Benny przewrócił oczami.
– Jakim starym facetem?
Jonny przez chwilę zbierał myśli.
– Po prostu z facetem, nie wiem, kto to był. Ale szpaner, to pewne. Ciuchy na miarę za kilka tysięcy i nowiutki błękitny roller. Zajebisty zestaw!
Benny zerwał się z łóżka i chwytając Jonny’ego za kurtkę, jednym ruchem poderwał go z podłogi.
– Jesteś pewien, że to był Abul? Gadaj, i to już, pieprzony dupku!
Jonny zaczął kiwać głową jak oszalały.
– Tak, tak! Odezwałem się do niego i powiedziałem cześć.
Benny opuścił go z powrotem na podłogę, a potem przycisnął dzwonek przy drzwiach celi. Jak zwykle nikogo to nie zainteresowało. Stał z palcem przyciśniętym do dzwonka, ale po dziesięciu minutach nadal nie było odzewu.
– Pieprzyć to, pieprzyć, pieprzyć!
Jonny obserwował go czujnie. Tylko tego trzeba mu było na zakończenie wieczoru. Benny Ryan miotający się w napadzie szału. Choć teraz wyglądało to groźnie, może kiedyś będzie z tego dobra dykteryjka, a życie płata przecież różne figle.
Miał tylko nadzieję, że przeżyje, żeby móc tę cholerną historię opowiadać. Benny Ryan nie wyglądał jak miły misiaczek. Zresztą nigdy nie wyglądał milutko.
Abul usiadł obok Tommy’ego w sześciomiejscowej cessnie. Nie zamienili ze sobą ani słowa podczas całego lotu na lądowisko w Rottendon, gdzie Tom, brutalnie wypchnięty z samolotu potknął się i upadł na kolana. Abul chwycił go za kark i bezceremonialnie załadował do czekającego na nich samochodu. Sam wskoczył na tylne siedzenie obok niego, a do młodego Hindusa w turbanie warknął:
– Jedź!
Tommy był nieźle wkurzony. Otrzepując garnitur, dostrzegł jeszcze we wstecznym lusterku dwóch ogłupiałych osiłków pozostawionych na pasie do kołowania. Abulowi rzucił ostrzeżenie.
– Lepiej uważaj, chłopcze. Pamiętaj, co o tobie wiem. Ten wyszczerzył zęby i rozsiadł się wygodnie.
– Spokojnie, Tom. Wiadomo, że wiesz. Ale nie myślisz chyba, że zabieram cię do Maury, co? Jedziemy spotkać się z Vikiem, bracie.
Tommy zbladł, jednak natychmiast przeszedł do ataku.
– Wiesz, że siedzisz w gównie po uszy – powiedział ostro. – Twój kumpel, myślę o Bennym, zabije cię, skoro zaczynasz grać w otwarte karty.
Abul wzruszył ramionami.
– Będzie musiał mnie najpierw znaleźć.
– Vic też pewnie chętnie cię zadźga w sposobniejszym czasie – nie poddawał się Tommy. – Jest zwolennikiem czystości rasowej, członkiem założycielem Inner City Firm. A poza tym ma powód, żeby cię nienawidzić, prawda?
Abul uśmiechnął się półgębkiem i odrzekł znudzonym głosem:
– Szczerze mówiąc, Tommy, to właśnie na ciebie jest najbardziej wkurzony. Ja wiem, jak radzić sobie z takimi psycholami jak Vic… w końcu zdobyłem niemałe doświadczenie. Mogę przymknąć oko na jego żałosne rasistowskie poglądy, o ile nie szkodzi to biznesowi. To nowy świat, Tommy, i zamierzam być w nim głównym graczem. Ryanowie i inne bandziory tego typu to już przeszłość. Zapomnieli o bardzo ważnej zasadzie. Gdy mowa o władzy, najważniejszą rzeczą jest wiedzieć, kiedy przekazać ją innym. Jeśli tego nie wiesz przyjdzie ktoś silniejszy, kto i tak ci ją zabierze.
Tommy roześmiał się.
– No proszę! Wy wszyscy z tego pieprzonego East Ham niedługo przeskoczycie Osamę bin Ladena.
Abul również się roześmiał.
– Zdumiewające, przyznaj, jak Ryanowie szybko uznali za oczywiste, że do końca życia będę się plątał w cieniu Bena. Będę go uspokajał i wykonywał jego polecenia, bo tylko do tego się nadaję. Kiedy gang z Silvertown zgłosił się do mnie ze swoim pomysłem, byłem więcej niż gotów ich słuchać. Przynajmniej dopóki mi to pasowało. Okazali się bandą przeciętniaków.
– Ale tak załatwić Rebekkę i jej starego… nie wywracały ci się flaki?
– Po tym, co widziałem przy tym pomyleńcu Bennym, nic mnie już nie rusza, Tommy. Zresztą ta baba była wredną suką. Nie wytrzymywała presji, musiałem ją uciszyć. Poza tym warto było zobaczyć, jak Ryanowie wpadają w panikę.
