Kenny Smith szepnął do Maury:
– Chyba musiałaś coś podejrzewać.
Potrząsnęła głową, miała śmiertelnie bladą twarz.
– Nie Abula. Nie, nie wierzę. Opiekowałam się nim, odkąd był dzieckiem. On i Benny byli jak bracia.
Jack Stern prychnął:
– A jakimi braćmi byli Kain i Abel? Nigdy nie ufałem pieprzonym asfaltom…
Tony Dooley Senior popatrzył na Jacka, który natychmiast sobie przypomniał, gdzie jest i z kim. Głos Maury ciął jak nóż:
– Życie ci niemiłe, Jack?
Tony wstał. Tego już było dla niego za wiele. Co za bezczelny drań. Jego synowie również się podnieśli, żeby go uspokoić, za co Maura była im wdzięczna.
– Daj spokój, tato, to tylko nędzna szumowina. Nie tutaj, starsza pani Ryan jest w kuchni.
Maura i jej bracia przyglądali się, jak próbują ułagodzić ojca. Garry wyszedł zza stołu i ruszył do kuchni. Wrócił z Leonie i z satysfakcją obserwował twarz Jacka, patrzącego na swoją byłą kochankę.
– Pozbieraj szkło, kochanie, i przynieś jeszcze trochę kanapek mojej matki, dobrze?
Leonie prawie nie patrzyła na Jacka. Zebrawszy puste butelki, pocałowała Garry’ego w czubek głowy i jak gdyby nigdy nic wyszła z pokoju.
Maura zauważyła, że dziewczynę cieszy ten mały triumf i mimo wszystko współczuła Jackowi.
Wszyscy wzięli sobie dokładki jedzenia. W końcu Kenny Smith, ziewając, powiedział:
– Osobiście jestem za tym, żeby skończyć. Niczego więcej dziś nie zdziałamy.
Maura wstała, więc Jack, patrząc na nią, zapytał:
– A co ze mną?
Westchnęła ciężko. Był ślepy czy jak? Cieszyła się, że nie wybrała życia w krainie ułudy, jaką był świat kokainisty.
– Ciebie, Jack, oddaję we wprawne ręce jednego z moich najstarszych przyjaciół. Powiesz Tony’emu wszystko, co chcemy wiedzieć. – Popatrzyła na Dooleya Seniora i dodała: Będzie mówił, co, Tony?
Uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech.
Nic dobrego te uśmiechy nie wróżą, pomyślał Jack.
– W końcu byłeś wplątany w to wszystko, co się ostatnio wydarzyło, prawda?
Wiedział, że jest skończony. Nie będzie żadnych układów, już po wszystkim. To własna chciwość doprowadziła go do upadku.
– A więc mam przechlapane, tak?
Garry uśmiechnął się.
– Doskonale to ująłeś, Jack.
Jack przyglądał im się, kiedy zbierali się do wyjścia. Próbował pochwycić wzrok Kenny’ego, ale jego stary kumpel nawet na niego nie spojrzał. Spieszyło mu się do domu, do córeczki, która była jasnym promykiem w jego życiu. Maura odprowadziła go do drzwi.
– Miałabyś ochotę spędzić jutro kilka godzin w parku ze mną i Alicią? – zapytał.
Maura uśmiechnęła się.
– Czemu nie? Byle nie bardzo wcześnie.
– Zadzwonię do ciebie.
Kiwnęła głową.
– Co za noc. Ale niedługo to wszystko się skończy, tak albo inaczej.
– Mam nadzieję, Maura, że dobrze dla nas.
Vic rechotem obłąkańca powitał Abula i jego kierowcę wchodzących do opuszczonej stodoły trzy mile od domu Jacka Sterna i ciągnących Toma Rifkinda uwieszonego na ich ramionach.
Klasnął w dłonie, oczy błyszczały mu z radości i narkotykowego odurzenia.
– A więc udało się, synu. Jesteś prawdziwym artystą, sprzątnąłeś im go sprzed nosa. Ale coś ty mu zrobił? Już wygląda na martwego.
Abul był pewien, że się jakoś wytłumaczy z przykrej niespodzianki, jaką zrobił Vicowi.
– Zrobił się trochę nerwowy w samochodzie, próbował uciekać. Dałem mu uspokajacza, żeby chciał współpracować.
Vic uniósł jedną z powiek Toma i z wyrzutem potrząsnął głową.
– Szkoda, żeś sam się za to zabrał, to mi się nie podoba. Kiedy się nastawiam na dłuższy spektakl, chcę, żeby moja publika była przytomna. Inaczej nie ma zabawy.
Był autentycznie niezadowolony, a Abul przeklinał swój pech. Od Bena Ryana do Vica Joliffa – dlaczego trafiają mu się sami psychole?
