Umacniała się w tym przekonaniu coraz bardziej, wsiadając do swojego nowiutkiego mercedesa SLK i ruszając do domu.
Rozdział 9
Maura wybrała się do osiedla domków komunalnych w Essex, gdzie mieszkała żona Jamiego Hicksa. Miała znaleźć się w ich domu po raz pierwszy od wielu miesięcy. Kiedy Jamie, jeden z żołnierzy Ryanów, dostał swego czasu siedem lat za posiadanie broni, było dla niej oczywiste, że musi objąć Danielle opieką. Garry z kolei dbał o Jamiego.
Zawsze była w dobrych układach z Danielle i lubiła ją. Ta kiedyś ładna dziewczyna, z naturalnymi blond włosami, uśmiechnięta i beztroska, zbyt wcześnie wydana za mąż, wyrzucała z siebie dzieci w alarmującym tempie. Zmieniła się wkrótce we wrzaskliwą wiedźmę, która z trudem dźwigała nadmiar kilogramów i nadmiar obowiązków. Nie bez powodu Jamie pokazywał się w domu coraz rzadziej.
Maurę zdumiewało, jak wiele kobiet nie zdaje sobie sprawy, że dzieci wbijają klin między małżonków – tak jest w każdym razie, gdy dzieci jest dużo. Mężczyzna na ogół nigdy nie wyrasta z bycia dzieckiem i chce, żeby się nim opiekować. Kobieta z sześciorgiem dzieci na głowie nie ma chwili czasu dla siebie, a co dopiero dla swojego faceta. Maura westchnęła, wspominając, ileż to razy Danielle cierpiała z powodu romansów męża. Nawet zapuszkowany, kombinował z kobietami, kiedyś Danielle przyszła na widzenie jednocześnie z jakąś jego dziewczyną, która była w zaawansowanej ciąży i głośno opowiadała o miłości swojego życia. Danielle przyłożyła jej w szczękę tak jak wielu innym dziewczynom w czasie swojego małżeńskiego pożycia. Nawet sam Jamie miał się na baczności, kiedy ponosiły ją nerwy Danielle była wesoła, miła i zabawna, ale biada temu, kto nadepnął jej na odcisk. Wtedy stawała się przeciwnikiem, z którym trzeba było się liczyć. Mała, gruba, walcząca machina – zażartował kiedyś Garry i rzekł, że widział, by ją w ich rodzinnej firmie jako ochroniarza – było to po tym jak stanęła przed sądem za pobicie kogoś z opieki społecznej.
W gruncie rzeczy winą za to wszystko Maura obarczała Jamiego. Każdy dzień życia Danielle to była walka o przetrwanie. Jamie nie był hojny, przynajmniej nie dla żony. Musiała korzystać z pomocy społecznej, bo często znikał z domu. Wypuszczał się na długie wyprawy za dobrą dupą, jak nieraz chwalił się po pijanemu, a wtedy zupełnie zapominał o rodzinie. Kiedy w końcu przepity i bez grosza wtaczał się do domu, Danielle przygarniała go z powrotem.
Maura weszła do dwupoziomowego mieszkania – drzwi rzadko były tu zamknięte – i zawołała przyjaźnie:
– Wszystko w porządku, Danny! To ja, Maura.
Danielle zbiegła po schodach. Jak zwykle była zdyszana, i co Maura zauważyła z przykrością, w zaawansowanej ciąży.
– Witaj. Właśnie o tobie myślałam. Chodź na herbatę.
Maura weszła za nią do malutkiej kuchni i usiadła przy blacie, który służył do serwowania przez okienko potraw do salonu. Widziała stąd porozrzucane w nieładzie dziecięce rzeczy i zabawki. Meble były stare i zniszczone, co ją wkurzyło, bo Jamie przez lata dostawał od Ryanów całkiem pokaźne sumy i Hicksowie powinni mieszkać nie tutaj, ale w ładnie urządzonym szeregowcu. Bóg świadkiem, że Jamie mógłby kupić pięć takich za pieniądze, które u nich zarobił. Kawał łajdaka, kiedy go znajdzie, powie mu bez ogródek, co o nim myśli.
Stawiając na blacie obtłuczony kubek z mocną herbatą, Danny zapytała wesoło:
– To gdzie jest ten drań? Wysłał cię, żeby wybadać grunt?
Radość w jej głosie spowodowała, że Maura poczuła się niezręcznie. Danny widać nadal wyczekiwała na tę kupę gnoju, momo że ściągnął ją tak nisko, w takie otoczenie, a potem zostawił, nie przejmując się ani nią, ani dziećmi.
Pociągnęła łyk gorącego płynu, po czym odrzekła:
– Miałam nadzieję, że to ty mi powiesz, gdzie on jest.
Danny spojrzała na nią z niepokojem.
