeśli nie powiem mu, gdzie jest Jamie. Na szczęście wszedł na to mój mały Richie, więc nijako mu było robić mi krzywdę na oczach dziecka. Trevor nie jest złym facetem, po prostu chce odzyskać forsę. A teraz dowiaduję się jeszcze, że przez tego pieprzonego Jamiego, tej dwulicowej kupy gówna, tracę i forsę, i waszą ochronę!
Maura pozwoliła jej wyrzucić to wszystko z siebie. Danny musiała się rozładować.
– Znowu był u mnie w zeszłym tygodniu pracownik z opieki społecznej. Mój najstarszy, Petey, pobił w szkole innego pieprzonego chłopaka, coś mu złamał, do tego zwędził motor i zwymyślał glinę. Powiedziano mi, że mam z nim iść do sądu za dwa tygodnie, akurat tego samego dnia ma się rodzić to maleństwo. Mówię mu: „Petey, z twoim nazwiskiem jesteś naturalnym celem dla gliniarzy”. Ale on uważa, że jego pieprzony ojciec to gość z jajami. Chłopcy tacy są, no nie?
Rozpłakała się na dobre, aż się zanosiła. Maura objęła ją czule ramieniem.
– Pieniądze nie przestaną przychodzić, obiecuję. Ale ty też musisz mi w zamian coś obiecać. Jeżeli Jamie się pojawi, natychmiast mnie zawiadomisz. Lepiej, żeby porozmawiał ze mną niż z Garrym albo Bennym. Oni ostrzą sobie na niego zęby. Rozumiesz, co mam na myśli, prawda? Nie mów mu, że chcesz do mnie zadzwonić, kotku, tylko po prostu po cichutku daj mi znać.
Danielle przez dłuższą chwilę wpatrywała się w poważną twarz Maury, aż w końcu zapytała:
– Czy Garry chce go zabić?
Zaczynała wpadać w histerię, więc Maura odparła uspokajająco:
– Oczywiście, że nie. Ale być może trzeba mu będzie dać nauczkę. Narobił nam sporo kłopotów i nie możemy tego odpuścić.
Danielle odetchnęła z ulgą.
– Czy mogę prosić cię o przysługę? – zapytała.
Maura uśmiechnęła się.
– Oczywiście, Danny. O co chodzi?
– Połamcie mu nogi, jak go znajdziecie. Przynajmniej przez jakiś czas nie będzie nigdzie łaził.
Powiedziała to pół żartem, pół serio, ale Maura poczuła zadowolenie, że sama nie ma męża ani dzieci. Wikłają człowieka w sytuacje, które byłyby śmieszne, gdyby nie to, że są tragiczne. Ze smutkiem patrzyła na tę śliczną niegdyś dziewczynę tak upodloną przez faceta, a najgorsza była świadomość, że gdyby Jamie w tej chwili stanął na progu, Danny padłaby na kolana i dziękowała Bogu za wysłuchanie jej modłów.
Ale jeśliby to tylko od Maury zależało, Jamie Hicks już nigdy nie wróciłby do domu.
Sarah i Sheila były na porannej mszy i po powrocie do domu szykowały sobie lunch.
– Twoje włosy wyglądają teraz świetnie.
Sheila uśmiechnęła się z zadowoleniem.
– Dzięki. Kosztowało to majątek, ale nie żałuję ani centa.
– Wyglądasz ostatnio zupełnie inaczej. Gdybym nie znała cię tak dobrze, myślałabym, że jakiś mężczyzna pojawił się na horyzoncie.
Sarah zaśmiała się z własnego żartu, ale Sheili to nie rozśmieszyło. Wiedziała, że choć wygląda teraz super i Lee bardzo się z tego cieszy, zaczęła dbać o siebie z powodu Tommy’ego Rifkinda. To było głupie, zdawała sobie z tego sprawę, lecz poprawiało jej samopoczucie, a przy tym Lee twierdził, że wygląda bosko. Tyle że dla niego wyglądała bosko nawet w kaloszach i sztormiaku. Właśnie na tym polegał ich problem. Niełatwo jest być obiektem uwielbienia, gdy samemu trudno się zdobyć na wzajemność.
