Выбрать главу

Uniosła rękę, gdy próbował jej przerwać. Z trudem hamowała irytację, gdy wymierzywszy w niego palcem, mówiła dalej:

– To Vic dostarczył ci tę kokę, nie próbuj zaprzeczać. Nie popełniaj więcej tego błędu i nie traktuj mnie ani moich braci jak durniów. Nie pozwalamy innym grupom na takie duże dostawy. Wyrażając się jaśniej, powinieneś uwzględnić nas w tym biznesie, ale na razie to zostawmy. Usiłujemy dorwać Vica i inne pretensje odkładamy na razie na bok.

Rozejrzała się po pokoju i dodała:

– Tommy Rifkind jest właśnie w drodze do nas, w naszym samolocie, który leci z Liverpoolu i wyląduje na pobliskiej farmie. Gwarantuję ci, że dotrzemy dziś do sedna spraw. Abul przywiezie go tutaj samochodem.

Obserwowali reakcję Jacka. Jak potem zgodnie zauważyli przyjął tę wiadomość z zaskakującym spokojem. I właśnie to go zdradziło, choć nie zdawał sobie z tego sprawy.

Maura kontynuowała:

– Kenny Smith też jest w drodze. Widział się z Vikiem przekazał mi wiadomość od niego. Być może dzięki Kenny’emu dopukamy się do rozsądku tego szaleńca, ale najpierw musimy go znaleźć i ty nam w tym pomożesz.

Jack nigdy w życiu nie był wystawiony na tak ciężką próbę. Czuł na sobie spojrzenia wszystkich obecnych w pokoju.

– Nie mogę tego zrobić, Maura, dobrze o tym wiesz.

Jej oczy miały barwę stali, ani na chwilę nie spuszczała z niego wzroku.

– Nie jestem jakimś zasranym kapusiem. Vic jest moim kumplem i moim partnerem…

Zaczynał wpadać w panikę. Nikt się nie odezwał, przy stole zapanowała złowroga cisza.

– Zabiłeś mojego syna, człowieku – powiedział w końcu Tony Dooley Senior.

Jack był oburzony.

– Klnę się, że to nie ja…

Tony Dooley Senior smutno pokręcił głową.

– Wiedziałeś o Tommym i byłeś w zmowie z Vikiem. To przez ciebie mój chłopak nie żyje.

Młodzi Dooleyowie pokiwali głowami, przytakując ojcu.

Billy’ego Millsa ogarnęło przerażenie. Sytuacja zaczynała przybierać groźny obrót.

Jack potrząsnął głową, koka zaczęła działać i mąciła mu myśli. Zdjęty strachem, popadał w paranoję. Nie mógł się powstrzymać od słownej agresji, choć wiedział, że pogrąża się jeszcze bardziej.

– To tak ma wyglądać przyjacielskie spotkanie? Zawsze możesz liczyć na to, że Ryanowie podłożą ci świnię. Vic ma rację, należycie do przeszłości. On was przeżuje i wypluje.

Garry rozejrzał się po pokoju.

– Mówiłem wam, że on będzie tylko zatruwał powietrze. Chce mieć ciastko i zjeść je. A może nie ciastko, lecz kokę? Myślał, że wejdzie tu jak gdyby nigdy nic, ubije interes, po czym spokojnie sobie wyjdzie, a my nie będziemy niczego podejrzewali. Czy można popisać się większą głupotą? To nie miała być jednorazowa transakcja, co, Jack? Znamy ciebie i znamy Vica. Chcieliście tylko wybadać teren, może nie? Vic Joliff chce tego, co należy do nas, i nie spocznie, dopóki tego nie dostanie.

Jack wstał, kipiąc ze złości.

– Pieprzę to! Nie mam zamiaru siedzieć tu i słuchać tych pierdół.

Dał znak swojemu gorylowi, ale Jeny Sinclair ani drgnął. Jack pokręcił głową.

– Kupili cię, tak?

Jerry wzruszył ramionami. Guzik go obchodziło, co się stanie z Jackiem.

– Oto pieprzona lojalność.

– Nigdy nie płaciłeś mi dość za lojalność, Jack.

Mężczyźni przy stole zareagowali na to śmiechem. Jack był zdruzgotany, na jego twarzy widać było coraz większe przerażenie.

– Chcesz jeszcze jednego drinka, zanim zjawi się Tommy?

Uprzejme pytanie Roya brzmiało jak szyderstwo, ale Jack kiwnął głową. Wiedział, że jest skończony. Dość miał na sumieniu, by mieli powód się z nim rozprawić. Jeżeli dowiedzieli się od Toma, jak dawno to się zaczęło, nie ma nadziei na litościwy strzał w głowę. Jeśli nie nastąpi jakiś cud, już jest martwy. Szybko wychylił drinka. Czuł, że potrzebuje alkoholu – ile tylko dadzą. Żeby uśmierzyć ból, kiedy się do niego zabiorą.

