Benny załatwił zszywaczem drugie oko Radona. Sam się sobie trochę dziwił, że tak łatwo mu ignorować prośby i błagania kumpla. Skończył swoje dzieło i przysunął skórzany podnóżek. Usiadł na nim i powiedział:
– A teraz opowiedz mi wszystko o Abulu, sobie i Vicu Joliffie, którego już możesz uznać za nieboszczyka.
Groteskowo wyglądająca głowa Radona drżała dziwnie. Wkrótce drgawki opanowały całe jego ciało, a Benny popijał herbatę i zajadał kanapki, obserwując, co się z nim dzieje. W końcu zawołał Shamillę.
– Dobre żarcie, Shamilla, ale twoi starzy chyba robią w gastronomii, nie? Nadal mają tę milutką kawiarenkę na Islington?
Kiwnęła głową, z oczami pełnymi przerażenia utkwionymi w biednym Radonie. To właśnie Benny Ryan uwielbiał – mieć władzę nad innymi ludźmi. Kochał wzbudzać strach, a w tym pokoju strach wisiał ciężko w powietrzu, był niemal namacalny. Mógłby go wyczuć dotykiem w oczach dziewczyny.
– Często ostatnio widywałaś Abula? – zapytał.
Potrząsnęła głową.
– Nie, ale dzwonił wczoraj wieczorem. Mówił, że dostarcza Vicowi paczkę do magazynu Jacka. Nie wiem, co to znaczy, ale przekazałam wiadomość dalej.
Gorączkowo próbowała przypomnieć sobie więcej informacji, a Benny tylko się uśmiechał, widząc, jak rozpaczliwie stara się go zadowolić.
– Gdzie Radon trzyma broń, kochanie?
– W sypialni, w szafie. Ma podwójne dno…
– Zamknij się, ty pieprzona suko! – wychrypiał Radon.
Benny uderzył go w twarz z taką siłą, że poparzona wrzątkiem skóra policzka przywarła mu do dłoni. Shamilli zrobiło się niedobrze, gdy wycierał rękę w mokrą koszulę Radona.
– Chodźmy do sypialni, Shamilla.
Poszła za nim chętnie. Jeśli chce się pieprzyć, będzie miał najlepszą jazdę w życiu. Czegokolwiek Benny Ryan zażąda, dostanie. Chodziło o jej życie, była zdecydowana ratować je za wszelką cenę. Chyba nie musi umierać tylko dlatego, że była na tyle głupia, by związać się z Coco Chatmore’em.
Przynajmniej miała taką nadzieję.
Rozdział 23
– Poda ci czas i miejsce. Znasz Vica. Lubi stawiać ludzi na baczność. Odgrywać wielkiego ważniaka.
Po rozstaniu się z Vikiem Kenny przyjechał prosto do Maury, by zdać jej relację. Wyglądała na zmęczoną i wymizerowaną.
– Szczerze mówiąc, Vic to w tej chwili mój najmniejszy problem. Benny jak dzika bestia zostawia po sobie ślady w całym Londynie, a my nie możemy tego drania znaleźć.
Kena to raczej nie interesowało. Benny to Benny. Stuknięty facet, największy świr londyńskiego półświatka.
– Vic chce się z tobą spotkać, Maws. Domagał się, żebyś była sama, ale powiedziałem mu, że to niemożliwe. Zgodził się, żebym był obecny, obiecał, że powie ci wszystko, co będziesz chciała.
Kiwnęła głową. Propozycja była nie do odrzucenia.
– W zamian za jego brata i kokę, jak przypuszczam?
Kenny, patrząc jej w oczy, odparł:
– Tak, jego brat ma być częścią układu, ale koka chyba jest dla niego ważniejsza. Rozumie jednak, dlaczego porwaliście Justina. Ale dopóki go dobrze traktujecie, pogodzi się z tym. Mam wrażenie, że jego brat nie orientuje się, co robi Vic, więc przypuszczam, że gówno z niego wycisnęliście.
– Dobrze przypuszczasz. I zapewniam cię, że nic poważnego mu nie grozi, choć komfortu nie ma.
Kenny odetchnął.
– A więc jeszcze żyje?
Maura uśmiechnęła się lekko.
– O ile wiem, to tak.
Widać było po niej, że jest u kresu sił, ale zadał pytanie które od dawna chciał jej zadać, tylko brakowało mu odwagi.
– Co zrobisz, jeśli Tommy nie żyje?
Wzruszyła ramionami.
– Jeśli mam być szczera, miałabym problem z głowy. Zdradził moją rodzinę i bracia poprzysięgli mu zemstę.
Próbował wyczytać z jej twarzy, co naprawdę czuje, ale jak zwykle była nieprzenikniona.
– A Benny?
Znowu wzruszyła ramionami.
– Prawdę mówiąc, chętnie bym się go pozbyła. Mam go serdecznie dość. Ale poczuwam się do odpowiedzialności. Od lat wiedziałam, że ma nierówno pod sufitem, i nie powinnam dopuścić do tego, żeby się tak rozkręcił. Jednak stało się i teraz musimy postarać się zminimalizować szkody.
