Выбрать главу

– To smutna historia.

Smutniejsza, niż ci się wydaje, pomyślała, ale powiedziała tylko:

– Nie jest smutniejsza od twojej i wielu innych. Gówna jest wszędzie pełno. Najtrudniej było mi pogodzić się z myślą, że pozbawiłam się szansy na macierzyństwo. To było w tym wszystkim najgorsze. Zamordowałam własne dziecko.

Tommy przyglądał się jej twarzy. Nawet w ostrym słońcu nie wyglądała na pięćdziesiąt lat. Prezentowała się pod każdym względem fantastycznie.

Widział, jak cierpi, wspominając wydarzenia sprzed ponad trzydziestu lat. Ale czy znalazłby się człowiek, który by niczego w życiu nie żałował? On sam żałował, że pozwolił synowi wplątać się w handel narkotykami, ale stało się i Tommy B przypłacił to życiem. Tommy Senior czuł się za to odpowiedzialny i czasem brzemię winy i żalu go przytłaczało.

– Wiesz co, Maws, chodźmy do łóżka na godzinkę.

Uśmiechnęła się i poszła za nim na górę. To jedyne miejsce, gdzie jestem panem, pomyślał Tommy. Przynajmniej w łóżku poddawała się jego woli. Dwadzieścia minut później szczytowała, a on patrzył na nią i delektował się każdą sekundą.

***

Benny i Carol pojawili się w domu Sarah, oboje w świetnych nastrojach. Ben był szczęśliwy, że ma u boku ciężarną dziewczynę, uśmiechał się ciepło do nadskakującej im babki. Obie kobiety od razu przypadły sobie do serca. Kiedy Benny przyglądał się, jak babka przygotowuje kawę i zimne napoje, jego wzrok padł na kwiaty.

– Masz sekretnego wielbiciela, babciu? – zapytał ze śmiechem.

Sarah figlarnie pogroziła mu palcem.

– A mam. Wpadł dzisiaj stary przyjaciel, jeden z dawnych kumpli Michaela. Przyniósł mi kwiaty. Czy nie są wspaniałe?

– Kto to był, babciu? Gerry Jackson?

Bena mało to interesowało, ale chciał być uprzejmy. Był dzisiaj grzecznym wnuczkiem. Ot, jedno z jego wielu wcieleń.

– Nie, niech Bóg ma go w swojej opiece. Gerry dzwoni do mnie co tydzień. Nie sądzę, żebyś znał tego człowieka. Jeszcze cię wtedy nie było na świecie. Vic Joliff…

To nazwisko poderwało Bena z krzesła.

– Powiedziałaś: Vic Joliff?

Musiał się przesłyszeć, to jakieś nieporozumienie. Vic Joliff w tym domu!

– Właśnie to powiedziałam. Wszedł tutaj we własnej osobie…

Sarah, podekscytowana, jeszcze raz zaczęła opowiadać całą historię. Wcześniej uraczyła nią przez telefon swoją przyjaciółkę, Pat Johnson. Nagle dotarło do niej, że wnuk jest bliski jednego ze swych napadów furii.

– Ten skurwiel Joliff był w tym domu?! Czy dobrze słyszę, babciu? Tak po prostu go tu wpuściłaś?

Wyrzucał z siebie słowa w rytmie staccato.

Sarah przestraszyła się, zrozumiała że zaszło jakieś okropne nieporozumienie. Ale wrodzona kłótliwość zwyciężyła i odparowała:

– A dlaczego nie, Benjaminie Ryan? Znałam go, kiedy ciebie nie było jeszcze na świecie.

Złapał się za głowę z rozpaczy. Krew zastygła mu w żyłach na myśl, co Joliff mógł zrobić w tym domu. Ten buc jaja sobie z nich robi, jedzie na całego.

Spróbował jednak zapanować nad głosem i słowami.

– Posłuchaj, babciu, jeżeli kiedykolwiek pojawi się tu znowu, nie wpuszczaj go, dobrze? Słyszysz mnie czy… – Gwałtownymi ruchami rąk przeczesywał czarne włosy, aż mu się nastroszyły. Carol znała te objawy i była przerażona.

– A jeszcze lepiej będzie, babciu, jak postawię kogoś przed twoim domem. Trzeba było to zrobić wcześniej, ale kto, do cholery, mógł przypuszczać… Vic Joliff to wściekły sukinsyn, babciu, i nie waż się rozmawiać z nim ani spotykać bez mojej zgody, dobrze?

– Nie będziesz mi mówić, z kim mogę, a z kim nie mogę rozmawiać. Nawet mój Michael nie miał prawa…

Napastliwy ton babki doprowadził Benny’ego do szału. Świadomie go sprowokowała. Miły nastrój prysł, gdy ryknął pełnym głosem:

– Zamknij się, głupia stara krowo! Mamy na pieńku ze starym Vikiem Joliffem. Nie przyszedł tu, żeby złożyć ci wizytę, wykorzystał cię, żeby nas wkurzyć i postraszyć. Nie widzisz tego, kobieto? Przeszedłby obojętnie obok ciebie nawet wtedy, gdyby atak serca powalił cię na progu jego domu. Nic by go to nie obeszło.

