Nie jestem taka głupia, żeby wierzyć w to, co wygadują mężczyźni, mówiła Amalia, chcesz mnie tylko wykorzystać. Szli do domu, a zanim doszli, chodź jeszcze kawałek do tego rogu, i tam znowu ją pocałował, jesteś taka śliczna, obejmował ją i głos mu się robił miękki, tak cię kocham, i czuł, że ona mu się opiera. Trzymała go za ręce, nie pozwalała rozpiąć bluzki, podnieść spódnicy: już wtedy byli w sobie zakochani, paniczu, ale na poważnie to się zaczęło później.
Trinidad pracował niedaleko laboratorium, w fabryce włókienniczej, i opowiadał Amalii urodziłem się w Pacasmayo i pracowałem w Trujillo, w warsztacie samochodowym. Ale że był aresztowany jako aprista, to jej powiedział dopiero potem, kiedy pewnego razu szli aleją Arequipa. Tam był taki dom, a naokoło ogrody i drzewa, a to wszystko otoczone rowami, których pilnowało wojsko i policja. I Trinidad podniósł lewą rękę, i powiedział Amalii na ucho Victorze Raúl, apriści cię pozdrawiają, a ona czyś ty oszalał? To ambasada kolumbijska, wyjaśnił jej Trinidad, tam teraz poprosił o azyl Haya de la Torre, a Odria nie chce go wypuścić z kraju i dlatego naokoło jest tyle glin. Zaczął się śmiać i opowiedział jej: któregoś wieczoru przejeżdżaliśmy tędy i dawaliśmy sygnały klaksonem, na znak, że jesteśmy z Apry, i patrol ich złapał i zaraz do paki. Trinidad jest apristą? A on, że tak, aż do śmierci; i wsadzili go do więzienia? a on tak, widzisz, jakie mam do ciebie zaufanie? To już będzie dziesięć lat, mówił jej, bo w tym warsztacie w Trujillo wszyscy należeli, i wyjaśnił jej jeszcze, że Victor Raúl Haya de la Torre to uczony, a Apra to partía biedaków i kolorowych z całego Peru. Pierwszy raz aresztowali go w Trujillo, policja złapała go na malowaniu na ulicy hasła „Niech żyje Apra”. Kiedy wyszedł, już go z powrotem nie przyjęli do pracy w warsztacie i dlatego przeniósł się do Limy, no i tu partia załatwiła mi pracę w jednej fabryce na Vitarte, tak jej opowiedział i jeszcze dodał, że za rządów Bustamantego służył w ochronie; chodził razem z towarzyszami rozpędzać manifestacje oligarchów albo czerwonych i zawsze wracał pokiereszowany. Nie dlatego, żeby był tchórzem, to sprawa fizycznej odporności, a ona no pewnie, jesteś taki szczupły, i on na to tak, ale męskości mi nie brakuje, ostatnim razem jak mnie wzięli, tajniacy wybili mi dwa zęby i nawet wtedy nie puściłem pary. Kiedy było to powstanie w Callao 3 października i Bustamante delegalizował Aprę, koledzy z Vitarte powiedzieli Trinidadowi ukryj się gdzieś, a on na to ja się nie boję, nic nie zrobiłem. Dalej przychodził do roboty, a jak 27 października była rewolucja Odrii, mówili mu, i teraz też nie uciekniesz, a on, teraz też nie. Zaraz na początku listopada, któregoś dnia, jak wychodził z fabryki, podszedł do niego facet: pan jest Trinidad López? Tu w samochodzie czeka na pana kuzyn. On się rzucił do ucieczki, bo nie miał żadnego kuzyna, ale go dogonili. W prefekturze żądali od niego, żeby im doniósł o planach terrorystycznych sekty, a on na to jakie plany, co za sekta?, i żeby powiedział kto i gdzie wydaje podziemną „Trybunę”. Tam właśnie wybili mu te dwa zęby, a Amalia na to które? a on jak to