– A Garry? On zawsze wie, gdzie szukać tego pijaka.
Jeszcze się uśmiechała. Nie traciła nadziei, że usłyszy to, co chciałaby usłyszeć. Maura wyczuwała jednak, że tę udręczoną kobietę ogarnia panika i zrobiło jej się przykro. Mogłaby nad nią zapłakać.
Potrząsnęła głową.
– Wszystko wskazuje na to, że ostatnio gra do innej bramki.
Na okrągłej twarzy Danny pojawiła się udręka i strach. Była na tyle inteligentna, żeby się zorientować, że Jamie musi siedzieć po uszy w gównie, skoro Maura osobiście go poszukuje.
– Co to znaczy? – zapytała pełna obaw.
– To, co mówię. Spiknął się z Vikiem Joliffem. Widziano ich wczoraj razem w „Le Marais”. Wygląda na to, że już nie jesteśmy dla niego dość dobrzy. Garry i ja chcemy zamienić z nim słówko, wyjaśnić sobie parę spraw.
– Jakich?
– Takich jak to, czego ten pieprzony Vic od niego chce.
Danny poczuła, że zamiera jej serce. W co Jamie wpakował ją tym razem? Miała przez niego nieustające kłopoty: dziewuchy, niektóre z dziećmi, faceci ściągający długi, gliny. Ale jeszcze nigdy nie groziło jej prawdziwe niebezpieczeństwo – aż do tej chwili. Do chwili, gdy Maura, z którą zawsze się dogadywały, usiadła w jej kuchni i spytała, gdzie jest ten drań. I gdy dała jej do zrozumienia, choć nie wprost, a subtelnie, że tych parę funtów, które regularnie co tydzień dostawała, przestanie napływać, skoro Jamie wybrał wrogą firmę. Wystrzeliłaby tego łajdaka w kosmos, gdyby tylko wpadł jej w ręce. Instynktownie przyłożyła dłonie do wielkiego brzucha.
– Nie widziałam go, Maura. Myślałam, że przyszłaś mi powiedzieć, że wraca do domu.
Zaczęła płakać bezgłośnym płaczem bez łez, tym bardziej wstrząsającym, że był taki przerażająco cichy.
Wiedząc, że Danny zawsze pali w ciąży, Maura podała jej już przypalonego papierosa. Danielle przyjęła go chętnie i wypaliła prawie do końca, zanim się odezwała.
– Dupek. Czasami go nienawidzę, wiesz? Wchodzi i wychodzi, jakby tu był jakiś hotel. Wykorzystuje mnie, a potem nagle zabiera się i znowu znika, nie interesując się, jak sobie radzę. A teraz jeszcze straciłam te parę funtów, które Garry podrzuca mi co tydzień. Jak ja przeżyję bez tych pieniędzy, Maura? Nie dam rady. Tyle mam do płacenia, bo i pożyczki, które zaciągnął na święta, i miałam tu wczoraj wizytę Trevora Tanksa ścigającego go za długi hazardowe. Groził mi, i w ogóle. Straszył, że mnie porznie nożem, jeśli nie powiem mu, gdzie jest Jamie. Na szczęście wszedł na to mój mały Richie, więc nijako mu było robić mi krzywdę na oczach dziecka. Trevor nie jest złym facetem, po prostu chce odzyskać forsę. A teraz dowiaduję się jeszcze, że przez tego pieprzonego Jamiego, tej dwulicowej kupy gówna, tracę i forsę, i waszą ochronę!
Maura pozwoliła jej wyrzucić to wszystko z siebie. Danny musiała się rozładować.
– Znowu był u mnie w zeszłym tygodniu pracownik z opieki społecznej. Mój najstarszy, Petey, pobił w szkole innego pieprzonego chłopaka, coś mu złamał, do tego zwędził motor i zwymyślał glinę. Powiedziano mi, że mam z nim iść do sądu za dwa tygodnie, akurat tego samego dnia ma się rodzić to maleństwo. Mówię mu: „Petey, z twoim nazwiskiem jesteś naturalnym celem dla gliniarzy”. Ale on uważa, że jego pieprzony ojciec to gość z jajami. Chłopcy tacy są, no nie?
Rozpłakała się na dobre, aż się zanosiła. Maura objęła ją czule ramieniem.
– Pieniądze nie przestaną przychodzić, obiecuję. Ale ty też musisz mi w zamian coś obiecać. Jeżeli Jamie się pojawi, natychmiast mnie zawiadomisz. Lepiej, żeby porozmawiał ze mną niż z Garrym albo Bennym. Oni ostrzą sobie na niego zęby. Rozumiesz, co mam na myśli, prawda? Nie mów mu, że chcesz do mnie zadzwonić, kotku, tylko po prostu po cichutku daj mi znać.