Tommy ukrył twarz w dłoniach.
Czy Gina rzeczywiście tu przychodziła i mówiła o nim takie rzeczy? Ale to leżało w jej charakterze, znał ją przecież. Chciała zadośćuczynić krzywdzie. Sam nie mógł teraz znieść myśli o tym, co zrobił Tommy’emu B.
– To wszystko nie tak, Lizzy…
Uniosła się na łokciach, z wykrzywioną twarzą.
– Och, idź w cholerę, Tommy! Nie dam się więcej nabrać na twoje gadki-szmatki. W dniu, kiedy nasz chłopiec zginął, znienawidziłam cię i nigdy nie przestanę nienawidzić. Zmarnowałam przez ciebie życie, nie rozumiesz tego? Nie rozumiesz, co zrobiłeś mnie i naszemu synowi?
Wykrzyczała te okrutne słowa w twarz mężczyzny, którego kiedyś kochała każdą cząstką swej duszy. Nigdy do niego w ten sposób nie mówiła, zawsze usiłowała mu dogadzać, w nadziei, że zdoła go skłonić do powrotu. Nigdy więcej.
Zadzwoniła jej komórka. Odebrała, powiedziała tylko „OK” i rozłączyła się.
– Kto to był? – Tommy próbował zmienić temat. – Chyba trochę za późno na telefony, nie?
Nagle ogarnął go niepokój. Z wyrazu jej twarzy w ułamku sekundy odgadł, co się dzieje.
– I jak to jest, Tom? – szydziła.
Z niedowierzaniem potrząsnął głową.
– Nie zrobiłabyś…
Wybuchnęła śmiechem.
– Nie? To się przekonasz, chłopczyku. Wyznaczono dobrą cenę za twoją głowę, Tommy Rifkindzie. Te pieniądze zabiorą moją wnuczkę w inny świat, jak najdalej od tego miejsca.
Wstał szybko, ale nie patrzył na nią, nie chcąc widzieć triumfu na jej twarzy. Podszedł do okna i zerknął przez szparę między zasłonami. Serce mu zamarło, gdy zobaczył, kto stoi przed domem.
– Ty cipo jedna!
Ruszył do niej z uniesionymi pięściami. Podniosła ręce, by zasłonić się przed ciosami. Nie uderzył, bo usłyszał, że otwierają się drzwi wejściowe. Specjalnie zostawiła je niezamknięte na klucz. Rozpaczliwie próbował otworzyć drzwi balkonowe, ale nie puściły. Od lat nie były używane.
Odwrócił się i zobaczył Abula oraz dwóch mięśniaków od Ryanów wchodzących do pokoju.
– Proszę bardzo, cały i zdrowy.
Nigdy jeszcze nie słyszał u Lizzie tak dziarskiego głosu, i to pomimo krążącej w jej żyłach hery. Za osiłkami wszedł Jonas z półuśmieszkiem na wyniszczonej twarzy.
– Ruszaj się, Tommy. Musimy złapać samolot. – Abul uśmiechnął się do Lizzie i dodał: – Za kilka dni ktoś przyniesie to, co ci się należy, OK?
Uszczęśliwiona skinęła głową.
Przechodząc obok niej, Tommy plunął jej w twarz.
– Ty zdradliwa dziwko!
Roześmiała się.
– Przyganiał kocioł garnkowi, Tommy. – Wyszła za nimi z mieszkania i krzyknęła jeszcze: – Nie zapomnij Pomyśleć o mnie i o moim chłopcu, kiedy będziesz umierał, zasrańcu!
Abul uśmiechnął się do Tommy’ego i patrząc mu w oczy, zapytał:
– Czyżbyś przypadkiem naraził się czymś tej miłej pani?
Tommy spojrzał na niego z pogardą i nic nie odpowiedział.
– Zrażanie do siebie kobiet to chyba twoja specjalność prawda, panie Rifkind?
– Pieprz się, ty zdradliwy sukinsynu.
Abul uśmiechnął się.
– Przyganiał kocioł garnkowi, jak już wspomniała ta miła pani.
Jego kompani zarechotali.
Tommy nie odezwał się ani słowem przez całą drogę na prywatne lotnisko. Nie znał facetów, którzy byli z Abulem więc uznał, że na razie lepiej trzymać język za zębami.
Rozdział 20
W kuchni, do której Maura przyszła po kolejną czarkę lodu do drinków, jej matka i Leonie nadal plotkowały jak stare przyjaciółki. Maura uśmiechnęła się do nich. Obie były już wyraźnie zmęczone, ale się nie rozstawały, jakby to pierwsze spotkanie miało być zarazem ostatnim. Nowy członek rodziny, któremu można opowiadać stare dzieje, to była dla Sarah nie lada gratka.
