Выбрать главу

Myśli: obiecuję. Zasłona ma odgięty jeden róg i Santiago może dostrzec wycinek niemal czarnego nieba i domyślać się nieszczęsnej wiecznej mżawki, która tam za oknem spada na Quinte, na domki krasnoludków, na Limę, na Miraflores.

II

Popeye Arévalo spędził ranek na plaży Miraflores. Ciągle się gapisz na schody, mówiły mu dziewczyny, a twoja Teté i tak nie przyjdzie. I rzeczywiście Teté nie przyszła tego dnia na plażę. Zły na cały świat wrócił do domu jeszcze przed dwunastą, ale idąc pod górę zboczem Quebrada cały czas widział nosek Teté, aureolę włosów, oczy Teté i rozczulał się sam nad sobą: Teté, czy wreszcie zwrócisz na mnie uwagę? Kiedy przyszedł do domu, jego rudawa czupryna była jeszcze wilgotna, a na twarzy wyskoczyło mnóstwo piegów. Senator czekał na niego: chodź, piegus, porozmawiamy. Zamknęli się w gabinecie i senator: czy on ciągle chce na architekturę. Tak, tatusiu, jasne, chcę. Tylko że egzamin wstępny jest strasznie trudny, zgłaszają się całe tłumy, a bardzo niewielu się dostaje. Ale on się zabierze do wkuwania, tatusiu, to może się uda. Senator był zadowolony, że syn skończył szkołę średnią i nie oblał żadnego egzaminu, i od nowego roku był jak do rany przyłóż, w styczniu podwyższył mu kieszonkowe z dziesięciu solów do dwudziestu. Ale żeby aż tak, to Popeye się nie spodziewał: posłuchaj, piegus, na architekturę trudno się dostać, więc po co teraz ryzykować. Najlepiej będzie, jak pójdziesz na kursy przygotowawcze, weźmiesz się do nauki, a w przyszłym roku na pewno zdasz: co o tym myślisz, piegus? Byczo, tatusiu, twarz Popeye’a pojaśniała, oczy zabłysły. Będzie wkuwał, będzie kuł jak wściekły i w następnym roku na pewno go przyjmą. Popeye bał się przedtem, że czeka go spaskudzone lato, nici z kąpieli, z zabaw i spotkań, tylko dzień i noc matematyka, fizyka, chemia, a potem mimo tych wszystkich wyrzeczeń i tak się nie dostanę, a całe wakacje stracone. Teraz je odzyskał: plaża w Miraflores, morskie fale w Herradura, zatoka Ancón, wszystko to widział jak na dłoni, loże w „Leuro”, „Montecarlo” i „Colina”, wszystko takie szałowe, on i Teté w lokalach, tańczący bolero, jak film w technikolorze. Jesteś zadowolony? powiedział senator, a on, że jeszcze jak. Jacy oni są klawi, myślał idąc do jadalni, a senator ale nie będziesz przez całe lato gonił gdzieś na złamanie karku, przyrzekasz? i Popeye, że przysięga, tatusiu. Przy obiedzie senator żartował, no jak tam, piegus, córka Zavali jeszcze ci się nie znudziła? a on poczerwieniał, mhm, troszkę, tatusiu. Już jesteś w tym wieku, że powinieneś mieć swoją dziewczynę, powiedziała jego stara, i niech Popeye przestanie robić głupstwa. Popatrz, prawda, on już jest dorosły, powiedział senator, a ta ich Teté to całkiem ładniutka mała. Tylko się ostro trzymaj, piegus, kobiety lubią, jak się je prosi, on sam niemało się napocił, zanim stara się w nim zakochała, i stara pęka ze śmiechu. Zadzwonił telefon i zaraz przybiegł służący: to do panicza, pana przyjaciel Santiago. Cześć, piegus, mam pilną sprawę. Dobra, chudy, o trzeciej w Cream Rica na Larco? Punkt trzecia, piegus. No i jak twój szwagier, da ci wycisk, jeżeli nie zostawisz Teté w spokoju? uśmiechnął się senator i Popeye pomyślał ile dobrego humoru się dziś marnuje. Nic z tych rzeczy, on i Santiago byli umówieni, ale stara zmarszczyła brwi: ten smarkacz ma nie po kolei w głowie. Popeye podniósł do ust łyżeczkę z lodami, kto to powiedział? zagryzł bezą, może namówi Santiago, żeby poszli do niego posłuchać płyt i żeby zawołał Teté, tylko na chwilę, chudy, tylko trochę pogadamy. Sama Zoila tak powiedziała, w piątek przy kanaście, upierała się stara. Ona i Fermín mieli ostatnio z Santiago masę kłopotów, ciągle się kłóci z Teté i Chispasem, jest nieposłuszny i pyskaty. Chudzielec miał pierwsze miejsce w końcowych egzaminach, oburzył się Pope-ye, czego oni jeszcze chcą, ci jego starzy.

– Nie chce iść na Katolicki, tylko na San Marcos – powiedziała señora Zoila. – Fermín całą noc nie mógł przez to spać.

