W górze rozległ się trzask i ze zraszaczy polał się drobny deszczyk.
— Cholernie sprytne! — Sula westchnęła. Grupa Blanche wielokrotnie analizowała plan, ale nikt nie przewidział, że pierwszą reakcją Naksydów na wybuch bomby będzie władowanie na oślep miliona pocisków we wszystkie okoliczne budynki.
Na szczęście schody znajdowały się w części domu odległej od alei Axtattle i kule tu nie docierały. Gdy Sula zbiegała po schodach, słysząc stukot swoich butów o stopnie, uświadomiła sobie, że powinna powiadomić zwierzchników, że Zespół 491 biegnie jak burza. Przez chwilę wybierała protokół radiowy:
— Kom: do Blanche. — Usiłowała zachować spokój w głosie. — Ogień Naksydów jest zbyt silny. Zespół Cztery-Dziewięć-Jeden wycofuje się. Kom: wysłać.
Odpowiedź, która przyszła po paru sekundach, brzmiała wyraźnie na tle odgłosu kropel bębniących o hełm Suli.
— Cztery-Dziewięć-Jeden, masz pozwolenie na wycofanie. Nie pamiętam, żebym prosiła o pozwolenie, pomyślała Sula.
Głuchy wybuch granatu rozbrzmiewał echem w budynku. Zapach dymu docierał do Suli przez potok ze zraszaczy.
Kawałek tynku odbił się od jej hełmu. Starła z ramion wilgotny pył. Zespół biegł bardzo szybko, mimo że woda leciała teraz po schodach małymi wodospadami.
W holu zgromadził się tłum oszołomionych cywili, wielu z nich niekompletnie ubranych lub w nocnych strojach. Niektórzy byli ranni. Płacz dzieci odbijał się echem od wyłożonych kafelkami ścian. Ludzie stali zmoczeni, boso lub w kapciach. Sula nie widziała nikogo z Zespołu 211.
— Wychodzić stąd! Wszyscy! — krzyknęła Sula. Ręką wskazała kierunek. — Idźcie dwie lub trzy przecznice dalej i czekajcie na odwołanie alarmu. Kto jest ranny, może tam wezwać pomoc.
— Co się dzieje? — padło pytanie z tłumu.
— To wojna! — krzyknął ktoś wściekłym basem. — Cholerna wojna!
— Ale chyba wojna się skończyła?
— Wychodzić! — wrzasnęła Sula. — Schowajcie się, bo się znajdziecie w krzyżowym ogniu. — Idioci, dodała w duchu.
— Ardelion — zwróciła się do Spence jej kryptonimem — gdzie dostałaś?
Spence spojrzała na swój but, który zostawiał czerwony ślad na wodzie.
— Nie wiem. To chyba nic poważnego, ale boli jak cholera.
— Trzeba cię nieść? Spence pokręciła głową.
— Mogę iść. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli biec.
— W porządku. Ty i Starling naciągnijcie kaptury na głowy. Karabiny schować pod pelerynami. Idźcie z tymi ludźmi, aż dotrzecie do samochodu.
Wetknęła pod ramię karabin lufą w dół i naciągnęła kaptur na hełm. Szczelnie zamknęła kaptur z przodu na przyłbicy, ale przyłbica wyświetlała obraz transmitowany przez czujniki kaptura i Sula miała użyteczny widok terenu, po którym szła.
Zespół, prowadzony przez Macnamarę, ruszył wraz z cywilami. Znaleźli się na zewnątrz. Strzały stały się znacznie głośniejsze, odbijały się echem od budynków. Sula dostała zawrotów głowy, gdy obraz został lekko zakłócony, a duszne powietrze w kombinezonie powodowało, że jej nerwy przebiegał ostrzegawczy klaustrofobiczny dreszczyk. Zastanawiała się, jak dobrze działają kamuflujące peleryny — nie widziała postaci Spence czy Macnamary, widziała tylko ich buty i wilgotne ślady podeszew na chodniku.
Na zewnątrz cywile rozpierzchli się, spotykali grupy innych ludzi. Prawdopodobnie słyszeli eksplozję, która zniszczyła wiadukt, i potem albo jak głupcy przychodzili pogapić się, albo jak dobrzy obywatele wybiegli udzielić pomocy ewentualnym rannym. Jednakże słysząc strzelaninę i ciągłe wybuchy ludzie zatrzymywali się niepewnie na ulicy — teraz wszyscy byli gapiami.
