Justin słuchał tego, śmiertelnie przerażony. Nie mógł wiedzieć, że to wszystko było elementem zaplanowanej strategii zastraszania.
Mężczyźni, klnąc, wyciągnęli go z bagażnika, po czym kopiąc i okładając pięściami wprowadzili z powrotem do domu. przeszukali całą willę od piwnicy po dach. W końcu wepchnęli Justina na tylne siedzenie samochodu i razem z nim odjechali.
Siedział spokojnie, już całkiem zobojętniały, a dwaj bracia nadal się kłócili w drodze do Pollensy.
Maura jeszcze długo po wyjściu Irlandczyka leżała na kanapie w szoku, niemal bez czucia. Nie mogła zebrać w sobie dość energii, żeby wstać. Zdrada Toma była nie do zniesienia. Gorsza jeszcze była świadomość, że ją ośmieszył. Dbała o swój wizerunek i szczyciła się nim. W jej świecie był ważny. Tu nikt nie miał prawa dać się wystrychnąć na dudka. Będzie musiała patrzeć w oczy ludziom, którzy wiedzą, że sypiała z Rifkindem, podczas gdy on spiskował przeciwko niej z Vikiem Joliffem i w dodatku pieprzył się z jej bratanicą.
Zakryła twarz dłońmi. Nawet w gęstniejącym mroku miała wrażenie, że widać, jak zaczerwieniła się z upokorzenia.
Czy aż tak brakowało jej męskiego dotyku, że dała się oszukać temu krętaczowi? Co było z nią nie tak? Czy samotność po utracie Terry’ego uczyniła ją na tyle ślepą, że nie przejrzała Toma Rifkinda? Garry i Lee zamordowali jego dziecko. Jak mogła uważać, że jej związek z Tomem ma szanse? Czyżby traciła ostrość spojrzenia?
A teraz jeszcze wplątali się w to wszystko Irlandczycy. W przeszłości wchodziła z nimi w układy, ale za każdym razem wiązało się to z jakimś ciężkim przeżyciem. Nadszedł chyba właściwy moment, żeby oddać ster w ręce braci, a samej używać życia.
Ale czego można oczekiwać od życia w jej wieku, męża, bez dzieci? W ostatecznym rozrachunku co tak na prawdę miała?
Dobre domy, dobre samochody i dobre ciuchy.
A dobrych przyjaciół?
Miała kilkoro prawdziwych przyjaciół, przede wszystkim Marge. Miała też Carlę, którą traktowała jak własne dziecko ale to się skończyło. Zamknęła się też ta karta w jej życiu kiedy miała męża i kochanka w osobie Terry’ego. Od jego śmierci starała się o nim nie myśleć, żeby poczucie winy nie doprowadziło jej do obłędu. Teraz, jak niegdyś Michael, odkrywała, że wszystko było na próżno. Że całe jej życie było pozbawione sensu.
Powstrzymywała łzy napływające do oczu. Niejedno gorzkie doświadczenie miała za sobą i nauczyła się, że płacz niczego nie rozwiązuje. Postanowiła wstać, ale okazało się, że to zbyt duży wysiłek. Położyła się więc z powrotem i rozpłakała jak nigdy dotąd w życiu.
Był to nieutulony, spazmatyczny płacz – tym bardziej wstrząsający, że niemal bezgłośny. Rozpaczliwe ciche łkanie uśmierzające straszliwy ból, który ją wyniszczał.
Wreszcie się uspokoiła. Leżała na kanapie, wspominając Terry’ego i chwile, gdy byli razem. Jak kochał ją w ciemności, jakby była jedyną kobietą na świecie. Wspominała wspólnie spędzane wakacje, wspólne posiłki. Rozmowy o jej dzieciństwie i rodzinie. Żył dla niej, a potem przez nią zginął, bo przed sześciu laty dała się znowu wciągnąć do gry.
Gdyby tamtego dnia nie odpowiedziała na telefon Roya, który domagał się jej interwencji, nadal byliby razem, ciesząc się swoim domem i spokojnym życiem.
A jednak z własnej woli odwróciła się od niego. Zrobiła to dla rodziny. To rodzina była zawsze przyczyną konfliktów między nimi. Ale czy mogła postępować inaczej? Potrzebowali jej wtedy, tak jak i teraz potrzebują. Zawsze była głosem rozsądku, wolałaby jednak nie ciągnąć tego wózka dalej.
Otworzyły się drzwi pokoju i w półmroku zobaczyła kobiecą postać. Natychmiast się podniosła.
– Że też miałaś czelność przyjść tutaj, Carla.
Za bratanicą stał Tony Dooley Senior.
– Próbowałem ją zatrzymać.
Maura przejechała dłonią po twarzy, ścierając ślady łez przed zapaleniem światła.