Rozległo się pukanie i Sarah poszła otworzyć drzwi. Ku zaskoczeniu Sheili wprowadziła do kuchni postawnego łysego mężczyznę z wielkim bukietem kwiatów. Mile się uśmiechał, ściskał i obcałowywał Sarah, zachwyconą takim powitaniem.
– Jak się masz, dziewczyno?
Miał donośny i sympatyczny głos, a Sarah była cała w skowronkach. Uwielbiała, gdy okazywano jej względy, a ten mężczyzna ich nie szczędził.
– Doskonale pani wygląda, pani Ryan. Musiałem wpaść i powiedzieć dzień dobry. Byłem w pobliżu i pomyślałem, że muszę się dowiedzieć, jak żyje moja droga pani Sarah. Słyszałem o mężu, bardzo mi przykro. Fajny był z niego chłop. Siedziałem wtedy, ale pomodliłem się za niego w więziennej kaplicy.
Sarah omal nie rozpłakała się ze wzruszenia. Ten człowiek ją pamiętał, to jej pochlebiało.
– Jakie piękne kwiaty! Boże, są absolutnie fantastyczne. Dziękuję, synu. Dziękuję, że pamiętałeś o starej kobiecie.
Zachowywała się wręcz kokieteryjnie, takiej teściowej Sheila jeszcze nie widziała. Sarah włożyła kwiaty do zlewu przy oknie i powiedziała:
– Siadaj, dostaniesz herbaty. A może wolisz piwo?
Sheila przyglądała im się z rozbawieniem. Niektórzy znajomi Ryanów to jednak niesamowite typy, pomyślała. Dość rzucić okiem na tego tutaj, żeby chcieć uciekać, gdzie pieprz rośnie,
Sarah traktuje go jak dawno niewidzianego syna. Szramy na jego szyi świadczyły o tym, że nie unikał kłopotów.
– Nie mam czasu, kochana. Następnym razem, obiecuję. Po prostu nie mogłem przejść obojętnie obok tych drzwi, nie przywitawszy się i nie złożywszy wyrazów szacunku tak miłej pani.
Sarah była bliska omdlenia ze szczęścia.
– A kim jest ta druga miła dama?
Uśmiechał się do Sheili, patrząc na nią małymi czarnymi oczami. Potrafił być czarujący, miało się wrażenie, że tu i teraz nikt i nic się dla niego nie liczy poza tobą.
Sarah pacnęła się dłonią w czoło.
– Gdzie się podziały moje maniery! To żona Lee, Sheila.
Mężczyzna uścisnął delikatnie dłoń Sheili, ginącą w jego wielkim łapsku o zgrubiałej skórze.
– Dzień dobry, panie…
– Joliff. Nazywam się Vic Joliff. Nie zapomnij napomknąć Lee, że mnie poznałaś, dobrze? Nie mogę się doczekać, kiedy się z nim zobaczę. Będę w kontakcie.
Jeszcze raz uścisnął i ucałował Sarah, po czym wyszedł. W kuchni zrobiło się nagle pusto i cicho bez tej zwalistej, tchnącej dziwną i hałaśliwą życzliwością postaci.
– Niezły wariat.
Sarah machnęła dłonią.
– Vic jest w porządku. W młodości był trochę narwany, ale który z nich nie był?
Była wzruszona, że ją zaszczycił wizytą. I te kwiaty! Miała jeszcze w oczach jego i Michaela jako nastolatków, trzymali się razem z Gerrym Jacksonem, najlepszym kumplem Michaela. Wiele lat temu wszyscy trzej byli przyjaciółmi.
Chciałaby wrócić w tamte czasy, ale z tym doświadczeniem, jakie ma dzisiaj. Jakże inaczej wszystko mogłoby wyglądać. Wzdychając ze szczęścia, zabrała się do układania kwiatów w wazonach. Vic Joliff sprawił jej wielką frajdę. Mało pamięta o starych ludziach, toteż Sarah poczuła się znowu kimś specjalnym i ważnym, czego rzadko ostatnio doświadczała.
Tommy i Maura siedzieli przy stole w nowej rezydencji. Kupiła tę posiadłość przed pięciu laty i przeznaczyła na wynajem. Teraz wprowadziła się tu tymczasowo. Była to dobra baza, a poza tym odczuła ulgę, że nie mieszkają dłużej z Carlą i Joeyem. Tommy też był zadowolony z tej zmiany, co ją cieszyło.