Wciągnął kolejną kreskę koki i podsunął lusterko Garry’emu, ale on potrząsnął głową.

– Dziękuję, Jack. Mam mnóstwo własnej, stary.

Wszyscy znowu parsknęli śmiechem. Oczywiście z wyjątkiem Jacka Sterna.

***

Benny’ego obudził odgłos otwieranych drzwi. Uniósł ręką by zasłonić oczy przed oślepiającym światłem z korytarza. Zobaczył, że do celi wpuszczają młodego mężczyznę w modnych ciuchach i z ogoloną głową. Drzwi natychmiast zamknęły się z powrotem. W Bennym wezbrała złość. Nie miał zamiaru dzielić z nikim celi. Zdecydowanie nie miał ochoty na współlokatora.

Młody człowiek był najwyraźniej pijany i po jakiejś bójce. Benny uznał, że facet dostał niezły łomot, wskazywał na to stan, w jakim się znajdował.

Chłopak ziewnął i zapytał sennie:

– Wszystko w porządku, stary?

Benny gapił się na niego, jakby nigdy w życiu nie widział istoty ludzkiej. Ten typ zagadał do niego, jakby byli kumplami albo co. Powstrzymał się na razie od dania mu nauczki.

Tamten osunął się po ścianie i zapalił papierosa, głośno wydmuchując dym. Po chwili judasz się zamknął i Benny usłyszał zaciąganie kraty.

– Co słychać, Benny?

Zarechotał przyjaźnie, a Ben szeroko otworzył oczy, zorientowawszy się w końcu, kto jest z nim w celi.

– Jonny White?

Chłopak kiwnął głową.

– Od razu wydawało mi się, że to ty, kiedy mnie wrzucili do tej celi. Ale na wypadek, gdybyś był tutaj incognito, nie zdradziłem się, że cię znam. Kurde, co za zbieg okoliczności!

Benny przestał się uśmiechać.

– Co ma niby znaczyć ten zbieg okoliczności?

Jonny zaśmiał się nerwowo.

– Daj spokój, Benny, zawsze reagujesz paranoją.

– No to powiedz, co ci się stało.

Jonny skrzywił się.

– Jak zwykle otworzyłem gębę o jeden raz za dużo. Poszliśmy całą bandą do nocnego klubu, do „Raquel”, na wieczór kawalerski Micky’ego Harpera. Co za speluna. Wyszedłem stamtąd i spróbowałem szczęścia z jedną laską, pech, że miała brata wielkiego jak szafa. Reszta, jak mówią, jest milczeniem.

Benny zaczął się śmiać. To był cały Jonny.

– Jak tu trafiłeś? No tak, jakbym nie wiedział! – nawijał Jonny. – Oglądałem wszystko w telewizji. Cały naród o niczym innym nie mówi, kurde.

Benny napuszył się.

– Ktoś mnie wrobił. Nie miałem z tym nic wspólnego.

Jonny znowu się uśmiechnął.

– Co? Ktoś wszedł do twojego domu i wsadził ludzką głowę do twojej szafy? Czy to właśnie chcesz powiedzieć?

Benny przytaknął z powagą. Jonny nie uwierzył, ale w porę przypomniał sobie, z kim rozmawia. Jeżeli Benny Ryan mówi, że został wrobiony, to został wrobiony. Gdyby Benny Ryan powiedział, że matka Jonny’ego jest kurwą, też by z nim nie polemizował.

– Co za diabelny tupet, Benny.

– Z ust mi to wyjąłeś, Jonny. Komuś zależy, żeby mnie wymiksować z gry.

Ziewnął i ponownie umościł się wygodnie na łóżku. Jonny wiedział już, że nie będzie na nim spał, tyle na razie było jasne.

– A jak się miewa Abul? Nie widziałem się z nim ostatnio.

– Jak zawsze w formie.

Jonny kiwnął głową.

– Widziałem go jakiś czas temu w „Circus Tawern”.

– Co? Abula? – zdziwił się Ben. – Naprawdę był w „Circus Tavern”? Z kim?

Jonny wzruszył ramionami.

– Nie wiem, widziałem go tylko na parkingu. To była jedna z tych nocy ze sportowymi kurewkami, jeśli wiesz, co mam na myśli. Straszne zdziry, ale mają formę i nadają się do tej zabawy, jeśli za mną nadążasz. Pomyślałem, że Abul przyjechał tam po crack. – Jonny beknął głośno i dodał: – Wypiłem chyba beczkę różnych drinków, rano będę szmatą.

– Z kim był?

– Kto?

– Pieprzony Abul, głupku. Z kim?

W Bennym narastało zniecierpliwienie i Jonny poczuł się niepewnie.

– Nie wiem, z jakimś starym facetem.