Выбрать главу

– Jeśli mnie rozumiesz, Jack, lepiej powiedz, co chcę usłyszeć, a szybko to skończę, obiecuję! – krzyknął Tony prosto w ucho Jacka, a raczej w to, co z niego zostało. – Zaczyna mówić… zamknijcie się, do cholery! Próbuje mi coś powiedzieć.

Pochylił się i wsłuchiwał uważnie. Wreszcie usłyszał: „Pieprz się!”.

Zerwał się, jednym pstryknięciem otworzył srebrną zapalniczkę Zippo, prezent od nieżyjącego syna, i rzucił ją na wrak człowieka u swoich stóp. Ciało buchnęło ogniem i Tony wraz z synami patrzył, jak Jack wije się na podłodze.

– Co za cholerna strata czasu, tato.

Tony wzruszył ramionami. Patrzył na płonące ciało.

– Niezupełnie. Zapłaciliśmy mu za Juniora. To bardzo ważne. Stern okazał się twardy i choć nienawidziłem go z całego serca, muszę wyrazić swoje uznanie. Niewielu facetów zniosłoby to, co mu zgotowaliśmy.

Pokiwali głowami. Tony ziewnął i dodał.

– Wyrzućcie go na wysypisko, ale najpierw zapakujcie do jakiegoś worka. Ja idę do domu trochę się zdrzemnąć.

Powiedziawszy to, zostawił ich i pojechał do pogrążonej w rozpaczy żony. Po drodze zadzwonił do Maury i zdał jej relację. Wcale nie był z siebie zadowolony. Robił się za stary na tę robotę. Był czas, kiedy cieszyło go wymierzanie okrutnej kary, ale tamte dni należały już do przeszłości i zdecydowanie nadeszła pora, by oddać ster chłopcom. Dzisiaj się o tym przekonał.

Dwa razy wymiotował na poboczu, zanim dotarł do domu, musiał też zjechać do zatoki, żeby opróżnić jelita, ale wiedział, że zapach palonego ciała będzie go jeszcze długo prześladował.

***

Kenny i Vic pili kawę w supernowoczesnej kuchni Jacka.

– Ciekawe, kto to wszystko dostanie.

Vic zaczął wciągać kolejną linijkę koki.

– Powinieneś to rzucić, stary. Miesza ci w głowie, a przy okazji także i mnie, a mamy się dogadać – powiedział Kenny.

– Założę się, że już siedzisz w majtkach u Maury Ryan. Dobra jest? – Widząc oburzony wyraz twarzy Kena, roześmiał się i dodał: – To tylko żart, ale już wiele lat temu byłeś na nią napalony. Pomyślałem sobie, że skoro ten ostani absztyfikant pomieszał jej szyki, mógłbyś wystartować do niej i zająć jego miejsce.

Przybrał minę lubieżnika, tak że Kenny mimo wszystko miał ochotę się roześmiać. Vic znowu był dawnym Vikiem. Przez krótki moment.

– Jak to się wszystko stało? Moja Sandra, twoja Lana. Jaka kanalia się za tym kryje?

Kenny nie odpowiedział.

– Chcesz wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi, Ken? Żebyś mógł pojechać z powrotem do Ryanów i za powtórzenie im tego odzyskać dla mnie kokę?

Kenny wstrzymał oddech.

Vic wyszczerzył zęby w paskudnym uśmiechu, którego bali się wszyscy, nawet jego stara matka.

– Takiego wała! Powiedz swojej Maurze, że będę pertraktował tylko z nią samą, jasne?

Kenny potrząsnął głową.

– Ryanowie tego nie kupią…

Vic przerwał mu.

– Pieprzyć cię, Kenny. I pieprzyć ich wszystkich. Jeśli chcą coś wiedzieć, tak właśnie ma być. Podam im czas i miejsce w ciągu dwudziestu czterech godzin.

Nie było już wiele do powiedzenia. Vic wciągał następną porcję koki i Kenny wiedział, że nie warto sobie strzępić języka.

– Porwali mojego brata… Mogę to przełknąć, tak pogrywamy, ale niech choć włos spadnie ze łba tego sukinkota, wtedy bez dwóch zdań będę się mścił. Ale powiedz im, że teraz chodzi mi o kokę, a dokładniej o kokę Jacka. Byliśmy partnerami i jest tam ładnych parę funtów.

Kenny kiwnął głową.

– Zrozumieją to. Jeszcze nigdy nikogo nie wystawili do wiatru.

– Na razie nie. Choć Tommy, jak sądzę, powiedziałby co innego.

– A gdzie jest Tommy?

Vic poklepał się po nosie i mrugnął do niego.

– Zostaw to. Niedługo się dowiesz. Być może zdejmę z pierwszych stron gazet nawet Bena Ryana.

Kenny miał złe przeczucia.

