Выбрать главу

– Coś nie tak z Sheilą?

Westchnął.

– Wszystko nie tak, jeśli chcesz znać prawdę.

Sarah przyglądała mu się, jak palił papierosa, i pomyślała sobie że biedak nie tylko postarzał się ostatnio, ale i przygarbił. Sheila, jak wiadomo, jest nieustępliwa i pewnie daje mu do wiwatu. Nie potrafi docenić tego, co ma. Sześcioro dzieci, kolejne w drodze i mąż, który ją uwielbia i zapracowuje się dla nich wszystkich. Jest zbyt wymagająca wobec swojego mężczyzny i jeśli się nie opamięta, Lee znajdzie sobie wreszcie inną twarz do oglądania rano na poduszce obok.

– Czy ona cię denerwuje?

– Od tego incydentu z głową w szafie zupełnie zbzikowała, ale właściwie trudno mieć do niej o to pretensję. Zyskałem nawet jakieś punkty w jej oczach.

– Jezu, ja też o tym bez przerwy myślę. Benny to psychiatryczny przypadek, bez dwóch zdań. Nawet cieszę się, że Janine nie żyje, bo to na pewno by ją zabiło.

Zobaczyła, że Lee z trudem powstrzymuje się od śmiechu, i poczuła, że ogarnia ją złość. Taka była reakcja jej dzieci na wszystko – obśmiać to. Najgorszą rzecz zawsze obracali w żart. A niektóre rzeczy, jakie robili, wcale nie były śmieszne. Benny, który ucina głowę młodemu człowiekowi, wcale jej nie śmieszył. Był odrażający i zdeprawowany, ale nie śmieszny. Ani trochę.

– Na Bennym świat się nie kończy, synu. Nawet Sheila musi to zrozumieć.

– To jej nie interesuje, mamo. Chce, żebym się z tego wycofał, a jeśli się nie zgodzę, zażąda rozwodu. Garry i Maura znają sytuację, dlatego dotąd pozwalali mi trzymać się na uboczu w tej cholernej aferze z Vikiem.

– A jak twoi chłopcy?

Uśmiechnął się szeroko.

– Są wspaniali. A maleństwo… och, mamo, ona jest cudowna.

Kochał dzieci, widziała to w jego oczach, słyszała w jego głosie. Chwyciła dłoń syna.

– Idź do domu, synu. Maura i Garry to zrozumieją, wytłumaczę cię.

Był taki przystojny z tymi czarnymi włosami i głęboko osadzonymi niebieskimi oczami – te dwie cechy były jak znaki firmowe Ryanów. Co tu dużo mówić, byli dorodną rodziną i na swój sposób czuła się dumna z nich wszystkich i każdego z osobna. Nawet Maura dostarczała jej powodów do dumy od czasu ich pojednania.

– No już, uciekaj do domu. Masz dużą rodzinę, musisz o nią dbać, a ja mam przeczucie, że będzie bardzo ciężko, zanim ta sprawa się rozwiąże.

– Nie mogę, mamo, choć bardzo bym chciał. Mam tego wszystkiego dość, tak samo jak ty, ale nawet Roy został wciągnięty do ostatecznej rozgrywki. Miejmy nadzieję, że to szybko się skończy i nie będzie za dużo krwi.

Pokiwała głową, wiedząc, że marnuje czas. Syn zrobi, co musi, nie posłucha jej bez względu na to, co mu powie. Tego nauczyła się przez lata.

Nie wiedziała jednak, że Lee miał za zadanie jej strzec. Gdy odcięte ucho zostanie doręczone ciotce Vica, a pewnie już tak się stało, Vic będzie tropił każdego z Ryanów i nie zawaha się nawet przed mordem. A facet był zawzięty i uparty. Skądinąd Maura również.

Lee miał dość tego piekła. Oby się wreszcie skończyło. Wtedy będzie mógł wrócić do domu, do rodziny. Już postanowił że wycofa się z biznesu. Sheila miała rację, tego stanowczo za wiele. Zagrożone było ich życie i życie dzieci. Najwyższy czas wyrwać się z matni i odbudować rodzinne szczęście, zanim będzie za późno.

***

Kenny spotkał się z Maurą na stacji obsługi w Thurrock. Wsiadając do jej samochodu, był z jednej strony zachwycony, że znowu ją ogląda, z drugiej niepokoił się, jaką też rozróbę tym razem szykuje. W każdym razie odczuwał satysfakcję, że chce go mieć przy sobie. To oznaczało, że go ceni, nawet jeśli nie chodzi o nic więcej.

Obdarzyła go uśmiechem, a on zauważył, że jest znacznie bardziej pewna siebie niż podczas poprzedniego spotkania, kiedy pokłócił się z Garrym.

– Dokąd jedziemy? – zapytał.

– Do ciotki Vica. Sprawdzimy, czy tam nie wpadnie pocieszać swoją starą matkę.

