Joss spojrzał na niego i potrząsnął głową.
– Nie podoba mi się to wszystko, panie Stern. Naprawdę mi się nie podoba. Maura jest w porządku i nie zasługuje na taką zemstę, cokolwiek Tommy o tym myśli. Ten jego chłopak sam się prosił o kłopoty. Spójrzmy prawdzie w oczy, kiedyś musiało się to tak dla niego skończyć.
Jack nie czuł już złości, tylko paraliżujący strach.
– Ten Rifkind to dwulicowy dupek. W co ja się wpakowałem.
– Sam sobie odpowiedz, panie Stern. Bardzo się o to prosiłeś, więc masz.
Jack popatrzył na Jossa wrogo i zaskrzeczał:
– Odpierdolcie się wszyscy ode mnie, dobrze?
Joss wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu.
– Trzeba było wcześniej myśleć. Bo smutny będzie tego koniec, wspomnisz moje słowa.
Jack doszedł już trochę do siebie.
– Nie wątpię w to – odparł. – Pytanie tylko, kto smutno skończy?
Udawał spokój, choć wcale go nie czuł. Joss znowu wyszczerzył zęby.
– Nie trzeba być pieprzonym Einsteinem, żeby się nad tym długo nie głowić. Mam nadzieję, że poza tym jest pan czysty, panie Stern, bo jeśli Ryanowie nas nie dorwą, zrobią to gliny. Na wyjście z tego bez guza mamy takie same szanse jak śnieżynka w piekle, i obaj doskonale o tym wiemy.
Jack nic na to nie odpowiedział.
Wychodząc z warsztatu, Joss kopnął przykryte czarnym plastikiem paczki, ustawione pod ścianą. Było ich ze trzysta, a w każdej dobry kilogram czystej kokainy.
– Jest tu dość koki, żeby nas posłać za kratki do końca naszego żywota. Zabierz ją stąd, zanim gwizdną ją Ryanowie. Założę się, że już o niej wiedzą.
Tommy czekał na niego w samochodzie.
– Dokąd, szefie?
Głos Jossa był chłodny. Zażyłość między nimi słabła z każdym dniem.
– Przecież wiesz.
– A jeśli cię tam zobaczą, to co?
Tommy zaśmiał się.
– A co, jeśli spadnie jakaś pieprzona bomba? A co, jeśli nastąpi powtórne przyjście Chrystusa? Zamkniesz w końcu tę swoją, pieprzoną jadaczkę i ruszysz?
Joss ruszył.
Kiedy Maura wróciła do siebie, zastała w domu Tony’ego Dooleya Seniora. Padli sobie w ramiona.
– Tak mi przykro, Tone, tak strasznie przykro.
– Wiem, Maws. To ryzyko zawodowe. Był dobrym chłopcem.
Walczył z napływającymi do oczu łzami. Był uderzająco podobny do syna. Maura kochała go jak brata. Był jej pierwszym ochroniarzem, a potem wyszkolił najstarszego syna, by przejął po nim posadę. Mógł sobie pogratulować godnego następcy.
– Miał szybką śmierć?
Kiwnęła głową.
– Tak myślę. Był czujny. To musiał być ktoś, kogo znał. Tony potrafiłby wywęszyć niebezpieczeństwo. Miał nosa do takich rzeczy.
– Przejmę jego obowiązki, dopóki kogoś nie znajdziesz, dobrze?
– Jesteś pewien?
Jeszcze raz ją uścisnął.
– Oczywiście, Maura. Powiedziałem jego matce i dziewczynie, że wpadł pod samochód. Nie chciałem zwiększać ich rozpaczy.
Ze zrozumieniem pokiwała głową.
– Naleję brandy, dobrze nam zrobi.
– Czy to robota Joliffa? On odważył się pozbawić moje wnuki ojca?
Przytaknęła.
– Będzie miał wojnę, jakiej jeszcze nie toczył. Pozostali moi synowie i wszyscy krewni są w gotowości.
Westchnęła z ulgą. Słowo „krewni” oznaczało wszystkich, czarnoskórych w Brixton, Tulse Hill i Norwood. Było to mnóstwo ludzi.
– Powiedz im, żeby do mnie przyszli, a wciągnę ich na listę płac. Ten, kto przyprowadzi Joliffa żywego, dostanie okrągły milion w gotówce.
Tony kiwnął głową z zadowoleniem. Syn był dla niego wart więcej, ale nagroda była przyzwoita. Mocny bodziec. Podała mu brandy.
– Dobry był dzieciak z tego mojego Tony’ego, cholernie dobry dzieciak.
Trzymał Maurę w ramionach, gdy płakała. Po raz pierwszy widział u niej łzy. Stała się w jego oczach najbardziej kobiecą kobietą ze wszystkich, jakie dotąd spotkał. Opłakiwała jego syna i było to dla niego stokroć więcej warte od czegokolwiek innego.
