Sula sprawdziła, czy Spence niczego nie brakuje, i wyszła na ulicę. Słyszała radosny śmiech, a w głowie terkotał karabin. Pierwsza akcja przeciwko Naksydom to katastrofa. Grupa Operacyjna Blanche została zniszczona, ci, co przeżyli, ukryli się. Na pewno w tej chwili Naksydzi wprowadzają swój rząd w Górnym Mieście.
Nie mając dokąd iść, Sula postanowiła zajrzeć do swojego mieszkania w Grandview. Szła tam prawie godzinę. Przez dobrą chwilę przyglądała się budynkowi, ale oceniła, że to nieprawdopodobne, by Naksydzi na nią tu czekali. Chciała wziąć z mieszkania trochę rzeczy.
Dostrzegła światło w oknach u starego portiera i przyszedł jej do głowy pewien pomysł. U sprzedawcy na rogu kupiła gazetę, poszła do budynku i wetknęła głowę w drzwi portiera.
— Panie Greyjean?
— Tak, panienko? — Bezzębny mężczyzna wyszedł do niej z kuchni. W sękatej dłoni trzymał talerz z kawałkiem tostu.
— Czy mogłabym pana o coś prosić?
— Oczywiście.
Sula weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi.
— Panie Greyjean, czy pamięta pan, że jak się tu tylko wprowadziłam, myślał pan, że jestem oficerem floty?
— Tak, oczywiście. Czy pozwoli pani, że zjem tost, dopóki jest ciepły?
— Naturalnie — odparła. — Ja rzeczywiście jestem oficerem floty.
— Och. — Greyjean żuł jedzenie, więc z jego wypowiedzi znikało więcej spółgłosek niż zwykle. — Zawsze tak myślałem. — Wodnistym wzrokiem rozejrzał się po pokoju. — Zechce pani usiąść, milady?
— Tak, dziękuję.
Przysiadła na brzeżku starego, wyściełanego fotela. Greyjean usiadł na małej kanapie.
— Rozumie pan, walczę z Naksydami — wyjaśniła, a portier skinął głową. — Naksydzi mogą tu przyjść i mnie szukać.
Skinął głową.
— No tak, to logiczne.
— I jeśli przyjdą — Sula wręczyła mu starannie złożoną gazetę — czy mógłby pan to wystawić u siebie w oknie kuchni, żebym mogła zobaczyć to z zewnątrz?
Greyjean przyglądał się cienkiemu plastikowemu prostokątowi.
— W oknie, mówi pani.
— Tak. Może pan to trzymać przy oknie i tylko postawić, gdy przyjdą Naksydzi.
Do takich sygnałów najlepiej się nadawał jasny kolor; biała plastikowa gazeta będzie widoczna na każdym tle.
Greyjean wstał z kanapy i poczłapał do kuchni. W jednej ręce niósł talerz, w drugiej — złożoną gazetę. Sula poszła za nim. Postawił na parapecie gazetę i podparł ją glinianą doniczką z fikusem.
— Tak dobrze, proszę pani?
— Tak. Ale tylko gdy przyjdą Naksydzi.
— Oczywiście. — Wsunął biały prostokąt pod doniczkę. — Będę go tu trzymał.
— Dziękuję, panie Greyjean.
Wzruszył ramionami i ugryzł kawałek tostu.
— Bardzo proszę, milady.
Sula sięgnęła do kieszeni, wyjęła dwudziestozenitówkę i położyła ją na talerzu. Oczy portiera się rozszerzyły.
— Dwadzieścia zenitów? Czy jest pani pewna, milady?
Być może nigdy w życiu nie trzymał w dłoni takich pieniędzy.
— Oczywiście. Zasługuje pan na to. Teraz pracuje pan dla rządu. — Puściła do niego oko. — Dla prawdziwego rządu.
Przez długą chwilę Greyjean przyglądał się zjawisku na talerzu, potem wziął monetę i wsunął ją do kieszeni.
— Zawsze marzyłem o służbie rządowej — powiedział — ale nigdy nie miałem odpowiednich kwalifikacji.
Siły Chen pędziły z wormholu Aspa Darla Dwa do Bai-do. Ich radary ciężko pracowały, gdy rozpoczęło się manewrowanie zaraz po przejściu przez wormhol. Martinez wpatrywał się w displeje i w spektrum radiowym znalazł — jak się tego spodziewał — czarny, martwy układ, w którym jedynymi źródłami sygnału radiowego były gwiazda układu i jej jedyna zamieszkana planeta. Przełączył na czujniki optyczne i podczerwone i wykrył więcej obiektów: wiele statków kupieckich leciało z dużym przyśpieszeniem do wormholi, prowadzących na zewnątrz układu.
