Gdy pół godziny później znaleźli się przed domem, zauważył na podjeździe zaparkowany samochód Bena. Ku jego zdziwieniu w domu nie było jednak ani śladu obecności właściciela. Nastawił kawę, a Carol poszła zmienić ubranie. Przebierała się około dwudziestu razy dziennie i choć Abul bardzo ją lubił, uważał, że nie jest to w najlepszym stylu.
Wystukał numer komórki Bena, jednak zamiast sygnału usłyszał: abonent czasowo niedostępny. Zaczynał się niepokoić choć starał się nie poddawać panice. Nagle rozległ się przeraźliwy krzyk. Wyskoczył z kuchni, wpadł do sypialni i ku swojemu zaskoczeniu ujrzał Bena. Leżał nagi na łóżku i ryczał ze śmiechu, podczas gdy przerażona Carol zalewała się łzami.
– Ty cholerny draniu, przestraszyłeś mnie!
Benny ze śmiechu nie mógł nic odpowiedzieć, a Carol dalej trzęsła się ze strachu. Abul wiedział, że to nie czas ani miejsce na łatwe pocieszanie.
– Wyskoczył na mnie z garderoby! To cholerny, zwariowany drań!
Benny wciąż zanosił się wariackim śmiechem. Widok nagiego Bena w parkosyzmach śmiechu był zabawny, ale Abul się nie śmiał. Dzisiaj jego przyjaciel naprawdę sprawiał wrażenie obłąkanego. Oczy miał nienaturalnie błyszczące i było jasne, że koka, wciągana ostatnio stanowczo zbyt często, ani trochę nie służy kontrolowaniu napadów szału.
Bo Benny miał właśnie swoje pół godziny świra. Tak na własny użytek określał te stany Abul. Zdarzały się raz na jakiś czas i wtedy Benny był groźny nie tylko dla siebie, ale również dla otoczenia. Był niepoczytalny i brutalny.
W takich momentach w ogóle nie kontrolował tego, co robi Abul pamiętał jego pierwszy taki występ. Chodzili jeszcze do szkoły, byli smarkaczami. Wtedy po raz pierwszy zobaczył u Bena nieobecne spojrzenie i ten dziwny wyraz twarzy. Przeraził się.
Ben zaatakował maczetą szkolnego łobuza, Jimmy’ego Bonda. Nie zrobił mu wielkiej krzywdy, ale i tak wylądował na trzy miesiące w poprawczaku. Zyskał sobie reputację zabijaki, bo Jimmy był od niego o dobre trzy lata starszy. Szkoła była oburzona. Oburzony był sędzia i tylko dzięki Maurze Ryan i jej kontaktom nie zamknięto Bena na dłużej.
Wtedy Abul był wystraszony. Teraz najczęściej bywał tym znudzony. Gdy zapłakana Carol uciekła do łazienki, przyszło mu do głowy, że na pewno nie zrobiła interesu życia wiążąc się z Benem Ryanem. Choćby sama uważała inaczej.
Benny przestał się śmiać, tępo wpatrywał się w przestrzeń. Abul po cichu wyszedł z pokoju i wrócił do kuchni. Wysączył filiżankę kawy, a dwadzieścia minut później dołączył do niego Benny, już ubrany i w jowialnym usposobieniu.
Kiedy do kuchni weszła Carol, pociągając jeszcze nosem, Benny popatrzył na Abula i wzruszył ramionami.
– Co się z nią dzieje?
Abul nie odpowiedział. Nie wiedział, co powiedzieć.
– Te kretyńskie baby… – mruknął Benny. – Kto je zrozumie?
Dalej pił kawę i nawijał, jakby nic niezwykłego się nie wydarzyło. Abul był zadowolony, że „pół godziny świra” się skończyło.
Aż do następnego razu oczywiście.
Rozdział 11
Tommy i Joss pakowali bagaże do samochodu. Tommy wracał do Liverpoolu, aby zająć się sprawami, które wymagały jego osobistego nadzoru. Maura w gruncie rzeczy odczuwała ulgę, choć się z tym nie zdradziła. Tydzień z Tommym jakoś znosiła, ale potem zaczynał ją irytować. Była samodzielną kobietą i miała swoje nawyki.
Pamiętała, że Michael też był typem samotnika, jednak wcale jej to nie pocieszało. Mawiał, że samotne życie staje się nałogiem, z którym trudno zerwać. Teraz zrozumiała, co miał na myśli. Wspaniale jest robić to, na co ma się ochotę i kiedy ma się ochotę, bez uzgadniania tego z kimś innym. Nawet z Terrym było czasami ciężko, bo miał swój ustalony tryb życia i nie lubił, gdy coś go zakłócało. Ale nie pora myśleć teraz o Terrym.
