Czuła się skrzywdzona i była zrozpaczona – słyszał to w jej głosie.
– Kochałem go, Lizzie, wiesz, że tak było.
Wiedział jednak, jak niewiarygodnie brzmią jego słowa. Wytarła nos wnętrzem dłoni i wtedy dostrzegł na nadgarstku ślady po samobójczej próbie. Chwycił jej rękę, przekręcił i popatrzył na czerwone blizny.
– Jezu, Lizzie…
Zaśmiała się i przez moment dojrzał w niej dziewczynę, jaką niegdyś była. Dwadzieścia lat temu wyglądała wystrzałowo, mężczyźni uganiali się za nią. Dla niej jednak nikt poza nim się nie liczył – wiedział o tym doskonale. Zamknął jej drogę do normalnego życia, bo nikt nie śmiałby jej nawet dotknąć – należała do Toma Rifkinda, była naznaczona. Nawet kiedy już się ostatecznie rozeszli, nadal żyła z przekleństwem jego nazwiska i z jego dzieckiem. Nikt by się nie poważył wziąć sobie na głowę jego eks-dziewczyny z dzieckiem. Dlaczego ich stąd nie wyrwał, nie dając ani jej, ani chłopcu szansy na lepsze życie?
Musiał w końcu przyznać sam przed sobą, że jest egoistą. Nigdy nie było inaczej. Dlatego właśnie znalazł się teraz w takim położeniu. Coś mu podpowiadało, że tonie, a nie widział dla siebie deski ratunku. Odrzucił złe myśli. Wykaraska się z tarapatów. Zawsze umiał sobie radzić.
Lizzie uniosła rękę i na stoliku jak za dotknięciem różdżki pojawił się kolejny drink. Tym razem sączyła go powoli.
– Zabieraj swoje pieniądze, Tommy. Nie kupisz nimi spokoju sumienia, stary.
Wstała niepewnie i patrząc na Jonasa, spytała cicho:
– Masz moją działkę?
Jonas zerknął na Toma i szybko spuścił wzrok. Tommy przenosił spojrzenie z jednego na drugie, po czym spytał z niedowierzaniem:
– Działkę? Pytałaś o pieprzoną działkę?
Był wściekły. Jonas zamknął oczy i westchnął ciężko. Nie od dziś matka Tommy’ego B dawała mu do wiwatu, ale w tej chwili miał ochotą ją udusić. Po pogrzebie Tommy’ego dał jej jedną działkę, żeby się odprężyła. Od tamtej pory bez przerwy zawracała mu głowę. Towar był ekstra. Powinien wiedzieć czym się to skończy, bo sam brał od lat.
Lizzie patrzyła na Toma. Jej oczy powiedziały mu, że to nie alkoholem jest zamroczona, tylko herą. Jakaś potworność, pomyślał. Ogarnęło go obrzydzenie do niej i do siebie samego. Nie Lizzie, Lizzie jest silna – kołatało mu w głowie.
Włączyła się szafa grająca. Słuchał powracającego motywu Holding Back the Years w wykonaniu zespołu Simply Red a Lizzie uśmiechała się do niego, kołysząc się w takt muzyki. Rozejrzał się po sali. Straszni ludzie i wnętrze. Miał ochotę uciekać stąd jak najdalej. Zniszczył dwa ludzkie życia, własnego syna i jego matki.
Nie zależało mu nigdy ani na niej, ani na nim. Nawet Gina musiała na niego długo czekać. Był obdarzany uczuciem przez całe życie, sam ani razu nie odwzajemnił miłości.
U Maury irytowało go, że wszystko kręciło się dla niej wokół rodziny. Musiał jednak przyznać, że w przeciwieństwie do niego była przyzwoitym człowiekiem. Strzegła braci, bez względu na to, jacy byli. Nawet Carlą, która zrobiła jej teraz świństwo, opiekowała się przez całe życie. Natomiast on krzywdził swoich bliskich, zwłaszcza Lizzie.
Uświadomił sobie, że nie jest takim człowiekiem, za jakiego się dotąd uważał. Niszczył wszystkich wokół siebie i prawdopodobnie sam sobie zgotował zgubę. Wiele osób padło ofiarą jego matactw, lecz ostatnio próbował wykołować niewłaściwych ludzi. Ryanowie znajdą go, był tego pewien.
Widział, jak Jonas daje Lizzie działkę. Wyszła z pubu, nie oglądając się za siebie. Żył dotąd ze świadomością, że Lizzie gdzieś tu jest. Była schronieniem w czasie burzy. Teraz ją traci na zawsze jak syna. Lizzie i Tommy B byli w niego wpatrzeni, przy nich się dowartościowywał. Tommy B kochał ojca bałwochwalczo, był wobec niego lojalny do końca.