Sarah poczuła się upokorzona. Wyglądała, jakby uszło z niej życie, i wnuka ruszyło sumienie.

– Przestań, Ben – powiedziała cicho Carol. – Nie widzisz, że jest całkiem rozstrojona? Ma dość.

Próbowała pocieszyć Sarah, ale stara kobieta odtrąciła ją z zadziwiającą siłą.

– Posłuchaj, babciu… – zaczął Benny.

Jego głos był teraz spokojniejszy, lecz Sarah zbyła go machnięciem ręki, mówiąc ze znużeniem:

– Rozumiem, Benny. Wykorzystał mnie. Zostałam wykorzystana. Nie pierwszy raz coś takiego mi się zdarzyło, prawda?

Gdy wychodziła z kuchni, uświadomił sobie, jaka krucha malutka zrobiła się z wiekiem. Wyszedł za nią. W holu odwróciła się do niego z dumnie uniesioną głową.

– Może już sobie pójdziesz? I zamknij za sobą drzwi, Benny. Wolałabym, żeby żaden z waszych wrogów nie wszedł tu znowu z kwiatami, chyba mi wierzysz?

Dotarło do niego, że od lat od nikogo nie dostała kwiatów. Było mu wstyd, był zły i poprzysiągł sobie, że dorwie Vica Joliffa i przetrąci mu kark za to, że ich tak poniżył. I zrobi to, choćby to miała być ostatnia rzecz, jakiej dokona w życiu.

***

Sarah siedziała w sypialni, rozdrażniona i przygnębiona. Ciężko przeżyła upokorzenie ze strony ukochanego wnuka, krwi z jej krwi. Benny miał ją za nic. A ten Vic Joliff tylko przyszedł zdobyć punkty w grze, którą między sobą rozgrywali. Zraniło ją to bardzo.

Docierała do jej świadomości atmosfera narastającej paniki; niebyła głupia: czyż nie wychowywała Michaela i jego siostry? Czy nie przechowywała broni w przybudówce i nie miewała kryminalistów przy stole? Benny potraktował ją jak głupią starą babę i nie mogła się z tego otrząsnąć. Brutalnie przypomniał jej, że jest stara i bezużyteczna, i to zabolało najbardziej. Za młodu stawała ramię w ramię z najlepszymi, jej synowie byli postrachem Notting Hill, a mimo to Benny potraktował ją jak idiotkę.

Odgrodziła się w tym momencie niepamięcią od demontowanego zwykle sprzeciwu wobec trybu życia synów. Była wściekła na Bena. Chętnie by mu wykrzyczała, że jest matką najbardziej liczącego się gangsterskiego klanu na południowym wschodzie. Z tego powodu należał jej się szacunek i nagle stało się to dla niej bardzo ważne. Z nostalgią wspominała, jak to kiedyś kłaniali jej się nisko sklepikarze i sąsiedzi. Michael czuwał nad nią, była jego matką i uwielbiał ją. Gdyby jeszcze żył, Benny dwa razy by pomyślał, zanimby potraktował ją jak głupią babę.

Niekiedy bardzo pragnęła, żeby wróciły tamte dawne czasy. Czasy, gdy Michael, młody i silny, był głową rodziny. Miał wtedy jeszcze w sobie sporo z chłopca, dopiero później stał się bandytą. Pokłóciła się z nim o Maurę, bo choć akceptowała fakt, że synowie są kryminalistami, chciała, żeby córka była inna. Kolejno grzebała swoich chłopców, pięciu przystojnych mężczyzn, także Geoffreya zaprzedanego przez własną rodzinę. To Maura przez swoje kontakty z IRA spowodowała jego śmierć, ale Sarah nigdy się nie zdradziła, że o tym wie. W głębi serca czuła, że zasłużył sobie na to, bo zdradził Michaela, wrabiając go w donosicielstwo na rzecz Brytyjczyków.

Bogiem a prawdą imponowała jej sława matki Ryanów i tęskniła do przeszłości, zwłaszcza w takich chwilach jak ta, kiedy własny wnuk potraktował ją, jakby była nikim. Zapomniał, że nie byłoby go na świecie, gdyby nie ona.

Wiele lat temu, kiedy po śmierci Geoffreya próbowała doprowadzić do aresztowania Maury, była pewna, że chce jedynie, by jej synowie zeszli z przestępczej drogi. Teraz pragnęła, by okazywano jej szacunek należny matce słynnych gangsterów. Ale nie mogła narzekać. Ludzie nadal traktowali ją dobrze i wszystkie młode gnojki z sąsiedztwa, czarne i białe, czuły przed nią respekt. Jej portmonetka byłaby bezpieczna nawet wtedy, gdyby niosła ją na głowie. Była Starą Matką Ryan i wszyscy to wiedzieli. Nowi sąsiedzi, o znanych nazwiskach, wypytywali ją o wyczyny jej dzieci, wielokrotnie opisywane na pierwszych stronach brukowców, choć nigdy nie udowodnione, bo potrafiła tego dopilnować jej córka.