Tommy pamiętał, że Maurę wielokrotnie budziły koszmary, o których nie chciała mówić, i przez moment poczuł wyrzuty sumienia. Jak widać, ta noc wyjątkowo im sprzyjała.
– Tak, tak, bardzo sprytnie kombinujesz – rzekł poirytowany. – Ale posunąłeś się grubo za daleko i dokąd doszedłeś, co? Minęło sześć lat i nadal jesteś Przynieś-Podaj. Teraz wrócił Vic i oczekuje paru odpowiedzi. Nie mów mi, że wybaczył ci twoje grzechy, bo na pewno w to nie uwierzę.
Abul potrząsnął głową i powoli wyciągnął rękę z kieszeni.
– Oczywiście, że nie. Vic Joliff nie z tych, co przebaczają. Wkrótce sam się o tym przekonasz.
Tommy poczuł ostry ból w nodze, zerknął w dół i zobaczył wbitą w nią strzykawkę.
– Zaraz, co ty mi robisz? Co to do diabła jest?
Abul odparł uspokajająco:
Hera, Tom. W najczystszej postaci. Podziękujesz mi za to… jeśli kiedykolwiek odzyskasz przytomność. Widzisz, Vic zdradził mi, co zamierza, i to nie będzie przyjemne, o nie. Módl się, żebyś zdążył przekręcić się po tym strzale. Narkotyk już działał, Tommy mówił z trudem.
– Ale… to nie mój pomysł. Ty, Abul. Mówiłeś, że za wolno… niepotrzebny Vic. Nie mój pomysł…
Głos go zawiódł. Wnętrze samochodu kurczyło się, zamykając go w potrzasku. Abul pochylił się, żeby dać kierowcy wskazówki, po czym odwrócił się i oparł Tommy’ego o drzwi.
– Bardzo dobrze, idź spać. Tak będzie dla ciebie lepiej.
Był gangsterem nowej generacji – preferował cywilizowane metody, nawet gdy pozbywał się groźnego wroga.
Kiedy tylko dowiedział się, że Vic wrócił, było dla niego jasne, że musi do niego dotrzeć, zanim ten porozmawia z Tommym. Ryanowie doprowadzili go do Jacka Sterna, a jego ludzie – lojalni wobec niego bandyci i dealerzy tylko czekający na jego ostateczny ruch – zdołali wytropić Vica.
Wmówił mu, że zamordowanie Sandry i zamach na niego samego w więzieniu były dokonane na rozkaz Toma Rifkinda. W rzeczywistości to Abul zaplanował wyeliminowanie Vica jako wspólnika w przejmowaniu władzy nad podziemiem, a seria zabójstw miała służyć ściąganiu na Ryanów coraz większych kłopotów. Chciał ich jak najszybciej doprowadzić do upadku, zabił więc Sandrę i Janine oraz wysłał do Belmarsh polecenie, żeby wykończyli Vica. Tommy B został poinformowany, że jego ojciec i Abul planują zabić Lanę i Sarah – Abul dorzucił je do swojej listy, wszystko wyglądało bardziej dramatycznie i zagadkowo. Tommy B był prostym człowiekiem. Nie popierał zabijania starszych pań ani donoszenia na własną rodzinę. I na to Abul liczył.
Spojrzał na leżącego bezwładnie obok człowieka. Z kącika jego zwiotczałych ust na kołnierz szytego na zamówienie garnituru ściekała cienka strużka śliny. Vic go dzisiaj załatwi, a potem będzie uganiał się za Ryanami, żeby przejąć ich narkotykowe imperium. Kiedy już wykona całą brudną robotą do akcji wkroczy Abul i zakończy to, co rozpoczął sześć lat temu.
Benny szalał. Musiał jakoś zawiadomić Maurę i resztę o tym co planuje Abul. Jeszcze nie potrafił do końca w to uwierzyć. Jakby ktoś wbił mu nóż w serce. Abul… jedyny człowiek na tym całym zasranym świecie, na którego, jak sądził, zawsze mógł liczyć. Teraz to się skończyło. Ten zakłamany gnojek chciał zagarnąć wszystko, co mieli Ryanowie. Musiał ostrzec rodzinę.
Spojrzał na swojego dawnego szkolnego kumpla Jonny’ego i powiedział:
– Mam zamiar cię stłuc, więc wrzeszcz najgłośniej, jak potrafisz.
Jonny potrząsnął głową z niedowierzaniem.
– Jaja sobie robisz czy co?
Benny wzruszył ramionami i podszedł do niego. Podnosząc swoją wielką pięść, mruknął przepraszająco:
– Bez urazy, stary.
Jonny zaczął wrzeszczeć, zanim dosięgnął go pierwszy cios. Był śmiertelnie przerażony, nie wiedząc, czym to się skończy.
Tony Dooley Senior odebrał telefon, słuchał przez chwilę, a potem powtórzył uczestnikom spotkania, co usłyszał: „Tommy samowolnie oddalił się z Abulem Haseemem. Próbujemy ich wyśledzić, ale dali naszym dwóm żołnierzom nogę na lotnisku. Abul nie odbiera telefonów, posłużył się nieznanym kierowcą. Przykro to mówić, ale wygląda na to, że jest w zmowie z Tommym”.