Popatrzyła na Sarah i uśmiechnęła się przymilnie.
– Przewrócili cały dom do góry nogami, ale już wszystko posprzątałam. Dla ciebie.
Sarah zrobiło się przykro, że wnuczka musi zabiegać o powrót na łono rodziny. Zmusiła się do uśmiechu.
– Usiądź, dziecko, zrobię ci herbaty. Nie wyglądasz dobrze. Zakrzątnęła się wokół czajnika, a Carla pomyślała, że lepiej by było, gdyby Garry wyszedł. Napięcie by zelżało. Nie zrobił jednak tego. Rozsiadł się na krześle i przyglądał bratanicy, a ona czuła się skrępowana jak nigdy.
– Czy Tommy pytał cię kiedykolwiek o coś związanego z rodzinnym biznesem?
Nie miał zamiaru się z nią ceregielić. Zaskoczył ją tym pytaniem. Potrząsnęła głową.
– Oczywiście, że nie. Nawet gdyby próbował, nic bym mu nie powiedziała.
Garry zaśmiał się szyderczo.
Carla przechyliła się przez stół, długie rude włosy opadły jej na twarz.
– Nie mogę mówić o czymś, o czym nie mam pojęcia, prawda? Zastanów się nad tym, wujku Garry. Co miałabym mu powiedzieć? Nigdy nie traktowaliście mnie jak kogoś liczącego się w tej rodzinie.
Mówiła prawdę, to było jasne, ale miał ochotę się nad nią poznęcać.
– Wiedziałaś wystarczająco dużo o Bennym i Maurze.
Wzruszyła ramionami.
– Nic takiego, czego by nie było w nagłówkach niedzielnych brukowców. Zresztą głównie stamtąd czerpałam swoje informacje o was wszystkich. Nie jesteście zupełnie anonimowi.
Garry pokręcił głową ze zjadliwym uśmieszkiem.
– Za chwilę będzie tu Maura, dociera to do ciebie? A mnie przypomniało się takie stare powiedzenie o zdradzonej kobiecie co to gorsza jest od diabła…
Sarah trzepnęła go w tył głowy.
– Po co dolewasz oliwy do ognia i nie dasz jej w spokoju wypić herbaty? Poradzę sobie z Maurą. I z tobą też, jeśli będzie trzeba. To wszystko ciągnie się już za długo. Ostatnie wydarzenia powinny nauczyć nas przynajmniej tego, że musimy trzymać się razem, a nie szarpać nawzajem.
Usiadła z powrotem przy stole i obiema rękami ujęła dłoń syna. Poczuł papierową starczą skórę i nagle ogarnęła go fala uczucia dla tej kobiety u schyłku życia, która jako matka zasługiwała na lepsze traktowanie z jego strony.
– Musimy trzymać się razem, Garry. Jej brat sieje spustoszenie w mieście i Carla przyszła nam powiedzieć, że go widziała, więc udzielmy jej kredytu zaufania. Ciągle płynie w niej nasza krew, a to znaczy więcej niż cokolwiek innego.
Zanim zdążył jej odpowiedzieć, w kuchni pojawiła się Maura. Oboje obserwowali, jak Maura i jej bratanica wpatrują się w siebie. Matka mocniej ścisnęła jego dłoń, a Garry bezwiednie odwzajemnił uścisk.
– Przyszła powiedzieć nam o Bennym, tak, Gal? – zapytała Maura.
Kiwnął głową.
– Był w domu mamy. Szukał broni, którą tam schowaliśmy, a to może oznaczać tylko jedno: na własną rękę poluje na Vica i Abula.
Maura zdjęła żakiet i powiesiła go starannie na jednym z kuchennych krzeseł, nie spuszczając wzroku z bratanicy.
– Jak wyglądał?
Carla była zadowolona, że Maura zwróciła się bezpośrednio do niej.
– Jakby był w amoku. Miał w samochodzie Dezzy’ego. Myślę, że zrobił mu jakąś krzywdę. Sami wiecie, jaki jest Benny, kiedy się wnerwi.
Sarah wstała, ale Maura powstrzymała ją delikatnie.
– Nie rób mi herbaty, mamo. Naleję sobie dużą brandy. – popatrzyła na Gala i Carlę. – Ktoś chce się przyłączyć?
To była ręka wyciągnięta na zgodę, wszyscy tak to zrozumieli, z Carlą na czele.
– Ja proszę – mruknął Garry.
Był pełen podziwu dla Maury. Okazała wielkoduszność z uwagi na matkę. Słyszał, jak staruszka odetchnęła z ulgą.
– Dla mnie też… ze względów zdrowotnych, oczywiście – powiedziała Sarah.
Wszyscy uśmiechnęli się do niej ciepło i staruszka aż poczerwieniała z radości. Tego chciała, tego potrzebowała bardziej niż wszystkich skarbów świata. Miłości własnych dzieci.
Wiedziała oczywiście, że musi upłynąć sporo czasu, zanim Maura i Carla wrócą do dawnej zażyłości, ale przynajmniej będzie mogła spokojnie umrzeć, wiedząc, że już nie skaczą sobie do gardeł.
