Sarah westchnęła, zachciało jej się płakać. Czemu Benny ją tak potraktował? Ostatnio znowu zaczął z nią rozmawiać i przychodził z tą uroczą dziewczyną, a dzisiaj zaatakował jak dawniej.
Głupia stara krowa, myślałby kto! Zabrakło męża, który by dał gówniarzowi nauczkę.
Brakowało jej również Janine. Zawsze się rozumiały.
Usłyszała nagle, że otwierają się drzwi wejściowe, i na schodach zadudniły czyjeś kroki. Ogarnął ją lęk, a gdy drzwi sypialni gwałtownie się otworzyły, omal nie krzyknęła z przerażenia.
Ale to był Lee. Złapał ją w ramiona i ze sposobu, w jaki ją przytulił, zrozumiała, że bał się o nią. Dała w końcu upust łzom.
– Już dobrze, mamo. Jestem przy tobie.
Zerknąwszy przez okno, zobaczyła, że Ben i Carol jeszcze nie odjechali. To też ją ucieszyło. Jej wnuk nie był złym chłopcem, tylko w gorącej wodzie kąpanym. Czyż nie poczekał, aż ktoś do niej przyjedzie? W głębi serca musi się o nią troszczyć. Na pewno.
Ta myśl była jak balsam na jej zbolałą duszę.
Rozdział 10
Trevor Tanks, ciągnięty za włosy w górę schodów, czul narastający strach i bał się, że napaskudzi w spodnie. Nie dopuszczał jednak myśli, że się zblamuje, w końcu miał nie byle jakie doświadczenie w takich sprawach jako siejący postrach egzekutor długów. Ale te typy były naprawdę ostre, wolał nie próbować niczego, co mogłoby sprowokować Bena Ryana do sklejenia mu powiek albo użycia bydlęcego paralizatora. Znalazł się nagle po tej drugiej stronie i z psychologicznego punktu widzenia lekcja miała być bardzo upokarzająca. Usiłował zapanować nad strachem, mając nadzieje, że zdoła zadowolić te typy z piekła rodem bajeczkami, jakie chcą usłyszeć.
Maura stała na szczycie schodów w swoim biurze na Dean Street. Przywlekli go właśnie tutaj, bo był częstym gościem klubu „ La Buxom ” na dole, i gdyby okazał się skłonny do współpracy, mógłby tu nawet dostać darmową noc za fatygę.
Trevor odetchnął nieco, kiedy ją zobaczył. Jeśli ona tu była, sytuacja nie wymknie się spod kontroli. Przynajmniej taką miał nadzieję, mimo że Maura nie miała zachęcającej miny.
– Witaj, Trevor.
Choć jej głos był przyjazny, pocił się ze strachu.
– Usiądź.
Benny z takim impetem rzucił Trevora na krzesło, że omal nie złamał mu kości ogonowej.
– Może drinka? – zaproponowała Maura.
Jej głos był nadal spokojny, neutralny. Jakby sytuacja była zupełnie normalna – ot, zwyczajne spotkanie przy herbatce.
– A czy będę go pił, czy ścierał z gęby? – zapytał.
Nawet Benny się uśmiechnął. Trudno było nie śmiać się z powiedzonek Trevora, potrafił być zabawny. Mówił jak Jeremy Paxman, parodiujący EastEnders. Miał poczucie humoru.
Maura zaśmiała się.
– To zależy od Bena.
Chłopak zarechotał.
– Możesz się napić, Trev. Co chcesz? To co zwykle?
Trevor skinął głową, odprężając się trochę.
W ciągu kilku sekund postawiono przed nim bacardi z colą.
– A więc, co ja takiego zrobiłem?
Udawał pewnego siebie.
Maura uśmiechnęła się.
– A kto powiedział, że coś zrobiłeś, Trevor?
Cały czas była sympatyczna, wiedziała, jak to rozgrywać. Na szczęście Trevor Tanks też wiedział. Pociągnął łyk trunku.
– Niech pomyślę…
Odgrywał scenę namysłu, na jego ruchliwej zwykle twarzy pojawił się wyraz skupienia.
