Выбрать главу

Abul otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale Joe go ubiegł.

– Dlaczego go nie zapytacie, kto zabił waszego brata?

Abul zaczął protestować chrapliwym głosem.

– Nie! To nie ja… to Vic.

Kenny zrobił krok naprzód.

– Teraz to ma sens. Nigdy nie wierzyłem, że Vic mógłby zbliżyć się do Tony’ego Juniora niepostrzeżenie. Chłopak był zawodowcem, nie dałby się podejść. A jeśli nawet, dlaczego Vic miałby na tym poprzestać? Dlaczego nie zabił od razu Maury? Nie, to zrobił ktoś inny i z innych pobudek, w dodatku ktoś, kogo Tony znał. Dlaczego to zrobiłeś, Abul? Miał coś na ciebie?

Przez moment panowała pełna napięcia cisza, po czym Dooleyowie jak jeden mąż ruszyli na Abula. Zepchnęli go z żelaznych schodów i rzucili się na niego z taką zaciekłością, że nawet Kenny poczuł ciarki. Odwoływał ich przez dobrych parę minut.

Wiedział, że Maura chciałaby mieć Abula żywego, ale jego szanse na przeżycie były teraz równe zeru.

***

Garry, Roy i Tony Dooley Senior zjawili się w służącej za magazyn opuszczonej stodole Jacka Sterna o świcie. Garry wysłał swoich ludzi, by dla bezpieczeństwa przeczesali okoliczny teren. Nie można było wykluczyć, że Vic obsadził już to miejsce swoimi i przyczaił się, by zrobić im jakąś paskudną niespodziankę. Jak dotąd był nieuchwytny. Roy powiedział to, o czym wszyscy myśleli:

– Pojawia się i znika, jakby używał magii, nie?

Garry pokiwał głową.

– Nasi ludzie objechali wszystkich, ale niczego się nie dowiedzieli.

– Nie może być daleko. Będzie tu, prawda?

Tony pokręcił głową.

– Nie umiem powiedzieć, człowieku. Naprawdę nie umiem powiedzieć.

– A ten cholerny Benny… jak tylko się znajdzie, mam zamiar przepuścić go przez maszynkę do mięsa. Za kogo on się do cholery uważa? Za pieprzonego Roya Rogersa? – wściekał się Garry.

Roy kilka razy głęboko odetchnął.

– Weź się za niego, Garry. Choć osobiście uważam, że to moja wina. Kiedy zadzwonił, powiedziałem mu won. Teraz go potrzebujemy, a jego nie ma. Użyłem za ostrych słów. Powiedziałem, że nikt z nas nie chce już mieć z nim nic do czynienia.

Przygnębiony dodał z lękiem w głosie.

– Nie do wiary, że nie skontaktował się po raz drugi… Garry i Tommy też się zastanawiali, czy Benny jeszcze żyje, choć żaden nie odważył się powiedzieć tego głośno.

– A co myśleć o tym cholernym Abulu? – Zapytał Roy. – Ciągle nie mogę tego przełknąć.

Wiadomość, że to Abul zamordował Tony’ego Dooleya Juniora oraz że był w zmowie z wrogiem, zaszokowała i zgnębiła wszystkich.

– Ważne, że go mamy. – Garry położył rękę na ramieniu Tony’ego Seniora. – I Maura dopilnuje, żeby dostał, na co zasłużył.

Tony zmusił się do uśmiechu, a obaj Ryanowie poklepali go po plecach.

Podeszli do drzwi budynku, pod który co chwila podjeżdżały samochody. Wszyscy, którzy stanęli po stronie Ryanów, ściągali na umówioną odprawę. Garry był zdecydowany takim czy innym sposobem dorwać dziś Vica Joliffa i zlikwidować go.

Była to teraz jego osobista sprawa, ten obślizgły drań robił sobie z nich jaja.

Z uśmiechem powitał Gerry’ego Jacksona. Pomimo zaawansowanego wieku i peruki, jednej z całej kolekcji, stary gangster wyglądał bardzo groźnie, a blizny po pożarze w klubie wiele lat temu jeszcze potęgowały to wrażenie. Dla młodych był legendą jako najlepszy przyjaciel Michaela Ryana. Samo to powodowało, że był ważną personą. Przeżył też podłożoną bombę, nie wypuszczając broni z ręki.

Nawet Garry czuł przed nim respekt. Ściskał dłoń Gerry’ego, poklepując go po ramieniu, co było u niego oznaką przyjaźni i szacunku.

– Wiedziałem, że przyjdziesz, Ger.

Gerry wyszczerzył się.

– Za żadne skarby świata nie przegapiłbym czegoś takiego. Zgadnij, kto jest na zewnątrz. – Uśmiechając się nadal, sam odpowiedział na swoje pytanie: – Czterech moich najstarszych chłopców.