Carla uśmiechała się lubieżnie, gdy Tommy wsuwał się do niej do łóżka. Była szczęśliwa, że znowu z nią jest. Od pierwszego razu, kiedy ją pocałował, a ściślej rzecz biorąc, kiedy to ona pocałowała jego, był dla niej jak narkotyk. Pragnęła jego ciała, jego dotyku. Nie przejmowała się swoimi wujami ani ciotką, której odbierała kochanka. Taki układ dodawał całej sprawie pikanterii. Nie pamiętała, by kiedykolwiek czuła choćby cień takiej fascynacji facetem jak obecnie. Zupełnie oszalała z miłości.
Nawet przez myśl jej nie przeszło, że Tommy może się nią tylko bawić.
W żadnym wypadku, nigdy.
Rozdział 13
– Kto to zrobił? Bardzo chciałbym wiedzieć. Ja pierdolę, widać w tym rękę zawodowca, bez dwóch zdań. Ruchliwa ulica i nikt niczego nie zauważył. Szczerze mówiąc, jestem pod wrażeniem.
Lee nie ukrywał podziwu dla zabójcy Tony’ego Juniora, co rozdrażniło pozostałych. Maura uważnie obserwowała ich wszystkich. Musiał być w to zamieszany ktoś z jej najbliższego otoczenia. Była zdruzgotana tym, że zaczyna podejrzewać kogoś z obecnych tu w pokoju, kogoś z własnej rodziny. Wewnętrzny głos podszeptywał, by nie zapominała, co kiedyś zrobił Geoffrey. Ale tym razem nie może tak być. Ufała tym mężczyznom, ręczyłaby za nich własnym życiem. A jednak musiał to być ktoś, kogo Tony Dooley Junior znał i komu ufał. Był najlepszy z najlepszych i dlatego pracował dla Maury. Wielokrotnie próbowano go podkupić, taki był dobry. To ją jednak cofało do punktu wyjścia.
Tony znał swojego zabójcę, znał go dobrze. Czy gdyby było inaczej, ktoś mógłby podejść do niego na tyle blisko, by go zamordować?
– Kapelusze z głów, panowie… – mruknął Lee.
Jego całkiem jawne uznanie dla tych, który wykonali tę brudną robotę, zaczynało Maurę wkurzać.
– Może się w końcu zamkniesz? – warknął Garry. Kiedy ich dopadniemy, pozwolę ci obciągnąć im fiuta, w porządku? Zanim ja wyrwę im jaja. Miał tupet sukinsyn, kimkolwiek jest. To nie mógł być sam Joliff, bo Tony podniósłby alarm. A więc kto? Musiał to być ktoś, kogo Tony znał. I ten ktoś go udusił. Czy znamy kogoś, kto pasuje do takiego portretu?
Wyraził głośno ciche podejrzenia Maury, mogła się zresztą tego po nim spodziewać. Potrafił myśleć analitycznie, choć czasami zachowywał się jak stuprocentowy świr.
Zobaczyła szok malujący się na ich twarzach, gdy uświadomili sobie sens tego, co powiedział. Benny zsiniał z gniewu.
– To chyba jakiś kiepski żart?
Garry potrząsnął głową.
– Nie. Pomyśl tylko: Tony był jednym z najlepszych. Nie dałby się podejść pieprzonemu Joliffowi i nie pozwoliłby mu zbliżyć się do Maury. A więc musiał to być ktoś, kogo znal.
– A dokładniej ktoś, komu ufał.
Głos Maury był cichy, kiedy wypowiadała te słowa, co nadało jej słowom silniejszą wymowę.
– No to świetnie. Do tego wszystkiego mamy jeszcze pieprzonego zdrajcę we własnym gronie. Tak jak kiedyś, nie?
Benny, jeszcze posiniaczony i obolały, wymazał na razie z pamięci ostre spięcie z Garrym. Teraz przede wszystkim był Ryanem.
– Ale kto? Kto to może być, do kurwy nędzy? – zapytał z przejęciem piętnastolatka.
– Właśnie tego musimy się dowiedzieć. Od tej pory spotkania rodzinne są zamknięte, zgoda?
Wszyscy kiwnęli głowami.
Abul wiedział, że zostaje z tych spotkań wykluczony, ale uznał, że jakoś sobie z tym poradzi. Nikt co prawda nie popatrzył wprost na niego. Ale też nikt się nie odezwał. Milczeniem wyrazili swoją aprobatę.
W końcu Roy, który również brał udział w spotkaniu, przymknąwszy oczy, powiedział:
– Czuję się już znacznie lepiej i mogę przejąć od was część obowiązków. Oczywiście jakieś mniej ważne sprawy… Maura uśmiechnęła się do niego ciepło. Zawsze był jednym z jej ulubionych braci.