— Cele — zgłosił Martinez i zamaszystym ruchem palców w ten właśnie sposób zaklasyfikował je na dyspleju taktycznym.
— Przydziel cele zbrojeniowcom eskadry — powiedziała Michi. — Powiedz im, żeby wystrzelili pociski, gdy będą gotowi.
W tym czasie został nadany automatycznie znany komunikat, powtarzany co kilka minut:
— Wszystkie statki przycumowane przy stacji pierściennej należy opuścić i odcumować, by dały się zniszczyć bez szkody dla pierścienia. Wszystkie doki naprawcze i stocznie mają zostać otwarte, a wszystkie statki odcumowane…
Naksydzi w Bai-do wiedzieli, że lojaliści nadciągają, i wszystkim w układzie kazali wyłączyć radary. Dopiero po wielu godzinach Martinez będzie miał kompletny obraz układu. Nie obawiał się rezultatu, ponieważ weszli do niego przez wormhol, który znajdował się daleko od słońca układu i wszelkie okręty, strzegące układu, znajdowałyby się znacznie bliżej jego środka.
— …każdy statek, usiłujący uciec, zostanie zniszczony…
Przez pierwsze dwa dni wydawało się, że Bai-do jest powtórką z Aspa Darla. Nie odkryli żadnych okrętów. Lecące statki kupieckie zostały zniszczone. Na ogół uprzedzono załogi na tyle wcześnie, że zdołały uciec w łodziach ratunkowych. Żaden pijany kapitan Hansen nie pojawił się w komunikatorze, by zaprotestować przeciw unicestwieniu swojego statku. Dużo statków odczepiono od pierścienia Bai-do. Parę szalup wystrzelono z „Sędzi Arslana” — miały skontrolować pierścień i upewnić się, czy wykonano rozkazy.
Nadal organizowano skromne obiady i zabawy, choć wyżsi oficerowie surowo zabronili nadużywania alkoholu, jako że eskadra znajdowała się w przestrzeni wroga. Martinez był gospodarzem na przyjęciu dla poruczników i kadetów na pokładzie „Żonkila”, a Fletcher ponownie gościł Michi i jej załogę na oficjalnej kolacji.
— Pierścień zostanie sprawdzony. Chcemy się upewnić, czy wykonaliście nasze rozkazy…
Załoganci „Prześwietnego” byli w umiarkowanie dobrym nastroju, gdy wpinali się w swoje stanowiska operacyjne, przygotowując się do wylotu dwóch szalup w pobliże Bai-do. Szalupy przelecą w odległości nie większej niż ćwierć sekundy świetlnej, ale ich wydajne czujniki zdołają zajrzeć w otwarte hangary, stocznie i doki i przekazać informacje na statek flagowy.
Po kolacji u Fletchera Martinez czuł, że powieki mu ciążą, zasypiał w cieple skafandra, więc obniżył temperaturę wewnętrzną. Słyszał cichą rozmowę dwóch poruczników sygnalistów, gdy zbliżające się szalupy zaczynały przekazywać „Prześwietnemu” informacje wywiadowcze za pomocą swoich laserów łączności. Martinez leniwie przerzucił na swoje displeje informacje z szalup i dopiero wtedy zauważył błyski w rogu swojego displeju taktycznego.
— Żagwie pocisków! — powiedział Martinez kompletnie zaskoczony. — Żagwie pocisków ze stacji!
Senność została zmieciona przez falę adrenaliny, która wtargnęła do krwioobiegu z siłą tsunami, zalewającego atol koralowy. Z displeju wyrzucił informacje z szalup i powiększył tablicę taktyczną. Pierścień akceleracyjny wystrzelił dwa pociski, każdy wycelowany w jedną ze zbliżających się szalup.
— Wszystkie statki — ogłosił Martinez — bronie defensywne przeciw tym pociskom!
Czuł, że taki rozkaz mógł bezpiecznie wydać bez czekania na aprobatę Michi. Ona też krzyczała do swoich sygnalistów.
— Wiadomość do dowództwa pierścienia! Unieszkodliwić te pociski natychmiast!
Za późno, pomyślał Martinez. Displej pokazywał to, co wydarzyło się dwadzieścia trzy minuty temu. Zanim przekaz od Michi śmignie na odległość dwudziestu trzech minut świetlnych do stacji pierściennej, nastąpi spotkanie pocisków i dwóch bezbronnych łodzi.