Joss pocałował ją i przytrzymał w niedźwiedzim uścisku, któremu się poddała. Bardzo lubiła tego olbrzyma. Czuła zapach Paco Rabanne, jego wody po goleniu. Naszło ją wspomnienie nieżyjącego brata, Geoffreya. Też używał tej wody. Szybko odcięła się od przeszłości. Geoff gryzie ziemię. Sama się do tego przyczyniła, kiedy zdradził Michaela.
Tommy wyrwał ją z objęć Jossa i namiętnie pocałował. Odczekała chwilę na podjeździe, machając im na pożegnanie.
Będzie jej brakowało Toma, ale nie za bardzo. Osaczały ją problemy, pragnęła samotności. W przeciwieństwie do Michaela, nigdy z nikim nie dzieliła się swoimi kłopotami, nawet z Terrym. Zwłaszcza sprawy biznesowe wolała przemyśleć sama.
Tony Dooley Junior robił jej w kuchni herbatę. Podziękowała mu i poszła do swojego gabinetu popracować. Sprawdziła pocztę głosową i dowiedziawszy się, że ma dwanaście wiadomości, znudzona i roztargniona siadła do ich odsłuchiwania.
Dzisiaj praca jej nie interesowała. Nie mogła się skupić, i to ją denerwowało. A na głowie miała problemy z Vikiem.
Zapatrzyła się na ogród za oknem. Był nieskazitelnie utrzymany, co ją cieszyło. Wypielęgnowane trawniki z idealnie zadbanymi klombami w porównaniu z zapamiętanym z dzieciństwa zachwaszczonym ogródkiem. Nienawidziła tamtej biedy i cokolwiek by myśleć o Michaelu, robił wszystko, żeby wyciągnąć rodzinę z nędzy. Tak samo ona, chociaż czasami zastanawiała się, dlaczego jeszcze się o to martwi. Cała ta sprawa z Vikiem dała jej w kość. Miała dość przemocy, za dużo było tego w jej życiu. Zapaliła papierosa i głęboko się zaciągnęła, uśmiechem dziękując Tony’emu, który przyniósł dzbanuszek z herbatą.
Gdy została sama, nalała sobie herbaty i dopaliła papierosa. Ale jej myśli znowu powędrowały do Geoffreya. Wyobraziła sobie, że jest tu przy niej. Zdarzało się jej to czasami. Czuła, że jej przebaczył, i po tych wszystkich latach ona też chciałaby móc przebaczyć jemu. Ale Geoffrey zdradził Michaela, wystawił własnego brata na łaskę i niełaskę IRA, nie mógł popełnić gorszego grzechu. Miała też trudności z wybaczeniem matce udziału w tym wszystkim. Sarah znalazła dokumenty, które przechowywał Geoff, i przekazała je policji, naiwnie wierząc, ze jeśli Maura wyląduje w więzieniu, chłopcy zejdą z przestępczej drogi. Akurat. Do pewnego stopnia mogła zrozumieć dziecinne rozumowanie matki, ale nigdy nie zdoła pojąć zachowania Geoffreya. Zawiść to bardzo destrukcyjna siła.
Przyszła jej na myśl Carla. Pod wieloma względami przypominała Geoffreya. Nigdy nie było wiadomo, o czym myśli. Postrzegało się ją w jednym wymiarze, a miała różne oblicza co Maura uświadomiła sobie dopiero niedawno.
Poczciwa Carla, zawsze z przyjaznym uśmiechem i ręką wyciągniętą do pomocy, ostatnio zrobiła się dziwnie tajemnicza, a do tego potrafiła wierzgnąć jak oślica, jeśli coś nie szło po jej myśli. Jak choćby awantura z tego powodu, że Maura nie zgodziła się dawać jej więcej pieniędzy na bieżące wydatki. Dwa tysiączki miesięcznie i żadnych opłat, a ona uważa, że nie może z tego wyżyć! Wypłakuje się przed bratem i ojcem. Ale z drugiej strony do tej pory nikt jej nigdy niczego nie odmawiał. Przez całe życie podawano jej na talerzu, co tylko chciała. Na złotym talerzu. Czy rzeczywiście dobrze się przysłużyli Carli tą nieustającą hojnością? Mieszkała w domu, który jej dali, i trwoniła bez opamiętania ich pieniądze.
Odpędzała te myśli, wywołane przypuszczalnie urazą z powodu zachowania Carli wobec Toma. Poczuła się zawstydzona. Carla była ostoją w jej życiu. Maurę rozbawiło, że z jej powodu staje się na stare lata psem ogrodnika. Tommy bezsprzecznie należał do niej i jeśli Carla się w nim zadurzyła, było to zabawne i smutne, ale niegroźne.