Jack nie miał pojęcia, że Leonie jest w tym domu, i wszystkim to odpowiadało, a zwłaszcza dziewczynie.
– Jest wolny pokój, gdybyś się poczuła zmęczona – powiedziała do niej Maura.
Leonie z uśmiechem potrząsnęła śliczną główką.
– Jest mi dobrze tu z Sarah.
Odlotowa dziewczyna, pomyślała Maura. Nie dziwiła się, że wpadła Garry’emu w oko, właśnie takie lubił. Raczej była zaskoczona tym, że i jej Leonie bardzo się spodobała.
– Zrobić więcej kanapek, Maws?
Maura potrząsnęła głową.
– Jest jeszcze mnóstwo żarcia, a my przechodzimy już do sedna sprawy, jeżeli rozumiesz, co mam na myśli. Ale dziękuję, wszystko było pyszne.
Sarah pomyślała, że Maura mizernie wygląda. Zdawała sobie sprawę, że córka ma na głowie mnóstwo problemów. Teraz nie chciała jednak o tym myśleć. Jak za dawnych czasów, miała wokół siebie całą rodzinę i cieszyła się każdą chwilą. Od lat nie była taka szczęśliwa.
Właśnie tego jej brakowało: dzieci na co dzień i uczestnictwa w ich życiu. Coś jej podszeptywało, że jest hipokrytką, bo przecież do niedawna na mnie pomstowała. Zignorowała tę refleksję w jedną sekundę. Dziś czuła się potrzebna i kochana. To się naprawdę liczy dla kogoś, kto ma prawie dziewięćdziesiąt lat i pogodził się już z myślą o odejściu na wieczny odpoczynek.
Przygotowała kolejny czajniczek herbaty i usiadła, by dalej plotkować z uroczą dziewczyną, którą przyprowadził Garry. Leonie mogłaby być jego córką, a nawet wnuczką, ale Sarah przeszła nad tym do porządku dziennego. Jest kobietą, a kobiety rodzą dzieci – o to przecież na tym świecie chodzi.
Jack i Billy siedzieli w dużej jadalni u Maury. Stół zawalony był jedzeniem i butelkami, a okno balkonowe szeroko otwarte, by mógł nim uchodzić dym papierosowy. Jack przygotował sobie kilka kresek koki, żeby przetrwać noc, i atmosfera była na razie przyjacielska, chociaż wszyscy byli czujni.
Garry zachowywał się nienagannie, za co Maura dziękowała Bogu. Roy i Lee wyglądali na zrelaksowanych.
Jack Stern bacznym okiem obserwował Ryanów, a wreszcie zapytał wprost:
– No to co będzie z moim towarem?
Gdy tylko zadał to pytanie, wciągnął kokę, więc Garry zażartował:
– Zatrzymaliśmy ją tylko po to, żeby cię powstrzymać od wciągania zysków.
Celny dowcip rozśmieszył nawet samego Jacka.
– Bardzo zabawne, Gal, ale to nie odpowiedź na moje pytanie.
Arogancki ton jego głosu otrzeźwił pozostałych uczestników spotkania. Billy Mills z wściekłości przymknął oczy. To on miał negocjować w sprawie narkotyków. Jack spieprzył wszystko przez swoją niecierpliwość.
– A co z Vikiem Joliffem? Czy nie powinniśmy zacząć od najważniejszej sprawy?
Garry powiedział to spokojnie, widać było jednak, że zaczynał się wkurzać.
– Słowo daję, nie mam pojęcia, gdzie jest Vic. To znaczy jest ze mną w kontakcie, ale nie mówił, gdzie jest.
Roy wziął kanapkę z szynką i odgryzł kęs, zanim rzekł cicho:
– Jesteś zakłamanym dupkiem, człowieku.
Jack natychmiast zerwał się z miejsca, wrzeszcząc:
– Wolnego, kurwa! Jakim prawem ośmielasz się tak do mnie mówić, Roy?
Garry wyjął pistolet i kierując lufę w stronę Jacka, rzucił wesoło:
– Takie prawo. Wystarczy ci na początek?
Maura nakazała gestem, by usiedli.
– Bez dziecinnych demonstracji, panowie. Siądźcie na tyłkach i załatwmy to raz na zawsze. – Wzięła głębszy oddech. – Roy wie, co mówi, Jack. Kombinujesz z Vikiem przy tej dostawie, wszyscy to wiemy…