Gdy sączyli brandy, Maura zdała Garry’emu relację z wydarzeń w klubie. Nie wydawał się zaskoczony.
– Słyszałem, że jeden z naszych punktów przyjmowania zakładów omal nie został zdemolowany w samo południe. Facet, który go prowadzi, Sal Bawdy, musiał wyciągnąć gnata, żeby przepędzić napastników. Chyba powinniśmy wpaść tam po drodze. Skończył drinka i dodał: – Gorzka prawda, co, Maws? Dupki, których byt od nas zależy, uciekają jak szczury.
– Kto to był?
Wyszczerzył zęby.
– Dwaj chłopcy od Joego Żyda.
Maura przetrawiła tę informację, zanim pociągnęła kolejny łyk swojego drinka.
– Myślisz, że Vic zamierza się z nami skontaktować?
Wzruszył ramionami i zapalił papierosa.
– Wiem tyle, co i ty.
– Siedzimy tu od ponad dwudziestu czterech godzin czekając na telefon, który nigdy nie zadzwoni. Bawi się z nami, ale wiesz, co ci powiem? Pożałuje tego.
Huknęła wściekle szklanką o stół, a Sarah pomyślała, że siła jej osobowości najpełniej ujawnia się w chwilach gniewu. Trzęsły jej się ręce, kiedy zapalała papierosa, ale było dla wszystkich oczywiste, że to z wściekłości, nie ze strachu.
Zaciągnęła się i głośno wypuściła dym. Zacisnęła powieki próbując się opanować. Carla, patrząc na nią, dziwiła się samej sobie, jak mogła oszukiwać tę kobietę. Maura była dla niej dobra, ale potrafiła być przerażającym wrogiem.
– Chcą mnie ograbić? O to w tym wszystkim chodzi? Jeszcze raz pociągnęła papierosa i zauważyli, że stopniowo się uspokaja.
– A więc dobrze. Mam już tego dość. Wiesz co teraz zrobimy, Garry?
Potrząsnął głową, uśmiechając się półgębkiem. Ona też uśmiechnęła się do niego.
– Wyślemy Vicowi makabryczny i denerwujący prezencik. Wyciągniemy go w ten sposób z podziemia.
– Ale jak to zrobić? Nie wiadomo, gdzie się ukrywa.
Maura znowu zaciągnęła się głęboko, a potem powiedziała wesoło:
– Wyślemy matce Vica ucho jego brata.
Oboje z Garrym wybuchnęli śmiechem, a Carla i Sarah poczuły się wyłączone z tej komitywy.
– Dostaniemy taki drobny fragment ciała w krematorium we wschodnim Londynie. Karen Harper nie odmówi, jest nam winna przysługę.
Garry śmiał się do rozpuku.
– Możemy też zacząć nachodzić wszystkich dawnych pomagierów Vica. Pieprzyć go! Nie obowiązują już białe rękawiczki, będziemy robić, co nam się żywnie podoba.
– A co z twoim głosem rozsądku, Maws? To nie w twoim stylu.
Przełknęła swoją brandy, rzucając wojowniczo:
– Taki będzie odtąd mój styl.
Rozdział 25
Matka Sandry Joliff i dwie osierocone córeczki były na cmentarzu w Romford, gdzie Sandra została pochowana. Był pogodny dzień. Dziewczynki kierowały się znajomymi alejkami do grobu matki, urozmaicając sobie drogę zabawą w „ciepło-zimno”. Zatrzymały się, bo babka zapalała kolejnego papierosa Benson amp; Hedges. Jej suchy kaszel niósł się daleko w ciszy cmentarza.
Chantel, starsza o piętnaście miesięcy, chwyciła młodszą siostrę za rękę, gdy czekały, aż babka do nich dojdzie. Rachelle, delikatna, drobna i ciemnowłosa, przeciwieństwo siostry blondynki, wysunęła rękę z uścisku i pobiegła naprzód.
Zatrzymała się przy kamieniu nagrobnym z czarnego marmuru ze złotymi literami, którymi wypisane było imię i nazwisko matki oraz data urodzenia. A dalej „Ukochanej żonie i matce”. Rachelle wiedziała, że mama jest tam, pod ziemią, babcia wyjaśniła jej, że trzeba być pochowanym, żeby pójść do nieba. Gdy jakiś chłopak w szkole powiedział, że jej mamę jedzą robaki, wpadła w histerię. Nauczycielka, pani Harding, zbeształa go i jeszcze wytłumaczyła, że robaki nie mają zębów, więc Rachelle poczuła wielką ulgę.
Kopiec wyglądał, jakby ktoś go naruszył. Dziewczynka uklękła i zaczęła ugniatać ziemię wokół kwiatków, które ona i siostra posadziły do czasu położenia płyty. Dzisiaj miały ozdobić grób prześlicznymi różowymi kamykami. To się mamie spodoba. Tak jak córki była fanką Barbie i zawsze kupowała im dla lalek wszystkie najmodniejsze różowe akcesoria.