Sula szła wśród nich. Rozchyliła kaptur.
— Cofnąć się! — krzyknęła. — To jest wojna! Walczymy z Naksydami! Cofnijcie się, bo możecie dostać kulkę!
— Policja! — zawołał ktoś i cały tłum zaczął odwrót. Sula szybko spojrzała przez ramię i zobaczyła Naksydów w czarno-żółtych mundurach; wybiegali zza rogu, z parkingu, by odciąć drogę ucieczki każdemu, kto chciałby opuścić budynek.
— Szybciej! — krzyknęła przerażona, że Naksydzi zaczną strzelać do tłumu. Ona i jej drużyna pędzili do samochodu, a Spence mimo rany dotrzymywała im tempa. Sula otworzyła tylne drzwi samochodu i rzuciła się do środka, rozpłaszczając się na tylnym siedzeniu. Macnamara, najlepszy kierowca, usiadł za kierownicą, a Spence z przodu obok niego.
— Jedź powoli i bardzo spokojnie — powiedziała Sula. Tłum ciągle uciekał i Sula była zaskoczona, że Naksydzi nie strzelają do wszystkiego, co się rusza.
— Kom: do Zespołu Dwa-Jeden-Jeden. Czy już wyszliście? Budynek otaczają wrogowie. Kom: wysłać.
Jej umysł tworzył beznadziejny plan: zawrócić, ostrzelać Naksydów i uwolnić Zespół 211. Zrobiłaby co w jej mocy, ale to by się skończyło śmiercią całego jej zespołu.
Wreszcie nadeszła odpowiedź od 211.
— Cztery-Dziewięć-Jeden, wyszliśmy! Biegniemy do samochodu na złamanie karku!
Świetnie, pomyślała Sula. Hunhao wyjechał na ulicę, cztery silniki elektryczne cicho napędzały poszczególne koła. Sula przygryzła wargę. Gdyby Naksydzi ich zobaczyli i otworzyli ogień… przypomniała sobie samochód naksydzkiej policji; Hong zniszczył go po prostu strzałami z jednego karabinu.
— Ardelion, co z nogą? — spytała. Spence pochyliła się, żeby obejrzeć ranę.
— Nie mogę się dostatecznie zgiąć przez tę cholerną zbroję — odparła Spence. — Wydaje mi się, że kula przeszła przez łydkę. Przyłożę sobie prowizoryczny opatrunek, a później dokładniej to zbadamy.
Sula podniosła się, usiadła i patrzyła przez tylne okno. Samochód odjeżdżał. Policja naksydzka otoczyła budynek; na szczęście nie zajmowali się gapiami. Oddziały w zielono-czarnych mundurach otrzymały wsparcie ze strony sił w zielonych zbrojach floty. Sula słyszała odgłosy strzałów, ale to nie strzelali Naksydzi.
Nagle w jej uszach rozległ się krzyk, mrożący krew krzyk na tle terkotu karabinu.
— Wszystkie zespoły! Tu Trzy-Sześć-Dziewięć! Jesteśmy z Zespołem Trzy-Jeden-Siedem! Naksydzi nas odcięli! Mamy jedną ofiarę na ulicy, pozostali są ranni. Potrzebujemy pomocy!
Potem dotarł głos Honga.
— Wszystkie zespoły, tu Blanche. Jeśli możecie, wspomóżcie Trzy-Sześć-Dziewięć! Trzy-Sześć-Dziewięć, podajcie swoją pozycję.
Sula wywołała mapę na displej swojej przyłbicy i prawie się załamała, gdy uzmysłowiła sobie, jak słaby jest plan ucieczki. Przedtem uważała za atut to, że dzielnica jest podzielona na kwartały przez dwie ważne przecinające się drogi; wszystkie zespoły i samochody mogłyby uciec z terenu działań małymi lokalnymi ulicami, konwój Naksydów natomiast utknąłby w alei Axtattle, mając bardzo ograniczony dostęp do tego obszaru.
To wszystko prawda, ale Sula zobaczyła teraz, że te dwie główne drogi podzieliły grupę Blanche na cztery części, co w zasadzie uniemożliwia wzajemną pomoc. Zespół Suli musiałby przejść przez autostradę 16 oraz aleję Axtattle, by dotrzeć do Zespołów 317 i 369, i to wymagałoby szczęścia i złożonego manewrowania.
— Starling! — zawołała do Macnamary. — Jedź jak najszybciej! Będziemy skręcać w drugą w lewo za tym skrzyżowaniem.