Uśmiechnął się pojednawczo. Im szybciej napuści Vica na Ryanów, tym szybciej będzie mógł jawnie wkroczyć na scenę i zebrać plony.
– Przykro mi, ale wiesz, jak to jest. Takiemu draniowi jak Tommy nie można dać ani cienia szansy…
– Tak, wiem – mruknął Vic. Cofnął się o krok i wsadził rękę pod marynarkę. – Doskonale wiem. I właśnie dlatego…
Strzelił kierowcy w oko. Mężczyzna upadł, zbyt zaskoczony, by choćby krzyknąć. Abul próbował uciekać, ale Tommy nadal był uwieszony u jego szyi, więc pod ciężarem bezwładnego ciała padł na kolana. Wytoczył się spod niego i rzucił do drzwi, a Vic strzelił mu w udo. Abul przeturlał się po brudnej podłodze i uniósł dłonie.
– Co ty robisz, człowieku? Przecież zawarliśmy umowę…
Vic podszedł do niego z drwiącym wyrazem twarzy.
– Rzeczywiście, zawarliśmy. Obiecałeś, że dostanę człowieka odpowiedzialnego za śmierć mojej Sandry i za to małe rękodzieło. – Szarpnął kołnierzyk koszuli, odsłaniając blady naszyjnik blizn. – Myślałeś, że uda ci się zamydlić mi oczy, ty nadęty menelu?
– Vic, proszą, mogę wszystko wyjaśnić… – zaczął Abul starając się brzmieć przekonująco.
– Daj spokój – warknął Vic – nie jestem tym twoim rąbniętym Ryaniątkiem, żółtodziobem w naszym fachu. Nie wierzę w pierwszą lepszą bzdurę, którą mi się sprzedaje. Zwłaszcza gdy próbuje mi ją wcisnąć czarnuch. Nie myśl sobie, dotarłem do wiarygodnego źródła, aby poznać prawdę. Joe to gość starej daty i jego słowu zawsze dam pierwszeństwo przed twoim.
Abul na moment zamknął oczy. Był sam sobie winien, że nie dopilnował tego szczegółu i nie sprzątnął starego. Ale Joe dał się tak łatwo zastraszyć i do tego okazał się użyteczny, wciskając Maurze, że Rebekka i jej mąż zginęli z rąk rosyjskiej mafii. To zacierało ślad. Gdyby jego człowiek z Belmarsh nie schrzanił roboty, nic takiego by się nie wydarzyło.
Przesunął dłoń w dół po udzie, aby ukradkiem sprawdzić, czy rana jest poważna.
Vic opuścił broń.
– Nie martw się. Dostałeś tylko w mięsień – powiedział. – Kiedy przyjdzie mój kumpel Mickey, opatrzy ci nogą. Zawsze ma ze sobą apteczkę, chociaż twierdzi, że używa jej tylko wtedy, kiedy ja jestem w pobliżu.
Abula zaczął ogarniać strach.
– Co chcesz ze mną zrobić?
Vic podrapał się po głowie.
– Jeszcze się nad tym zastanawiam. Najpierw Mickey pomoże mi rozprawić się z tym wesołym chłopcem. – Machnął bronią w stronę leżącego na podłodze Toma.
Abul poczuł ulgę. Sądził, że to on miał być poddany obróbce Mickeya, ale wyglądało na to, że Vic zamierza przede wszystkim ukarać Toma za uknucie spisku, mimo że to nie on był jego inicjatorem.
– A ty… no cóż, muszę poświęcić temu trochę czasu. Wymyślić coś naprawdę odlotowego. I w ten właśnie sposób na to popatrz, Abul. Twoje imię przejdzie do gangsterskich kronik: nikt nigdy nie zapomni, jaką śmiercią zginąłeś.
Skrzeczał jeszcze jak papuga, kiedy przybył Mickey Ball z kilkoma innymi mężczyznami. Zabandażowali Abulowi nogę i wsadzili go, szarpiącego się i protestującego, do bagażnika samochodu. Ostatnia rzecz, jaką widział, zanim zatrzasnęła się nad nim klapa, to Vic klepiący Toma po twarzy, żeby go ocucić, przeklął sam siebie za miękkość i podanie Rifkindowi hery. Teraz sam dałby wszystko za tak lekkie umieranie.
Jonny sprawił się jak należy. Wrzeszczał wniebogłosy, gdy Benny go tłukł, gdzie popadło i nie popuszczał do momentu, kiedy otworzyły się drzwi celi, a wtedy trzeba było aż trzech funkcjonariuszy, żeby oderwać go od ofiary i wyciągnąć z celi.
Z kolei z policjantami zaczął walczyć Jonny.