Выбрать главу

Zaschło jej w gardle i czuła, że ogarnia ją lęk, ale nie miała pojęcia, czego się boi.

***

Benny patrzył na swojego dawnego kumpla i uśmiechał się do niego. Abul był skuty kajdankami podobnie jak dwaj pozostali więźniowie i nie miał szans na ucieczkę.

– Załatw to wreszcie, nie opieprzaj się, Benny – powiedział, pryskając śliną przez powybijane zęby.

Zawsze był z nich taki dumny, pomyślał Benny. Przystojny, czarujący Abul, jego najlepszy przyjaciel. Vic zaśmiał się sarkastycznie.

– Zastrzelcie nas już, do cholery ciężkiej, wszystkim należy się wreszcie trochę snu.

Wyglądał jak zjawa w słabym wewnętrznym oświetleniu range rovera. Gdy Benny strzelił mu w pierś, osunął się na siedzeniu. Joe Żyd zemdlał i Benny wziął go jako następnego, używając kolejnej sztuki broni. Pozostał Abul. Garry i Maura przyglądali się uważnie, podobnie jak wszyscy pozostali, gdy Benny wziął trzeci karabin i powoli namierzał cel.

Abul nie spuszczał wzroku z dawnego przyjaciela, arogancja zniknęła z jego twarzy. Stanęły mu przed oczami obrazy z dzieciństwa. Przypomniały mu się figle, jakie razem płatali. I to, że był hołubiony przez Ryanów, jakby należał do rodziny. Ale chciał więcej, chciał przejąć władzę i nie wyszło mu to na dobre.

– Przepraszam, Ben.

To był prawie szept.

– I ja też, stary.

Benny poczuł, że ręce trzęsą mu się ze zdenerwowania. Nigdy przedtem nie wahał się, gdy miał zabić, nie żałował swojej ofiary, lecz dawnemu przyjacielowi nie chciał zrobić krzywdy. Nie chciał widzieć Abula martwego. Nie w tym momencie, kiedy tamten patrzył na niego takim samym wzrokiem, jak kiedy byli dziećmi i Benny podle się zachowywał.

– No dalej, Benny, nie mamy całej nocy przed sobą – ponaglił go Garry.

Benny po raz ostatni popatrzył na Abula, a potem powoli nacisnął spust. Ten strzał wydał mu się znacznie głośniejszy niż dwa poprzednie. Jeszcze dzwoniło mu w uszach, gdy opuszczał broń, nadal wpatrzony w przyjaciela. Nie było mu fajnie z tym, co zrobił. Jedyny człowiek, na którym mu kiedykolwiek zależało, nie żył.

Gdy Abul opadł głową w przód na siedzenie pasażera, Roy podszedł z tyłu do syna, łagodnym gestem odwrócił go przodem do siebie i strzelił mu prosto w serce.

Benny osunął się na ziemię z wyrazem zdumienia na twarzy.

Maura odwróciła głowę, a Kenny przygarnął ją do swojej piersi, chcąc jej oszczędzić widoku umierającego bratanka.

– Co to, do diabła, ma znaczyć? – warknął Garry. – Powinieneś poczekać, aż wsiądzie do samochodu, tak ustaliliśmy.

Roy klęczał na ziemi, patrząc na nieruchome ciało syna. Maura oderwała się od Kenny’ego i podeszła do brata.

– Och, Maura, co ja zrobiłem?

Przytuliła go do siebie i płakała razem z nim. Benny wyglądał tak niewinnie leżąc na ziemi, zupełnie jak Michael we śnie, kiedy ona i Marge wślizgiwały się do jego pokoju i podkradały mu drobne, żeby kupić sobie cukierki.

Wyglądał tak młodo i spokojnie.

Garry westchnął, patrząc na Maurę i Roya, którzy płakali jak dzieci, trzymając się w objęciach. Trzeba było to zrobić, Roy to wiedział. Benny niechybnie skończyłby w pierdlu z dożywociem, ale jaką jatkę by jeszcze urządził, zanimby do tego doszło? Nie mówili Maurze wcześniej, jakie mieli w stosunku do niego plany. Uważali, że kiedy już będzie po wszystkim, zrozumie ich racje, byli tego pewni. To Roy zdecydował, że jego syn też powinien umrzeć, a Garry się z nim zgodził.

Podszedł teraz do Tony’ego Dooleya i Gerry’ego Jacksona, którzy obserwowali wszystko stojąc z boku, i cmokał z satysfakcją. Zauważył jednak smutek na ich twarzach, więc nic już nie powiedział.

Spojrzał na trzech martwych mężczyzn w rangę roverze. Ich śmierć od kul z policyjnych karabinów wszystkich zaskoczy, ale czy to pierwszy raz gliny wykonywały egzekucje na znanych przestępcach? Z tego co wiedział, niemal stało się to ich rozrywką. Potem wystawiali publice paru palantów, na których niby to sypnęły się gromy, a między sobą poklepywali się po plecach za dobrą robotę na polu zwalczania przestępczości.