***

Radon „Coco” Chatmore był zaskoczony i przerażony, gdy zobaczył w drzwiach Benny’ego Ryana, trzymającego za turban Dezzy’ego Haseema, ciężko pobitego i nieprzytomnego. Ben z całej siły pchnął chłopaka na Radona, który stracił równowagę. Leżał teraz na podłodze obok bezwładnego ciała swojego kumpla i partnera w interesach.

– Cześć, gnojku. Wykiwałeś ostatnio więcej swoich koleżków?

Radon próbował podnieść się z podłogi, ale Benny zaserwował mu potężny kopniak w brzuch.

– Mamy ze sobą do pogadania. Ale wiesz co? – Uśmiechnął się. – Nie mam ze sobą Super Glue.

Zauważył, że Coco odetchnął z ulgą, więc wyciągnął coś z kieszeni i powiedział wesoło:

– Ale patrz, co znalazłem w samochodzie Cashy…

Trzymał w ręku przemysłowy zszywacz.

– Mam tylko problem, czy zrobić ci oczy otwarte, czy zamknięte. A ty jak wolisz?

Z całą powagą pytał Radona o opinię w tej sprawie, jakby była dla niego bardzo ważna.

Dezzy jęknął. Wtedy Coco zauważył, że powieki jego kumpla zostały wielką zszywką sczepione z brwiami, a gałki rozwartych oczu są całkiem wyschnięte.

– Co ty wyprawiasz, Benny, przecież jesteśmy twoimi przyjaciółmi!

Przystojna twarz Bena wykrzywiła się w grymasie psychotycznej złośliwości.

– Już nie, Radon. Nie, ty dwulicowy palancie. Jesteś dla mnie śmieciem, gównem na moich butach i umrzesz w potwornym bólu, a ostatnia rzecz, jaką zobaczysz, to zszywacz, który sczepi twoje pieprzone oczy, żebyś ich już nigdy nie otworzył.

Zarechotał.

Ponieważ Dezzy znowu się poruszył i zaczął jęczeć, schylił się i wbił mu zszywkę w czoło.

– Poręczne narzędzie, co? Nie mogę się doczekać, kiedy zacznę z tobą, Coco.

Zmusił Radona, żeby zaciągnął Dezzy’ego do salonu. Kiedy zobaczył tam aktualną dziewczynę Radona, Shamillę, rzucił wesoło:

– Cześć, Sham, jak się masz, kochanie?

Shamilla patrzyła, jak Coco wciąga do pokoju pobitego Dezzy’ego, zauważyła zszywki na jego oczach i rzekła szybko:

– Właśnie wychodziłam.

Benny cmoknął z niezadowoleniem.

– A dokąd to? Jesteś z kimś umówiona?

Przytaknęła.

Pochylił się nad nią i ryknął jej w twarz:

– Nigdzie nie idziesz, zdziro! Zrób mi kanapkę i herbatę. Mocną i słodką, taką jak lubię.

Wybuchnęła płaczem, ale Benny chwycił ją za prowokacyjny top z nadrukiem „Twarda sztuka” na piersiach i zaciągnął do kuchni.

– Nie próbuj żadnych sztuczek, Sham, bo pożałujesz. Zrób herbatę i nie drażnij mnie, bo skopię ci dupę, jasne?

Kiwnęła głową.

– Grzeczna dziewczynka. Wiesz, o co mi chodzi.

Słyszała, jak pogwizduje, przywiązując Radona do krzesła.

Pośpiesznie zrobiła herbatę. Zanosiło się na kłopoty i nie chciała mieć z tym nic wspólnego. Absolutnie nic. Ale miała przeczucie, że na jakiś czas tutaj utknęła. Otworzyła lodówkę i zaczęła robić kanapki, o które prosił Benny. Gdyby kazał jej tańczyć nago dookoła stołu, zrobiłaby to, zresztą nie pierwszy raz zażądano by od niej czegoś takiego.

Weszła z herbatą do salonu w momencie, gdy Benny trzymał zszywacz nad lewym okiem ofiary. Kiedy Radon wrzasnął z bólu i przerażenia, upuściła na podłogę filiżankę z herbatą i poparzyła sobie nogi. Zainspirowany tym Benny wziął z kuchni czajnik z wrzątkiem i chlusnął nim w twarz Radona.

Słysząc jego krzyki i widząc, jak próbuje rozerwać więzy, Shamilla poczuła, że robi jej się słabo. Ryan był wariatem, wszyscy to wiedzieli, ale obserwowanie go w akcji było szokiem.

Gdy Radon opowiadał o Bennym, słuchała go chętnie i śmiała się, jego powiązania z tym słynnym świrem imponowały jej. Jednak oglądanie go przy robocie nie było już takie zabawne. Zwłaszcza że w każdym momencie mógł swoją agresję skierować przeciwko niej.

A ona chciała jedynie być z powrotem w domu u mamy, siedzieć sobie w salonie i oglądać w telewizji Emmerdale. Pobiegła zrobić następną herbatę. Nie mogła ani sekundy dłużej patrzeć na swojego poparzonego chłopaka.