Zamknął oczy i w wyobraźni zobaczył Lizzie taką, jaka była, gdy ujrzał ją po raz pierwszy. Rozczulił się na chwilę. Powinien wybiec za nią, potrzebowała jego pomocy. Ale pieniądze były ważniejsze, a Jonas zajmował się dla niego dealerką, przynoszącą niezły dochód. Zgarniając banknoty ze stolika, spojrzał na młodego ćpuna i zapytał:
– Jak wygląda sytuacja? Szykują się jakieś kłopoty?
Jonas odetchnął z ulgą. Tommy przyszedł tylko po odbiór swojego udziału, nie miał o nic pretensji. Zawsze trzymał dla niego pieniądze – wiedział, że wcześniej czy później Tommy się po nie zgłosi.
Rifkind zgrywał ważniaka, ale przestawał się liczyć w hierarchii, o czym Jonas nie zamierzał go informować. Z wyszczerzonymi w uśmiechu zębami powiedział mu dokładnie to, co Tommy chciał usłyszeć.
Benny znalazł się w tej samej piwnicy, w której rozstał się z życiem Jamie Hicks. Ironia losu, pomyślał. Popatrywał na wujów oraz na Binga Dooleya i jego braci. Na stopniach schodów w milczeniu stała ciotka. Jeszcze nigdy w życiu tak się nie bał.
– O co tutaj, kurwa, chodzi?
Maura skinęła głową i wycofała się po schodach na górę. Gdy zniknęła z pola widzenia, Benny zobaczył, że czterej czarnoskórzy faceci wyciągają gumowe pałki. Popatrzył na Garry’ego wzrokiem pełnym niedowierzania.
– To jakiś żart! Wujku Lee… – Zwrócił błagalne spojrzenie na Lee, wiedząc, że ma najmiększe serce, ale spotkał się z zimnym wzrokiem i brakiem zainteresowania.
– Powinieneś wcześniej pomyśleć o konsekwencjach, synu.
Był to głos jego ojca, schodzącego właśnie w dół po stopniach piwnicy. Garry podszedł do brata.
– Idź stąd. Nie musisz na to patrzeć.
Roy odsunął go szorstko.
– Chcę zobaczyć, jak ten mój zasraniec dostaje za swoje. Ale najpierw muszę wiedzieć, czyją głowę trzymał w tej cholernej szafie.
Roy wyglądał okropnie. Benny wiedział aż za dobrze że ta wymizerowana twarz z siecią zmarszczek jest jego zasługą.
– Czyja to była głowa, Ben?
Wzruszył ramionami, patrząc ojcu w oczy.
– Nie pamiętam.
Młodzi Dooleyowie nie podejrzewali, że jest aż takim świrusem. Bing ze śmiechem zapytał:
– Bawiłeś się w kolekcjonera?
Mężczyźni parsknęli śmiechem – z wyjątkiem Roya i Bena.
– Tak, to nie jest zabawne, prawda? Pytam cię jeszcze raz: kto to był?
Wciąż patrzył ojcu w twarz, ale w przyćmionym świetle piwnicy zerknął też w stronę wujów. Wreszcie, nabrawszy głęboko powietrza, powiedział nonszalancko:
– Nazywał się Dean. To dupek, który prowadzał się kiedyś z moją Carol.
– Czy to możliwe, że mściłeś się na nim tylko dlatego, że dawniej chodził z twoją dziewczyną?
Lee był zszokowany.
Benny kiwnął głową. Dla niego był to wystarczający powód.
Roy wziął pałkę z rąk Binga. Benny błyskawicznie ustawił się masywnym ciałem w najdogodniejszej pozycji do odparcia ciosów. Ale źle ocenił siłę i determinację Roya, spotęgowane gniewem, rozpaczą i pogardą. Pierwszy cios trafił go w grzbiet nosa. Przyjął go z kamienną twarzą.
Roy walnął go znowu, tym razem mocniej.
Benny ani drgnął.
Bing i jego bracia byli pod wrażeniem. Po kolejnym ciosie Roy rzucił pałkę Bingowi i powiedział ze znużeniem:
– Zróbcie mi przysługę, chłopaki, zabijcie go. Do kurwy nędzy, ktoś powinien zabić tego wcielonego diabła.
Benny odprowadzał wzrokiem wychodzącego z piwnicy ojca, intuicyjnie wyczuwając, że to koniec między nimi, że ojciec się z nim rozstaje na dobre. I pogodził się z tym równie łatwo, jak z czekającą go jeszcze nauczką. Benny nie przejmował się niczym. Taki już był.
Lee obserwował przebieg wydarzeń z mieszanymi uczuciami. W postawie Bena, w jego hardości, ujrzał jak w lustrzanym odbiciu swojego najstarszego syna Gabriela. W jakim świecie on i wszyscy żyli? Sheila miała rację: byli bandą psycholi.
Wyszedł z piwnicy i zobaczył, że Maura siedzi za kierownicą swojego auta, paląc papierosa. Pochylił się do okna pasażera. Roy ani drgnął, zapatrzony w przestrzeń.