– W porządku, Tone. Poradzę sobie z tym.
Wyszedł z pokoju, a Carla powiedziała cichutko:
– Przykro mi, Maws.
Maura włączyła lampę obok krzesła.
– Jest ci przykro? I to ma wystarczyć, żeby wszystko naprawić?
– Oczywiście, że nie. Nie wiem, co we mnie wstąpiło…
– Tommy Rifkind cię opętał, tak?
Carla wyglądała równie źle jak ona sama i Maura pomimo złości poczuła dla niej odrobinę współczucia, uświadamiając sobie, że bratanica nie otrzymała od życia prawdziwej szansy. Nie miała jednak zamiaru litować się teraz nad nią. Była przebiegłą dziwką, która poszła do łóżka z jej facetem i zrobiła to bez chwili zastanowienia. Dziewuchą, która od lat żyła na jej koszt i ani razu za to nie podziękowała. Ani razu. Brała wszystko, co Maura miała do zaofiarowania, jakby to jej się należało. No i należało się, bo była rodziną, a rodzina to przecież wszystko.
Ale już się nie należy.
– Proszę cię, Maura, pozwól mi wszystko wyjaśnić.
Potrząsnęła głową.
– Odchrzań się!
Carla z niedowierzaniem patrzyła na ciotkę. Takiej jej jeszcze nie znała. Wściekłość w głosie Maury uświadomiła Carli, że ciotka nie zamierza jej słuchać, cokolwiek powie.
– Błagam cię, Maws… – spróbowała tonu zranionej dziewczynki. W przeszłości to działało.
Maura uniosła dłonie do twarzy i westchnęła.
– Powiedziałam, żebyś się odchrzaniła. Wynoś się.
Było to powiedziane zimno i kategorycznie, więc Carla ze zgnębioną miną odwróciła się do drzwi. Dotąd myślała o Maurze jako o swojej ciotce, teraz miała do czynienia z Maura Ryan głową rodziny. Ogarnął ją strach. Wszyscy wiedzieli, że to Maura stała za śmiercią Geoffreya. Carla wystraszyła się nie na żarty. Przypomniała sobie, co mówiła babcia: że Maura jest twarda i nigdy nie pozwoli, by ktoś z nią wygrał. Ruszyła więc do wyjścia, z ciężkim sercem i świadomością, że jej dotychczasowy świat legł w gruzach.
– Aha, Carla…
Odwróciła się do ciotki z nadzieją, że może drgnęło jej serce.
– Nie przychodź tu więcej. Masz tydzień na opuszczenie domu.
Carla była zszokowana.
– A co z Joeyem… z moimi rzeczami?
Maura miała ochotę parsknąć śmiechem. Cała Carla, pyta, co z nią będzie, jakby było oczywiste, że dla niej zawsze robi się wszystko.
– To twój problem, kotku – odparła. – Powinnaś pomyśleć o tym wcześniej. A może widziałaś już siebie jako panią domu u Toma Rifkinda w Liverpoolu?
Był to celny cios.
– Wiesz, Maura, nie mogę uwierzyć, że mi to robisz.
Z twarzą naznaczoną rozpaczą i wspaniałymi rudymi włosami błyszczącymi w świetle bardzo przypominała Janine. Była piękną kobietą i Maura nadal ją kochała, chociaż jej nie lubiła.
– Ja ci coś robię? Krzywdzę cię? Miałam ci pozwolić drwić sobie ze mnie? A może powinnam dać ci Toma na tacy, tak jak dawałam wszystko inne?
– Miałam na myśli to, że zabierasz mi mój dom.
Maura prychnęła.
– Twój dom? Mój dom, chciałaś powiedzieć. Jest moją własnością, a ty mieszkałaś w nim za darmo. Gratis. Po prostu zabieram to, co jest moje, skarbie.
– Ale co ja mam teraz ze sobą zrobić?
Żałosna nuta w jej głosie znowu rozbawiła Maurę.
– Znajdź pracę, to pierwsze, co mi przychodzi do głowy, dobrze by ci to zrobiło. Zarób na swoje utrzymanie.
Zaśmiała się głośno.
– A może powinnaś się zarejestrować jako bezrobotna? Bo raczej nie jesteś wyrywna, jeśli chodzi o pracę. Opłacałam ci nawet sprzątaczkę, bo inaczej twój dom wyglądałby jak sracz. Albo może byłabyś hostessą w klubie? Wyglądasz i zachowujesz się tak, że pewnie byś się podobała klientom. Chociaż nie, jesteś trochę za stara jak na ten zawód.
Wycelowała palcem w bratanicę.
– Jesteś leniwą dziwką i lepiej weź się za siebie i swoje sprawy. Ja nie będę już więcej tego za ciebie robić. A teraz spieprzaj już, dwulicowa krowo.