Zajmą się i tą sprawą. Pieprzyć ich, najwyższy czas, żeby posmakowali własnego lekarstwa.

Rozpaczliwe łkanie Maury nawet jego rozstroiło, więc odszedł do jednego z samochodów i pociągnął spory łyk chivas regal prosto z butelki. Potem pomaszerował z powrotem i wcisnął ją bratu do ręki. Roy przyjął ją z wdzięcznością i też się napił. Popatrzył na zdumioną twarz Benny’ego i ostami raz pocałował go w czoło. Potem wstał i powiedział mocnym głosem:

– Pomóż mi wsadzić go do samochodu, Gal.

Trzydzieści minut później posiadłość Jacka opustoszała, został na niej tylko range rover ze swoją makabryczną zawartością. Nic innego nie wskazywało, że ktokolwiek tu był w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin. Żadnych odcisków butów koło auta. Garry zadrwił sobie z policji i rozśmieszało go to za każdym razem, gdy tylko o tym pomyślał.

Broń porzucono w pobliżu, żeby znalazł ją przypadkowy przechodzień. Prasa dostanie cynk, że w użyciu były karabiny policyjne, których kradzież nie została wcześniej zgłoszona.

Bena i Abula zjednoczyła śmierć, podobnie jak byli zjednoczeni za życia. Ciało Bena zostało ułożone obok zwłok jego przyjaciela i wyglądali niemal tak, jakby trzymali się za ręce.

***

Sarah nagle poczuła się znacznie lepiej. Rozprostowała ramiona i ból odpuścił. Uśmiechnęła się i nastawiła czajnik. Stała w oknie kuchennym i wyglądała na rozległy ogród Maury. Słońce było już wysoko i zapowiadał się piękny dzień.

Postanowiła, że pójdzie na mszę, by podziękować Bogu za wspaniały dzień i przywróconą energię życiową pulsującą na nowo w jej ciele. Usłyszała, samochód Maury na podjeździe i postawiła na stole drugi talerzyk i filiżankę. Miała przeczucie, że odtąd wszystko już będzie dobrze.

Epilog

– Chodź, Maura, pospiesz się!

Kiedy usłyszała dobiegający z dołu głos Kenny’ego, pozwoliła sobie na ostami rzut oka na odbicie całej swojej sylwetki w dużym lustrze w sypialni. Wyglądała dobrze, wiedziała o tym, ale właśnie dzisiaj było to szczególnie ważne. Wzięła bladoróżową szminkę i przeciągnęła nią po wargach. Na tym zakończyła toaletę i jeszcze raz się do siebie uśmiechnęła.

Jej wzrok powędrował do fotografii stojących na parapecie obok. Roy i Benny, spoglądający na nią swoimi niebieskimi oczami. Ona i Michael w klubie, śmieją się do siebie, oboje młodzi i beztroscy. Jest też stare, wyblakłe, czarno-białe zdjęcie z nimi wszystkimi jako dziećmi, przypominające Maurze wszystkich braci, żyjących i tych, którzy odeszli. Matka i ojciec dumni ze swojego potomstwa. Maura wzruszyła się do łez.

Z powrotem przywołała uśmiech na twarz. Nic nie zepsuje dzisiejszego dnia, nie pozwoli na to.

– Co robisz, Maws? Masz tam na górze drugiego faceta?

Śmiejąc się, zbiegła na dół po schodach swojego nowego domu. Trzymała w ramionach dużego pluszowego misia w szkockim stroju, z tradycyjną skórzaną torbą zawieszoną u pasa.

– Skąd wzięłaś tego pluszaka?

– Zobaczyłam go w Roman Road Market i musiałam mieć. Gdzie ona jest?

– A jak myślisz? Pewnie u niemowlaka.

Przeszli przez dom do nasłonecznionego pokoju dziennego i nie mogli się nie uśmiechnąć na widok Alicii, z zachwytem przyglądającej się malutkiemu synkowi Carli, Michaelowi.

– Kocham tego dzidziusia, Maws. Zobacz, uśmiecha się do mnie!

Alicia uwielbiała bawić się z małym Michaelem.

– On też przepada za tobą, Ali. Patrz, jak jego buźka się rozpromienia, gdy cię widzi.

Carla obrzuciła je spojrzeniem i uśmiechnęła się blado. Była teraz inną kobietą. W pewnym sensie szczęśliwszą, a w każdym razie pogodzoną z losem. Ale Maura często całą siłą woli powstrzymywała się od rozprawienia się z nią na dobre. Wiedziała jednak, że tego nie zrobi, nie mogła. Chociaż malutki Michael był wykapanym Tommym Rifkindem, nie przeszkadzało jej to bezgranicznie go kochać.