– Przemówię mu do rozsądku, ty się w to nie mieszaj, Zoila – powiedział don Fermín. – Jest w takim głupim wieku, trzeba umieć do niego podejść. Jak na niego wsiądziemy, to się tylko bardziej uprze.

– Zamiast dobrych rad, lepiej byś mu dał po głowie, zaraz by cię bardziej szanował – powiedziała señora Zoila. – To ty właśnie nie umiesz go wychować.

– Wyszła za tego chłopaka, co do nas przychodził – mówi Santiago. – Za Popeye’a Arévalo. Za piegusa.

– Chudzielec nie może dojść do ładu ze swoim starym z powodu różnicy poglądów – powiedział Popeye.

– A co za poglądy może mieć taki smarkacz, taki żółtodziób? – śmiał się senator.

– Skończ studia, zostań adwokatem, a wtedy będziesz mógł się bawić w politykę – powiedział don Fermín. – Zgoda, chudzino?

– Chudego szlag trafia, że jego stary pomaga Odrii w rewolucji przeciw Bustamantemu powiedział Popeye. – On jest przeciwko wojskowym.

– Jest po stronie Bustamantego? – spytał senator. – A Fermín uważa, że ten chłopak rokuje największe nadzieje ze wszystkich jego dzieci. Chyba jednak nie jest takim geniuszem, skoro się zachwyca tym mięczakiem Bustamante.

– Niech sobie będzie mięczak, ale to przyzwoity człowiek, i do tego stary dyplomata – powiedziała matka Popeye’a. – A Odria to żołdak i mieszaniec.

– Nie zapominaj, że jestem senatorem w rządzie Odrii – zaśmiał się senator. – No i nie bądź głupia, nie wyzywaj go od mieszańców.

– Uparł się, żeby wstąpić na San Marcos, bo nie lubi księży i chce być razem z pospólstwem – powiedział Popeye. A tak naprawdę to dlatego, że on zawsze robi na przekór. Gdyby mu starzy kazali idź na San Marcos, to on by powiedział nie, ja chcę na Katolicki.

– Zoila ma rację, w San Marcos straci stosunki towarzyskie – powiedziała stara Popeye’a. Chłopcy z dobrych domów idą na Uniwersytet Katolicki.

– Tam też można spotkać takich czarnuchów, że strach na nich patrzeć, mamo – powiedział Popeye.

– Z tą forsą, jaką robi Fermín, teraz, kiedy nie rozstaje się z Cayo Bermúdezem, smarkacz nie będzie potrzebował żadnych stosunków – powiedział senator. – Tak, piegus, już ja ci mówię.

Popeye wstał od stołu, umył zęby, uczesał się i wyszedł. Było dopiero piętnaście po drugiej, tym lepiej, ma czas. No to jak, co robimy, Santiago? Ty, słuchaj, spiknij mnie z Teté. Przeszedł przez Larco mrużąc oczy w nasłonecznionej ulicy i zatrzymał się pod wystawami Domu Towarowego Nelson: te giemzowe mokasyny, brązowe spodenki i żółta koszula, bombowe. W Cream Rica był pierwszy, wybrał taki stolik, żeby móc widzieć ulicę, zamówił waniliowy milk-shake. Jeżeli Santiago nie zechce go zabrać do siebie na słuchanie płyt, to pójdą na poranek albo pograją sobie u Coco Becerra, ciekawe, o czym ten chudzielec chciał ze mną gadać. I właśnie wszedł Santiago, gęba wydłużona, oczy jak w gorączce: starzy wylali Amalię, masz pojęcie, piegus. Właśnie otwarto filię Banku Kredytowego i przez okna Cream Rica Popeye widział, jak hałaśliwe bankowe drzwi połykają ludzi, którzy czekali na.chodniku. Słońce paliło, w ekspresach pełno ludzi, na rogu ulicy Shell mężczyźni i kobiety pchali się do autobusów. Czemu oni czekali aż do tej chwili, żeby ją zwolnić, co, chudy? Santiago wzruszył ramionami, jego starzy nie chcieli, żeby sobie zdawał sprawę, że to za tamtą noc; mają go za głupca. Z tą zbolałą twarzą wydawał się jeszcze chudszy, brązowe włosy spadały mu na czoło. Podszedł kelner i Santiago wskazał mu szklankę Popeye’a; też waniliowy? Tak. A w końcu cóż to takiego, pocieszył go Popeye, znajdzie inną pracę, wszędzie potrzebują służących. Santiago oglądał sobie paznokcie: Amalia to była poczciwa dziewczyna, kiedy nas czasem coś ugryzło, Chispasa, Teté albo mnie, wyładowywaliśmy na niej całą złość, wyżywaliśmy się, a ona nigdy nie naskarżyła starym, sam widzisz, piegus. Popeye mieszał słomką milk-shake, no i jak ja cię namówię, szwagierku, żebyśmy poszli do ciebie posłuchać płyt? i siorbnął trochę piany.