– Sądzę, iż sam fakt, że zostałem wyciągnięty z domu na oczach sąsiadów przez młodego rozwścieczonego osiłka – bez urazy, Ben – a potem umieszczony w bagażniku ładnego, lecz w tym przypadku niezbyt komfortowego pojazdu, mógł wzbudzić moje podejrzenia. Nie wiem jak dla ciebie, Maura, ale według mojego savoir-vivre’u takie traktowanie to zapowiedź kłopotów. Po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku – ale to tylko domysły – że musiałem diabelnie kogoś wkurzyć… a uściślając, narazić się twej zacnej osobie. Nie wiem, o co jestem podejrzewany, mam jednak nadzieję, że w najbliższej przyszłości zostanę oświecony. A wówczas będę błagał, i prosił, i wyśpiewam wszystko jak na świętej spowiedzi, i mam nadzieję, że potem będzie mi wolno się stąd oddalić.
Benny śmiał się do rozpuku.
– Powinieneś występować na scenie, Trevor. Straszy z ciebie jajcarz. Prawda, Maws?
Istotnie, ją także rozśmieszył.
Z dołu dobiegało dudnienie muzyki i głośne wybuchy śmiechu. Jak zawsze w takich miejscach, w powietrzu unosił się zapach tanich perfum i potu. Trevor lubił ten lokal i zamiast siedzieć tu na górze i gadać z dwójką świrów, wolałby znaleźć się na dole z zimnym drinkiem w ręku, w leniwym oczekiwaniu na mistrzynię w robieniu loda.
– Znowu grzecznie pytam, co ja takiego zrobiłem?
– Gdzie jest Jamie Hicks?
To pytanie wytrąciło go z równowagi. Miał prawo do świętego oburzenia, wtrącali się w jego sposób zarabiania na życie, do diabła.
– A więc o to chodzi. Cóż, mam ściągnąć z niego gigantyczny dług. Wiem, że jesteście potęgą i szanuję to, ale ja tylko pilnuję swojego biznesu, jak wiecie legalnego. Gdyby każdy, kto zasłużył na nauczkę, chował się za twoją spódnicą, błyskawicznie wyleciałbym z interesu.
Był teraz autentycznie zdenerwowany. Nie mógł sobie pozwolić na odpuszczanie długów. Nawet Benny mu współczuł. Rozumiejąc jego dylemat, obydwoje pospiesznie zapewnili go, że może się nie obawiać o swój biznes.
– Nie o to chodzi, stary. To nie ma nic wspólnego z długami. Chcieliśmy tylko wiedzieć, czy potrafisz zlokalizować Jamiego.
– Nie bierz mi tego za złe, Ben, ale naprawdę wystarczyło zadzwonić. Jasne, że go widziałem. Sam do mnie przyszedł i zapłacił mi wczoraj po południu. Muszę przyznać, że byłem zaskoczony. Znany jest z tego, że nie płaci, to krętacz. Zwykle muszę dać mu wycisk, żeby chociaż dał ratę. Biedna ta żona, jak ona to wytrzymuje, nie wiem. On ma długi u każdego, duże sumy. Nie jakieś tam kieszonkowe, żebyśmy się dobrze rozumieli. Wisi u Johnny’ego Ortegi na ponad dwadzieścia kawałków, ale nie słyszeliście tego ode mnie. Jest zadłużony u czarnuchów z Brixton i Żydów ze wschodniego Londynu, mówiąc krótko, ma więcej długów niż niejedna bananowa republika. Znacie Jamiego nie gorzej niż ja. Będzie pożyczał tak długo, aż wygra to, co jest winien.
– Był u ciebie sam?
Trevor przemyślał odpowiedź.
– Tak. Miał niezłe autko, co ciekawe. Białego jaguara, nowiutkiego, jeszcze pachnącego salonem. Uznałem, że zdobył skądś kasę i spłaca swoje długi. Wiem, że to brzmi niewiarygodnie, ale tak to wyglądało. Zapłacił z uśmiechem i był bardziej towarzyski niż zwykle, wiecie, co mam na myśli. Normalnie trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby otworzył portfel, a tu nagle pojawia się z gotówką. Wyglądał przy tym, jakby wciągnął tyle koki, że starczyłoby na szampański wieczór dla wszystkich gości nocnego klubu. Ale taki jest Jamie. Dziewczyny nazywają go Pan Niuch.
– Napomykał o Vicu Joliffie?
– Pieprzyć go! Nie gadam z Vikiem od ponad dziesięciu lat, bo posuwał moją byłą żonę. Choć teraz to już bez znaczenia. Prawda jest taka, że wszyscy pieprzyli moją żonę. Ja byłem ten jedyny, który nie dostawał swojego przydziału.