– Laptopa? To coś nowego.
Carol była bliska płaczu.
– Błagam, Ben, nie teraz.
Do holu wszedł wysoki przystojny blondyn o atletycznej budowie. Benowi nie przypadł do gustu od pierwszego wejrzenia.
– Coś nie tak, stary?
Benny potrząsnął głową.
– „Coś nie tak, stary?”. Tylko tyle masz mi do powiedzenia, kiedy przychodzę do własnego domu i znajduję cię tu z moją dziewczyną?
Chłopak zbladł ze strachu.
– Spoko, chwileczkę…
Carol wiedziała, co się święci.
– Idź do domu, Paul. Po prostu idź do domu, nie ma z nim dyskusji, kiedy jest w takim nastroju.
Benny nie wierzył własnym uszom. Jak śmiała odezwać się tymi słowami i tym tonem?
– Czy się nie przesłyszałem? – wycedził.
Paul przeszedł przez hol. Przy drzwiach wejściowych odwrócił się i zapytał Caroclass="underline"
– Jesteś pewna, że poradzisz sobie sama?
Gdy dostał w bok paralizatorem, padł na podłogę jak worek kartofli. Benny zaczął kopać nieprzytomnego chłopaka. Wrzaski Carol ściągnęły Abula. Odciągnął Bena od ofiary i wepchnął go do kuchni.
– Przestań, Ben! Przestań, do kurwy nędzy, ktoś może wezwać gliny.
Zaniepokojony głośnymi krzykami przerażonej Carol Abul przyciskał przyjaciela do piersi, próbując go uspokoić.
– Carol to dobra dziewczyna. Wiesz o tym. Stracisz ją, jak nie skończysz z tymi napadami zazdrości. Wyluzuj wreszcie, pogłówkuj trochę.
Benny trząsł się z wściekłości, która jeszcze nie znalazł ujścia.
– Zajebię i jego, i ją. Jeśli odkryję, że sobie ze mną pogrywa, odetnę jej głowę.
– Porąbało cię, Ben? Ile koki dzisiaj wciągnąłeś, co? Przez to robisz się gorszy niż jesteś, a i bez tego pojebany paranoj z ciebie. Idź tam i ugłaskaj dziewczynę, jest w strasznym stanie.
Kumpel mówił nie od rzeczy, ale Benny nadal nie mógł pogodzić się z faktem, że zastał Carol sam na sam z innym mężczyzną.
– Dlaczego to zrobiła? Wie, jaki jestem.
Abul wziął głęboki wdech, zanim odpowiedział.
– To normalna dziewczyna, Benny, nie ukryjesz jej przed facetami, którzy chodzą po tym pieprzonym świecie. Nawet ty jej nie ukryjesz.
Żałosne zawodzenie Carol zaczęło wreszcie docierać do uszu Bena. Uwolnił się z uścisku Abula i wyszedł do holu. Objął Carol ramieniem i już spokojnie poprowadził ją do sypialni.
– Przepraszam, Cal. Niech mnie pokręci, żałuję. Nie mogę sobie poradzić… za bardzo cię kocham. Szaleję za tobą. Obiecuję, że wszystko naprawię, przyrzekam, wszystko będzie dobrze.
– Nie zniosę tego więcej, Benny. Znam Paula od urodzenia, to najlepszy kumpel Trevora. Chodzi z moją siostrą. Co ja powiem mojej rodzinie, kiedy się o tym dowiedzą? Wiesz, jaki jest mój ojciec. Wpadnie w szał.
Benny już miał chlapnąć, że najchętniej wysłałby jej ojca i całą jej pieprzoną rodzinę w kosmos, ale się pohamował. Powiedział tylko:
– Dopilnuję, żeby Paul nie pisnął ani słowa, OK? Przeproszę go, postawię mu drinka, zrobię tak, żeby nikomu nic nie mówił. Przyrzekam, że to będzie załatwione.
Wpatrzona w jego przystojną twarz Carol zastanawiała się, dlaczego nie może przestać kochać tego dzikiego faceta. Ale kiedy byli razem, tylko we dwoje, był zupełnie inny, czuły i kochający. No, w każdym razie często taki był.
– Ben, czy on jest ciężko ranny?
Kiedy zadała to pytanie, wiedział już, że wygrał, i przytulił ją mocno.
– Oczywiście, że nie. Nic mu nie jest.
Słyszał, jak w holu Abul pomaga tamtemu wstać i miał nadzieję, że chłopak nie jest zanadto poturbowany.
– Obiecaj mi, że z tym skończysz. Proszę, Ben, obiecasz mi, że z tym skończysz? Zwłaszcza teraz, kiedy…
– Będziemy mieć najwspanialsze wesele, zobaczysz.
– Nie tylko o wesele chodzi, Ben. Jestem w ciąży.