Synowie Gerry’ego byli narkotykowymi baronami i rządzili w swoim rodzinnym Kencie. Mówiło się, że nic nie ma prawa wejść tam do doków ani z nich wyjść bez ich pozwolenia. Kanał La Manche też do nich należał i Garry wielokrotnie robił z nimi interesy w ciągu ostatnich kilku lat. Uważał ich za godnych zaufania, a przy tym załatwiali sprawy rzeczowo i grzecznie. Będą atutami w tej rozprawie, cieszył go ten gest solidarności. Niewielu ludzi stanie za Vikiem Joliffem, był więcej niż pewny, i z satysfakcją myślał o zademonstrowaniu siły. Uzyskali większe liczebnie i szersze poparcie, niż ktokolwiek by się spodziewał.

Ryanów poparli Azjaci ze wschodniego Londynu i Deptford, Hindusi z południowego Londynu i rewolwerowcy z całego miasta. Garry modlił się tylko, żeby nie doszło do zatargów między nimi przed finałem. Niech sobie Maura mówi o unikaniu rzezi, szykuje się wojna na całego i wygrają ją.

Od lat nie był taki ożywiony, cieszył się z góry na każdą sekundę najbliższych kilku godzin.

Rozdział 27

O dziesiątej rano w dniu konfrontacji Benny zadzwonił wreszcie do Maury do domu. Uznał, że rozmowa z ciotką jest najlepszą opcją. Była, jak przewidywał, spokojna i rzeczowa, ale odmówiła dyskutowania z nim o czymkolwiek. Wyjaśniła, że konfrontacyjne spotkanie jest w południe, podała miejsce, kazała natychmiast wziąć dupę w troki i rozłączyła się.

Teraz jechał tam, złość w nim kipiała, a nowi kumple, których zwerbował, trajkotali z tyłu białego vana transita. Byli to Hindusi, czterej bracia, rodzina pochodziła z Bangladeszu, a mieszkali w Forest Gate. Wszyscy czterej byli zaprzysiężonymi wrogami Abula, w ciągu ostatnich kilku lat dochodziło między nimi do licznych drak. Benny dowiedział się od nich dopiero teraz, po czasie, że jego dawnemu kumplowi uszło na sucho morderstwo dzięki jego związkom z potężną rodziną Ryanów i przyjaźni z nim samym.

Wszyscy wiedzieli, że oni obaj trzymają sztamę, i jeśli chodzi o Bena, rzeczywiście tak było. Ale Abul przez cały czas miał własny plan. Sukinsyn zasłużył na tortury, powolną straszną śmierć.

Ricky D, najstarszy z braci, zawsze był w dobrych stosunkach z Bennym. Przez lata handlowali narkotykami poprzez pośrednika, wspólnego znajomego, Radona Chatmore’a. Ricky niepłakał nad rastą. Jego śmierć otwierała drogę rodzinie Ricky’ego i cementowała ich nowe przymierze z Bennym.

Za chwilę Benny miał stanąć przed własną rodziną. Jechał z nowymi wspólnikami, śmierć dawnych przyjaciół miała być dowodem jego lojalności. Denerwował się, ale miał nadzieję, że ciotka i wujowie nie będą robili z niego idioty na oczach Ricky’ego i jego braci.

Dał im powody. Toczyła się właśnie wojna na śmierć i życie, a on dostał się do rejestru poszukiwanych i stał się wrogiem publicznym numer jeden z powodu tego incydentu z głową. Ta głowa okropnie go drażniła, gdy o niej pomyślał. Powinien ją wyrzucić, teraz to rozumiał. Był głupcem, że ją trzymał, ale cieszyła go świadomość, że ona tam jest. Zrobiła się z tego afera z winy Carol, która na dodatek straciła ich dziecko. Gdyby nie była taką głupią suką, nic by się nie zdarzyło.

Była to dla niego nauczka na przyszłość. Zniesie po męsku wyznaczoną mu przez rodzinę pokutę i udowodni, że jest godny nazwiska Ryan. Pozwoli, żeby go wykupili z tarapatów, w jakie ostatnio wpadł – choć najpierw honorowo odmówi przyjęcia ich pomocy. Niech się trochę pomartwią. Na pewno by nie chcieli, żeby został świadkiem koronnym, on zresztą też nie.

Gdy zbliżali się do terenów Jacka Sterna, był już w bardzo dobrym nastroju. Maura na pewno utoruje mu drogę powrotu do rodziny. W głębi duszy musieli wiedzieć, że cokolwiek złego zrobił, wobec nich był lojalny i zawsze będzie, choćby nie wiem co.

Należał do Ryanów i był z tego dumny. Maura dobrze go przyjmie, jest nastawiona rodzinnie, zawsze była. W końcu cała ich siła bierze się stąd, że są Ryanami, królewską rodziną przestępczego podziemia.

Dla Ryanów więzy krwi były i są najważniejsze.