Niebieskie oczy Kena wyrażały sceptycyzm. Ma ładne oczy, pomyślała Maura. W innym odcieniu niż oczy Ryanów, bardziej przejrzyste i jaśniejsze. Ale w ich spojrzeniu nie było słabości. W Kennym Smithie w ogóle nie było żadnej słabości. Patrzył ludziom prosto w oczy. Wzbudzał zaufanie. Maura przypuszczała, że musiał pracować nad swoim wizerunkiem ze względu na to, czym się trudnił, ale to nie miało znaczenia – i tak dodawało jej otuchy.

– Myślę, że powinnaś czekać, aż się odezwie.

– Nie mogę, Ken. Naprawdę nie mogę już dłużej siedzieć i czekać na tego dupka. Mówi się na mieście, że jesteśmy skończeni, a to może spotęgować nasze kłopoty, chyba że zdusimy problem w zarodku, i to raz na zawsze. Ktoś próbował napadu na jeden z naszych punktów bukmacherskich, sam wiesz, co to oznacza.

Słuchał jej z uwagą, nie przerywając, by wtrącić swoje trzy grosze, czego nie znosiła u Rifkinda i swoich braci.

– I jeszcze jedno. To dwaj chłopcy od Joego Żyda próbowali obrabować punkt. Ciekawe, nie sądzisz? Musieli dostać od kogoś zlecenie, a przecież nie ode mnie. Cały czas wydawało mi się, że ten stary dupek coś ukrywa. On jest w zmowie z Vikiem. Czuję to.

Kenny na chwilę zamknął oczy, kiedy zdał sobie sprawę, że właśnie się zaczyna to, czego się cały czas obawiał. Zmasowany atak na Ryanów, a Maura jest na pierwszej linii.

Zerknęła na niego. Przywdział zawodową maskę, nic nie mogła odczytać z jego twarzy. Ogolona głowa, głęboka blizna i masywne ciało sprawiały, że robił wrażenie bezwzględnego faceta, twardego drania. Ale Maura wiedziała, że jest przyzwoitym człowiekiem. Natomiast z racji wyglądu twardziela musiał przyciągać do siebie kobiety niezbyt interesujące. I pewnie nawet w połowie nie byłyby nim tak zachwycone, gdyby poznały łagodną stronę jego natury, którą ona, Maura, z każdym upływającym dniem coraz bardziej ceniła.

Otworzyła usta, zamierzając coś powiedzieć, ale w tym momencie odezwał się telefon. Natychmiast rozpoznała głos Vica Joliffa.

***

Carla i Joey szli po Lancaster Road. Zawarli rozejm i mając pieniądze od Bena, zrobili sobie maraton po sklepach. Maura nie zamierzała otwierać szeroko ramion, ale w ich stosunkach również zapanowała zdecydowana odwilż i bardzo to Carlę cieszyło. Przynajmniej pozbyła się ściskania w żołądku na myśl o tym, co zaraz zrobi czy powie Maura.

Nawet Joey wydawał się szczęśliwszy. Ciągle gdzieś wychodził, ale z powodu jego aberracji seksualnej, jak to Carla nazywała, nie pytała go nigdy, dokąd się wybiera. Szczerze mówiąc, nie chciała wiedzieć.

Przyglądała mu się, gdy szli obok siebie. Wysoki i przystojny, zawsze miał wielu znajomych, choć niekoniecznie przyjaciół. Był z natury bardzo towarzyski i przyjacielski, jednak w szkole miał kiedyś problemy z powodu dziewczyńskich zachowań. Fakt, że był krewnym Ryanów, oczywiście położył temu kres.

Jedynymi osobami, z którymi naprawdę się dogadywał, byli Benny i Abul. Benny dokuczał mu wprawdzie bezlitośnie, ale Abul zawsze miał dla niego czas. Teraz, z wiadomych powodów, był z tym koniec.

Niedobrze się stało, że nie utrzymywali bliższych kontaktów z jego ojcem. Dopiero ostatnio, kiedy Joey dorósł, Carla zdała sobie sprawę, że w jego życiu powinien być mężczyzna. Ale kiedy wiele lat temu Malcolm zdradził ją z tą nadętą suką, swoją sekretarką, wszystko się między nimi skończyło, a Maura i wujowie pilnowali, żeby nigdy nie pojawiał się w pobliżu bez wyraźnego przyzwolenia.

Joey zakwiczał z radości, machając do sąsiada babci zza płotu, aktora, który wystąpił w wielu filmach i zawsze grał gangstera albo psychopatę. Tamten także machał i piszczał z uciechy z taką samą głośną egzaltacją jak jej syn. Gdyby tylko legion żeńskich fanek gwiazdora mógł go teraz widzieć – i tych wszystkich ładnych chłopców, którzy wchodzili i wychodzili o różnych porach nocy. Nawet sprzątać przychodził chłopak z Filipin, mający jędrne ciało i dość zużyty mop.

Pomachała mu bez entuzjazmu, a on odpowiedział jej urzekającym uśmiechem, który roztopiłby najtwardsze żeńskie serce.