Jego twarz rozjaśniła się radością, więc mocno zabiło jej serce, choć wolałaby mu o ciąży powiedzieć w innych okolicznościach, a nie po akcie brutalnej przemocy w ich własnym domu. Wyobrażała sobie wcześniej, że mówi mu o tym, gdy szczęśliwi trzymają się w objęciach.
– Dziecko, Cal? Prawdziwe?
Kiwnęła głową.
– Płaczące, krzyczące, najprawdziwsze.
Przytulił ją mocno, ale nagle rozluźnił uścisk.
– Przepraszam, Cal, nie chciałem cię tak mocno przycisnąć.
Uśmiechnęła się smutno.
– Nie pokruszę się, Ben. Tylko nie narażaj mnie na takie wstrząsy teraz, kiedy jestem w ciąży. Nie powinnam się bać i stresować…
Jej glos drżał od wstrzymywanych łez, więc w porywie czułości wziął ją na ręce i ułożył delikatnie na wielkim, podwójnym łóżku. Wybiegł potem do holu i usłyszała, jak pokornie przeprasza Paula i prosi go o zachowanie tajemnicy. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu jego pełen skruchy głos sprawił, że zrobiło jej się jeszcze bardziej smutno. Rozglądając się po dużej, pięknej sypialni, poczuła, że ten luksusowy bungalow jest niczym więzienie, z którego teraz, nosząc w sobie jego dziecko, nie będzie mogła już nigdy uciec.
– Z dzisiejszego wieczoru nic dobrego nie wyniknie, mówię ci, Dennis.
Głos Marge był donośny i kategoryczny jak zwykle, a jej mąż złapał tylko za autopilota, bo nie miał zwyczaju z nią polemizować.
– Jej matka robi to tylko po to, żeby wywołać rozróbę – dodała Marge. – Znam ją nie od dziś.
Krzątała się z właściwą sobie werwą po nowej kuchni w rustykalnym stylu, na twarzy miała swój przesadny jaskrawy makijaż, choć była dopiero dziesiąta rano, a jej bujne kształty skrywała długa powiewna tunika.
– Chodź do łóżka, Marge. Nie ma dzieci, wykorzystajmy te pół godzinki dla siebie.
Roześmiała się.
– To już nie jest najlepszy sposób na zamknięcie mi buzi, czas zrobił swoje, kochanie. Wołałabym raczej filiżankę herbaty. Boy George i ja, pomyśl, staruszku. Pasowalibyśmy do siebie, co?
Dennis roześmiał się. Kochał tę swoją puszystą żonkę. Nawet jej marudzenie było niczym muzyka dla jego uszu. Była lojalna i uwielbiał ją, mimo że ważyła ponad sto kilogramów i zużywała takie ilości cieni do powiek, że nie prześcignąłby jej w tym nawet Boy George, jej idol.
– Kocham cię, Marge.
Powiedział to z uczuciem, nie zdawkowo. Podeszła do niego i przytuliła się.
– I ja cię kocham, ty stary, łysy bałwanie.
Pocałowali się. Tak było zawsze, gdy byli ze sobą dłużej niż pięć minut.
– Pięćdziesiąt, powiadasz? Maura ma pięćdziesiątkę? Nie wygląda na tyle.
– Nie, nie wygląda, ale ona czuje te lata. Kocham ją i żal mi jej bardzo. Choć ma ciuchy, pieniądze i wielkie domy, nie ma tego, co my: dzieci i siebie nawzajem. Znam ją lepiej niż ktokolwiek inny, w jednej chwili pozbyłaby się tego wszystkiego, gdyby mogła mieć w zamian to, co my mamy.
Dennis dolał im jeszcze herbaty.
– Przecież ma teraz tego faceta Toma. Wydaje się, że on jest w porządku.
Marge wydęła wargi i prychnęła raczej jak koń niż dama.
– Nie lubię go, Den. Nie wiem dlaczego. Po prostu mu nie ufam. Dziwne, prawda? Powinnam się cieszyć, że Maura kogoś sobie znalazła, i cieszyłabym się, gdyby to był ktokolwiek inny, nie on.
– Ta twoja babska intuicja!
Pociągnęła łyk herbaty i usiadła przy wyszorowanym sosnowym stole, który zajmował centralne miejsce w jej nowej kuchni.
– Ciągle czuję się winna z powodu Terry’ego. Gdybyśmy jej z nim nie poznali, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej…
Głos jej się załamał, więc Denny ujął ją za rękę i ucałował pulchne palce.
– To było ponad trzydzieści lat temu.
– Och, nie przypominaj mi. Jak to możliwe, Den? Kiedy się tak zestarzeliśmy?
Roześmiali się.
– Nie wiem, po prostu starość jest podstępna. Zapakowałaś prezent dla Maury?
Kiwnęła głową.
– Oczywiście. Mam nadzieję, że będzie się jej podobał.
– Ja też. Kosztował niemało.
Marge machnęła ręką.