Kenny miał ochotę wziąć ją w ramiona i przytulić, ale się nie odważył. W każdej sprawie inicjatywa należała do Maury. W dodatku z żalem musiał przyznać, że nie jest największym przystojniakiem na tym świecie. Nawet jego matka mawiała, że nie o takich modlą się panny.
– Jak córeczka? – zapytała.
Uśmiech wygładził rysy jego poznaczonej szramami twarzy.
– Diablo śliczna. Chciałbym, żeby już było po wszystkim. I jeśli przetrwamy, to ja się wypisuję, Maws. Koniec. Wychodzę z tego. Jestem za stary na to całe gówno.
Popatrzyła na niego przeciągle i zapaliła papierosa. Zaciągnęła się głęboko.
– Ta mała stworzy cię na nowo, Ken. W przeciwieństwie do mnie masz się o kogo troszczyć, masz kogoś, kto cię potrzebuje. To cudowne. Też bym tak chciała. Po prostu żyć normalnie, to by mi zupełnie wystarczyło. Własny dom i spokojne życie, a Benny na dożywociu… Boże, wybacz mi.
Roześmiał się.
– Byle nie za spokojne było to życie. Chyba jeszcze zostało w nas trochę energii, co?
Uśmiechnęła się.
– Czy wiesz, że dzięki Alicii jeszcze długo pozostaniesz młody? Będziesz wiedział, co jest na szczycie listy przebojów, co wchodzi w modę, a co z niej wyszło. Będziesz oglądał programy telewizyjne, których sam nigdy byś nie włączył. Dzięki niej zachowasz młodość w sercu i umyśle. Będziesz patrzył, jak rośnie i dojrzewa, rozparty w fotelu, kochający i kochany, dumny z córki. Czy masz pojęcie, jaki ty jesteś cholernie szczęśliwy?
W jej smutnym głosie czuło się brzemię samotności, odkrywała się wreszcie, ujawniając tęsknotę za tym, co on miał po prostu dane jak większość kobiet i mężczyzn.
– Zmarnowałam całe swoje życie – przyznała z bólem Maura. – Chciałam być oparciem dla Carli i dostałam od niej potężnego kopa. A Benny jest wariatem, zostawia za sobą tylko śmierć i zniszczenie, gdziekolwiek się pojawi. Po to się tak szarpałam? Wszystko jest źle, Ken. Wszystko poszło źle. Nawet Marge unika mnie teraz jak morowego powietrza, bo boi się, że zostanie wplątana w wendetę Vica. Ale to znowu sprowadza się do dzieci, prawda? Ona o nie się boi, nie o siebie. To samo dzieje się z tobą, i dobrze, jeśli dzięki temu wydobędziesz się z tego szaleństwa, które bierzemy za prawdziwe życie.
Kenny był pełen współczucia. Każde wypowiedziane przez nią słowo płynęło z potrzeby spojrzenia prawdzie w oczy. Gorzkiej prawdzie. Przytulił ją przyjacielskim gestem, który odwzajemniła.
– To się wkrótce skończy, Maws, a wtedy uciekaj od tego wszystkiego, dziewczyno. Vic i jemu podobni ludzie zawsze będą wśród nas. Niech inni radzą sobie z ich obłędem.
Maura obejmowała go mocno, jakby tonęła. Została wepchnięta w odmęt wydarzeń i nie wiedziała, jak wydobyć z tego siebie i rodzinę.
– Czuję się tak, jakby mój mózg miał eksplodować z przeciążenia. Benny znaczy swój szlak śmiercią, wszystkich nas zniszczy, jeśli temu nie zapobiegniemy. Przekroczył wszelkie granice, nie potrafi już racjonalnie myśleć. Nawet się z nami nie skontaktował, co mówi samo za siebie. Pewnie uważa, że uda mu się wszystko wyprostować bez naszej pomocy. To moja wina, bo ciągle go wykupywałam, gdy wpadał w tarapaty, a teraz ściągnęłam na nas wszystkich takie kłopoty, że nawet Billowi Gatesowi byłoby ciężko się z nich wykupić.
Kenny czuł zapach jej perfum. Wydawała mu się taka delikatna. Przytulił ją mocno jeszcze raz, ciesząc się jej bliskością i przyzwoleniem na czułość. Chciał ją pocałować, poczuć jej smak. Zobaczyć, jaka jest, gdy wychodzi z roli szefowej. Maura uniosła wzrok i z jej oczu wyczytał, że odwzajemnia jego uczucia. Ale może to było tylko jego pobożne życzenie? Lana kochała go na swój sposób. Jego paskudna gęba nigdy jej nie przeszkadzała, widziała w nim człowieka, który był wart jej uczucia. Miał nadzieję, że Maura Ryan też potrafi patrzeć w głąb jego serca.