które?, a ona, bo przecież masz wszyściuteńkie zęby, a on, że wstawił sobie sztuczne i nic nie widać. Był w więzieniu osiem miesięcy, prefektura, więzienie karne, i kiedy go wypuścili, ważył o dziesięć kilo mniej. Przez trzy miesiące nie miał co ze sobą zrobić, póki się nie dostał do tej fabryki w alei Argentina. Teraz już ma dobrze, robi jako kwalifikowany. Wtedy, co go wieczorem przyłapali za tę historię pod ambasadą kolumbijską, no to sobie pomyślałem, znowu wpadłem, ale mu uwierzyli, że to było po pijanemu, i na drugi dzień wyszedł. Teraz rozumiesz, Amalio, on się musi wystrzegać dwóch rzeczy: polityki, bo już go mają w kartotece, i kobiet, tych szczebiotek o śmiercionośnym żądle, bo już im nie ufa. Poważnie? powiedziała Amalia, a on na to, ale teraz ty jesteś i znowu wpadłem, w domu nikt nie wiedział, że cię coś łączyło z Amalia, mówi Santiago, ani moje rodzeństwo, ani starzy, i Trinidad chciał ją pocałować, a ona, puść mnie, ty zabijako, i Ambrosio na to, nikt nie wiedział, bo myśmy to ukrywali, paniczu, a Trinidad, kocham cię, przytul się do mnie, niech cię poczuję przy sobie, i Santiago, a czemuś-cie to ukrywali?
Amalia bardzo się przestraszyła słysząc o tym, że Trinidad siedział w więzieniu i że mogli go znowu posadzić, więc nawet nie opowiedziała tego Gertrudis. Ale wkrótce odkryła, że Trinidad interesował się sportem jeszcze bardziej niż polityką i że ze wszystkiego najwięcej pasjonowała go piłka nożna, a zwłaszcza drużyna „Municipal”. Ciągnął ją na stadion, i to dużo wcześniej, niż było trzeba, bo musiał zająć dobre miejsca, a podczas meczu aż chrypnął od krzyku i puszczał wiązanki, kiedy chudemu Suárezowi wlepili gola. Trinidad grał kiedyś w młodzieżowej drużynie „Municipal”, to było wtedy, jak pracował w Vitarte, a teraz zorganizował drużynę piłkarską przy fabryce z alei Argentina i grali w każdą sobotę po południu. Ty i sport to moje dwie słabostki, mówił do Amalii, a ona mogła go być pewna, nie pił i nie wyglądał na dziwkarza. Oprócz piłki nożnej lubił też boks i wolnoamery-kanke. Zabierał Amalię do lunaparku i tłumaczył jej, ten chojrak, co wychodzi na ring w pelerynie toreadora, to Hiszpan Vicente García, i jeszcze, że on załatwia tego Jankesa nie dlatego, żeby był taki dobry, tylko że bądź co bądź, to jest nasz chłopak z Peru. Amalii podobał się Peta, taki elegancki, podczas walki nagle mówił stop i przyczesywał czuprynę; i nie znosiła Toro, który wygrywał pakując przeciwnikowi palce do oczu i waląc w żołądek. Ale w lunaparku prawie nie widziało się kobiet, byli tylko bezczelni pijacy, a na ‘trybunach wybuchały bójki jeszcze bardziej zawzięte niż na ringu. Co do piłki zgoda, mówiła Amalia, ale już dosyć tych sportów, lepiej mnie zabierz do kina. A on jak chcesz, kochanie, ale zawsze tak wykręcił, żeby pójść do lunaparku. Pokazywał jej w „Kronice” anons o wolnoamerykance, mówił o prostych i kontrach, dzisiaj wieczorem Medyk zrzuci maskę, jeżeli wygra z Mongołem, to będzie pierwszorzędne, co, jak myślisz? Nic nie myślę, odpowiedziała Amalia, będzie tak jak zawsze i tyle. Ale on już ją zdołał udobruchać i często mówiła: tak, dziś do lunaparku, i jaki on był wtedy szczęśliwy.